Artykuły

"Sułkowski" po wałbrzysku

Po "Hamlecie" dramat "Oficer największych nadziei" jest chyba najtrudniejszym zadaniem, jakiego podjął się zespół aktorski państwowego Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu. Zadanie to polegało nie tylko na "przeniesieniu" widza w epokę napoleońską i ukazaniu na jej tle tragedii Józefa Sułkowskiego, wielkiego Polaka, którego nazwisko wypisane jest na Łuku Triumfalnym tu Paryżu, jako jednego z największych bohaterów tej epoki i historii Francji.

Kazimierz Wyka w swym traktacie "Żeromski jako pisarz historyczny" pisze, iż w "Sulkowskim" ulegają rekapitulacji dwie ważne sprawy dla epoki napoleońskiej: klasowy problem chłopski w jego odniesieniu do polskiej walki wyzwoleńczej i ocena postaci Napoleona Bonapartego. Sprawa pierwsza zajmuje cały akt pierwszy dramatu i niknie później.

Ta właśnie scena, o której pisze Wyka, wymagała od reżysera CELESTYNA SKOŁUDY i występujących w niej aktorów szczególnie starannego opracowania. Trzeba ją było tak odtworzyć, aby utkwiła w pamięci widza, bowiem tu następnych aktach przypomina o niej tylko KAZIMIERZ MIGDAR w roli żołnierza Zawilca, który do końca tzn do kampanii egipskiej służył Sułkowskiemu.

Jak się wydaje, grupa wiarusów (oprócz Zawilca - Żmuda, Trzmiel i Ogniewski) w interpretacji JERZEGO TYCZYŃSKIEGO, BOGUSZA DROJECKIEGO i WALDEMARA SZOPY - spełniła to wszystko, czego można było od niej wymagać.

W ROLI głównej ujrzeliśmy KAZIMIERZA MOTYLEWSKIEGO, aktora zdolnego i ambitnego. Bardzo uważny widz mógł dostrzec w jego grze trochę tremy, podobnie zresztą jak u innych.

No cóż, zjawisko zupełnie normalne przy tak trudnym zadaniu. Motylewskiemu udało się jednak ukazać nam Sulkowskiego z wszystkimi jego cechami, a więc z żarem, porywem, namiętnością, umiłowaniem ojczyzny, zafascynowaniem osobowością Bona-partego, miłością do pięknej kobiety - (Roman Szydłowski "Zimny blask Sułkowskiego" Trybuna Ludu 1968).

Jak o dyplomata, intrygant, spiskowiec, zaciekły monarchista - doskonały jest JÓZEF KACZYŃSKI w roli hrabiego d'Antraigues, Dialogi hrabiego z Sulkowskim cały czas trzymają widownią w napięciu, co dowodzi, te aktorzy wczuli się dobrze w postacie, które przypadło im odtwarzać.

ELEONORA SOWIŃSKA zagrała swą rolą księżniczki Mantui z talentem, wdziękiem, dobrym opanowaniem tekstu, gestu i mimiki. Księcia Modeny trudno sobie wyobrazić inaczej jak w interpretacji JOZEFA POWOJEWSKIECO. ADAM WOLAŃCZYK doskonale odtworzył poczciwego a życzliwego Sułkowskiemu uczonego Wenture. W sumie spektakl fascynujący, ogląda go się z ciekawością i przyjemnością.

Reżyserowi Celestynowi Skołudzie i całemu zespołowi można tylko pogratulować.

NIE SZUKAJĄC przysłowiowej "dziury w całym", chciałem zwrócić uwagę zespołu na małe niedopatrzenia. Otóż Sułkowski wystąpił w pasie harcerskim, z wybitym na sprzączce i dość widocznym z pierwszych rządów napisem "ZHP''. Widocznie ktoś zwrócił na to uwagę, bo później widzieliśmy odtwórcą głównej roli bez pasa. Przy szybkiej zmianie dekoracji i rekwizytów z ogniska żołnierskiego pozostała gałązka chrustu, po której deptali w następnej scenie uczestnicy tajnej narady w sali weneckiego pałacu. Imitacje karabinów złożonych w "kozioł" w prawym rogu sceny przypominają raczej "wintowki" czyli KBK z II wojny światowej.

Piszą o tym z życzliwością dla zespołu, któremu udało się ciekawie wystawić niełatwą sztuką. Tym bardzie) należy dopilnować wyeliminowania wspomnianych drobnostek.

Obejrzenie "Sulkowskiego" polecam wszystkim mieszkańcom Wałbrzycha i okolicy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji