Artykuły

O seksualności nie mówi się dziś inaczej niż w kategoriach skandalu i wstydu

- Już teraz studenci wprowadzili nowe zdania do spektaklu zaczerpnięte właśnie z hejterskich komentarzy - mówi Sebastian Majewski, który wyreżyserował "Chłopów" we wrocławskiej AST. Sztuka zbulwersowała prawicowe media. Z reżyserem rozmawia Dorota Oczak-Stach

Inscenizację "Chłopów" Władysława Reymonta wystawili jako spektakl dyplomowy studenci wrocławskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Przedstawienie stało się celem nagonki prawicowych mediów. Publicystka "Gazety Polskiej Codziennie" ze świętym oburzeniem ("Pożal się Boże!") grzmi o demoralizacji artystów.

W streszczeniu niczym z bryka recenzentka opisuje, że noblista z 1924 r. "na przełomie czterech pór roku ukazał losy mieszkańców wsi Lipce", a prymitywni studenci to ukazanie zbrukali tanimi chwytami. Poczuła się zawstydzona obscenicznym - w swoim przekonaniu - spektaklem oraz brakiem poszanowania dla "religijności, wiejskich obyczajów na początku minionego wieku, pracy fizycznej i seksualności człowieka". Insynuuje też, że młodzi aktorzy wstydzili się nawet zaprosić swoje rodziny na premierę, co zresztą zdementowała sama szkoła.

Na forach prawicowych mediów studenci wraz z reżyserem są wyzywani od zdemoralizowanych prymitywów. Padają inwektywy, wylewa się ściek wyzwisk i bluzgów.

Dorota Oczak-Stach: Szarga pan świętości, godzi w dobre imię noblisty i nie ma nic do powiedzenia. Czytał pan te komentarze?

Sebastian Majewski: Od 20 lat pracuję w teatrze. To nie jest moje pierwsze mocne bicie się z prawicowym opisywaniem sztuki. Podobne problemy mieliśmy z Janem Klatą w Starym Teatrze w Krakowie. Z prawą stroną różnimy się generalnie w podejściu do teatru. Uważam, że służy on interpretacji dzieła. Natomiast podejście prawicowe nakazuje teatrowi jedynie odczytywać literaturę. Ja pozwalam sobie robić to twórczo. To jest ta różnica, która stoi u źródeł konfliktu.

- Obserwując to, co się dzieje w kraju, myślę, że jest coraz mniej szans. Nie rozmawiamy ze sobą, tylko się atakujemy. Ja nie traktuję teatru jako sposobu spędzenia czasu wolnego, lecz jako przestrzeń do dyskusji. Pod tym kątem wybieram tematy. Jestem gotowy na rozmowę, ale nie w kategorii obrazy uczuć religijnych bądź tego, czy coś wolno, czy nie wolno. W sztuce wiele wolno, ale trzeba się zastanowić, po co to się robi.

Świat prawicy jest światem czarno-białym. Musi być plus albo minus. W świecie teatru jest więcej barw. Tak jak w scenie z "Bogurodzicą", która opowiada o czymś więcej, niż zostało to odczytane. Nie zrobiliśmy tej sztuki dla skandalu.

Czy spodziewał się pan, że obrazi uczucia religijne części społeczeństwa?

- Szczerze powiem, że nie. Szczególnie we Wrocławiu, który wydaje mi się miastem otwartym. Miastem, w którym progresywny teatr miał swoje miejsce. Ale czas progresywności Wrocławia mija.

Spodziewałem się raczej dyskusji o młodych i ich problemach, o ich budzącej się seksualności, co jest bardzo ważnym tematem. Dotyczy młodzieży i po prawej, i po lewej stronie, i w centrum. Nie jest uwarunkowany ideologiczne. Czy nabijam się ze świętości obyczajów? Nie wiem nawet, gdzie jest ta świętość. Reymont tworzył tę powieść, mając w głowie Bergsona, pisał o naturalnej sile popędów.

Dlaczego sięgnęliście po tę powieść? Jakie aktualne tematy dostrzegł pan w "Chłopach"?

- Temat wyniknął z obserwacji młodych ludzi, z którymi pracuję. Interesuje mnie to, co dla nich jest ważne. Przysłuchuję się ich rozmowom. Mówią o miłości, o tym, kto do kogo napisał, wymieniają się zdjęciami, wchodzą na portale randkowe, które początkowo zostały wymyślone właśnie przez młodych i dla młodych. Byłem też na egzaminie z piosenki aktorskiej wrocławskich studentów, gdzie było czuć bijącą z nich olbrzymią siłę libidalną. Poza tym zastanawiam się, jak rzeczywistość, kultura, polityka, szkoła ograniczają naturalną chęć młodych ludzi do poznawania życia. Jak bardzo chcą, a nie mogą. Gdzie musi się chować ich siła? O seksualności nie mówi się dziś inaczej niż w kategoriach skandalu i wstydu. Wstydu za oglądanie pornografii, za onanizm, za miłość i seks.

U Reymonta w "Chłopach" jest to samo. Jagna ponosi karę, bo wystąpiła przeciwko kulturowemu dyktatowi, że nie można kochać więcej niż jednej osoby. Z podobnych pobudek ukarany zostaje Antek. Chciałem powiedzieć młodym ludziom, aby mieli siłę przezwyciężać wstyd i kulturowe ograniczenia.

W spektaklu studenci mówią w pewnej mierze o sobie. Chciałem, żeby zobaczyli, że ten Reymont jest ciągle żywy i nie jest lekturą, którą trzeba czytać nabożnie.

Jak z prawicową nagonką radzą sobie studenci? Niektórzy są nękani prywatnymi wiadomościami.

- Są mądrzy i wiedzą, że hejt istnieje i mogą się z nim spotkać. Rozmawialiśmy o tym, że jeżeli podejmuje się jakiś temat, trzeba zdawać sobie sprawę, że można dostać nie tylko pozytywne oceny. Od początku mówiłem, że teatr, który uprawiam, jest stale konfrontowany z negatywnymi opiniami i muszą być na to gotowi.

Czym innym są niepochlebne recenzje, a czym innym wyzwiska.

- Z każdego garbu można coś wyciągnąć. Będziemy się zastanawiać, co z tej sytuacji możemy wyłuskać dla siebie i dla sztuki. Już teraz studenci wprowadzili nowe zdania do spektaklu zaczerpnięte właśnie z hejterskich komentarzy. W jednej ze scen aktorka mówi o prawie do orgazmu i cytuje słowa hejterów, które wyczytała o sobie w internecie. Cieszę się, że potrafią zużytkować tę negatywną energię.

Dodatkowo poczuliśmy, że funkcjonowanie w internecie nie jest bezkarne dla obu stron. Jeśli te komentarze i nienawistne wiadomości będą się nasilać, zgłosimy je na policję. Nie zamierzamy udawać, że tej nienawiści nie ma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji