Artykuły

Festiwal Szekspirowski. Dzień trzeci

Zapatrzeni w siebie specjaliści od potęgi smaku mieliby z tym spektaklem problem. Wizualnie "Otello" w reżyserii Luka Percevala to wyrafinowana poezja, językowo - szambo wypełnione śmierdzącym gównem. Przed wejściem do sali powinna wisieć tabliczka: "Arystokratów uprasza się o zatykanie uszu" - z Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.

Zaskakujący jest już pierwszy obraz. Zanim na scenie pojawią się aktorzy, widzimy dwa fortepiany, czarny i biały, ustawione na sobie w taki sposób, że przypominają ekspresjonistyczną rzeźbę. Kopulują ze sobą. Zwięzła metafora namiętności, która wyraża się w kolorze, ale też we wzajemnym ścieraniu się materii ciężkiego pudła instrumentu i czystego ducha muzyki. Ot, cała scenografia. Świat zbudowany na scenie przybiera czarne lub białe tonacje. Grana na żywo muzyka albo pomrukuje tak delikatnie, że ledwo ją słychać, albo wybucha głośnym rzężeniem i wyciem wokalisty-akompaniatora. Podobnie kostiumy - biała sukienka Desdemony na tle czarnych garniturów i czarnej sukienki Emilii. Na pozór wszystko wydaje się dostojne i spokojne. Co chwilę jednak niczym zakażenie w ten sterylnie czysty organizm sceny wpływa dawka agresji. Nie ma antidotum. Piękny organizm powoli zamienia się w obleśne monstrum, zarażone złem, przeżarte od środka. Na naszych oczach odbywa się gwałt piękna i wyrafinowania, które okazuje się tylko pozorem.

To przede wszystkim spektakl o starzeniu i ucieczce przed umieraniem. Ten temat jest stale obecny u Percevala, który przed laty zaraził się teatrem Tadeusza Kantora, widząc fragmenty "Umarłej klasy". Inność Otella nie polega na tym, że jest Maurem. Jest tłustym starcem, przy którym Desdemona wygląda jak małe dziecko. Związek z młodą dziewczyną dodaje mu wigoru, dzięki niemu zapomina o starości, tym bardziej, że partnerka jest niewyżyta, ma ciągłą ochotę na seks, a on zawsze stara się stanąć na wysokości zadania. Nazywa go pieszczotliwie Choco, czasem Bambuskiem, batonikiem w czekoladzie albo po prostu Prince Polo, zalotnie klepie go po wyraźnych oponkach mięśnia piwnego. Utrata Desdemony byłaby dla Otella utratą ostatnich podrygów młodości i sił witalnych. Na to nie mógłby sobie pozwolić. Okaże się jednak, że to, co miało od śmierci wyzwolić, staje się jej bezsensowną przyczyną. Współzależność namiętności i śmierci wpisana jest w to przedstawienie od samego początku.

Perceval nie wystawia właściwie szekspirowskiego Otella, ale przepisuje go na nowo we współpracy z pisarzem pochodzenia tureckiego Feridunem Zaimoglu oraz scenarzystą Günterem Senklem. Żołnierze mówią slangiem tureckim, nafaszerowanym przekleństwami i wulgarnymi dowcipami o podłożu rasistowskim i szowinistycznym, w stylu: "Dlaczego kobieta ma dwie dziurki?" albo "Czym różni się mineta od mafii?". Obrzydliwe? Obrazoburcze? Powielające stereotypy męskości i kobiecości? Pewnie tak. Ale uwodzenie przestało być w dzisiejszych czasach subtelną i wyrafinowaną grą ozdobników. Miłość zostaje sprowadzona do pożądania zaspokajanego pospiesznym seksem. Namiętności skarlały. Dlatego linia fabularna tragedii Szekspira pozostaje właściwie taka sama, ale Perceval zmienia język, odziera go ze strojności i upiększeń, które dziś trąciłyby myszką. Szkoda, że w Polsce nikt nie potrafi reżyserować w taki sposób, biorąc na warsztat np. "Dziady", "Kordiana" albo "Wesele". Część naszej krytyki teatralnej dostałaby pewnie palpitacji serca, biorąc pod uwagę zjadliwe komentarze po "Fanta$ym" Jana Klaty albo "Śnie nocy letniej" Mai Kleczewskiej, gdzie ingerencja w tekst w porównaniu z Percevalem wydaje się infantylną zabawą w berka kucanego.

Mimo radykalnych zabiegów, Perceval nie masakruje Szekspira, ale wpisuje go w nowy kontekst. Biorąc pod uwagę żywy w Zachodniej Europie problem narodowościowy, odnawiający się antysemityzm i rasizm, "Otello" dużo silniej musi działać w Monachium niż w Gdańsku. Bo jest to "Otello", który dzieje się na styku "barbarzyńskiej" dzielnicy tureckiej i "cywilizowanego" świata nowej Europy. Bohaterowie niczym w mafijno-gangsterskich strukturach wciąż muszą walczyć o uznanie. W przeciwnym razie znajdą się na marginesie społeczności. Najbardziej bezlitosny jest w tym wszystkim Jago - niespełniony, pełen kompleksów, niezaspokojony seksualnie, wyżywa się w intrygach i psuciu życia innym. To on nakręca machinę zbrodni i nienawiści. Nie byłoby jej jednak, gdyby nie uśpione w każdym człowieku zło.

Jak zwykle u Percevala, w "Otellu" nie ma inscenizacyjnych fajerwerków. Spektakl w dużej mierze opiera się na pauzach i wyciszeniach. Tym mocniejszy efekt stanowią nagłe wybuchy agresji. Biorąc pod uwagę inne spektakle belgijskiego reżysera, w "Otellu" brakuje jednak energii i rytmu, które dźwigałyby całość. Raz wprowadzona konwencja trwa niezmieniona do końca. Nawet wulgaryzmy z czasem stają się monotonne, obrzydliwe dowcipy przestają oburzać, a walka dobra ze złem, namiętności ze zdrowym rozsądkiem zaczyna usypiać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji