Festiwal Szekspirowski. Dzień czwarty
Jeśli komuś na tegorocznym Festiwalu Szekspirowskim zrobiono krzywdę, to studentkom London Metropolitan University, których "Makbeta" umieszczono w głównym nurcie programu oraz uczestnikom warsztatów "Sztuka Dialogu z Szekspirem" według pomysłu Tadeusza Słobodzianka, traktując ich improwizacje jedynie jako imprezę towarzyszącą. Powinno być odwrotnie - z Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.
Spektakle szkolne są wartością przede wszystkim dla adeptów aktorstwa, którzy w nich występują. Czasem zdarzają się wyjątki, ale najczęściej szkolne znaczy nudne, miałkie interpretacyjnie, naiwne i źle zagrane. "Makbet" z London Metropolitan University potwierdza tę regułę. Krwawą historię odgrywają same kobiety. Noszą kolorowe koszulki z wypisanymi imionami postaci, które grają. Warsztatowo pomysł wydaje się ciekawy, ale zostaje utopiony w fali głupawych reżyserskich pomysłów. Króluje myślenie, że skoro to dyplom, studentki muszą pokazać zdolności nie tylko aktorskie, ale też ruchowe i wokalne. Dlatego co chwila przerywają spektakl pokazem tanecznym wyjętym z Teleranka czy Tik-Taka, bo ambitnością postawionego zadania ich występy niewiele się różnią od teledysków dziecięcego zespołu Fasolki. Jak już sobie potańczą, znowu wracają do opowieści o wielkich namiętnościach.
Trudno ten spektakl oceniać, bo nie można winić studentek, że nie wszystko jeszcze potrafią, np. nie potrafią być wiarygodne w swoich rolach. W końcu dopiero się uczą. Ale powinno się skazać na karę chłosty człowieka, który dopuścił do tego występu na Festiwalu Szekspirowskim, zestawiając go z profesjonalnymi spektaklami. Przecież był chyba jakiś selekcjoner, który przedstawienie wcześniej widział i zadecydował o jego sprowadzeniu?
"Makbet" z London Metropolitan University uświadomił też, jak dużą krzywdę wyrządzono Laboratorium Dramatu i projektowi "Sztuka Dialogu z Szekspirem. Improwizacje". Ciekawemu zamierzeniu ucięto łeb już na wstępie, ustalając datę występu na sam początek festiwalu, do tego lokując go w Gdyni, tak że pokazy prawie pokrywały się ze spektaklem inauguracyjnym, który odbywał się w Gdańsku. A szkoda, bo "Sztuka Dialogu z Szekspirem" to jedna z najciekawszych prób zmierzenia się z dramaturgią Stratfordczyka.
Wszystkie improwizacje były luźno inspirowane "Burzą" i "Kupcem Weneckim". Reżyserowali Aldona Figura, Ewelina Pietrowiak i Tomasz Gawron, a więc reżyserzy zdolni, choć nie zawsze doceniani tak, jak by na to zasługiwali. Przewijały się wątki inności, zdrady, oszustwa, fanatyzmu religijnego, nietolerancji, pojednania. Najciekawsze w tym pomyśle wydaje się to, by nie kopiować dramatów Szekspira, nie powielać ich fabuły, ale wyciągać pewne wątki i przenosić je w realia współczesne. Czy będzie to trójka dzieci, które bawią się w dom z koca czy historia pary szykującej się do ślubu, gdzie kobieta jest katoliczką, a mężczyzna pochodzi z przywiązanej do tradycji rodziny prawosławnej, czy też historia biednej kobiety, której syn został okaleczony w wypadku, a bogaty ojciec sprawcy proponuje dużą sumę pieniędzy w zamian za wycofanie pozwu - nawet najkrótsze etiudy niosą ze sobą bogate pole problemowe. Pokazują, że dramat mogą tworzyć nawet najmniejsze, najbardziej błahe historie, jeśli tylko zostaną odpowiednio obrobione literacko i teatralnie. Właściwe wszystkie scenki rokują nadzieję, że powstaną z nich interesujące dramaty.