Odnaleźć nadzieję
To był spektakl w pewnym sensie historyczny, bo po czterdziestu kilku latach otwarto w Wałbrzychu teatralną scenę - czymś extra - sztuką napisaną specjalnie dla nas.
Przemysław Wojcieszek - autor "Ja jestem zmartwychwstaniem" i jego reżyser, pozostawał dotąd wiernym sobie. Zawsze i w każdym starał się dostrzec coś dobrego, a w sytuacjach, zdawałoby się do cna przeżartych złem, potrafił wystrugać optymistyczne zakończenie. Patrzyłam więc tym razem na męki głównego bohatera, odgrywane w przekonywujący sposób przez Andrzeja Szubskiego, i zastanawiałam się, jak tym razem Wojcieszkowi się uda. A zadanie wydawało się ponad siły, bo na swojego bohatera zwalił istne plagi. Stracił on wiarę, do tego jako człowiek uczciwy porzucił stan duchowny. Przede wszystkim były duchowny nie ma zawodu i nie umie odnaleźć się w rynkowej rzeczywistości. Parafianie nie oszczędzają mu poniżeń. Żeby to jeszcze odszedł dla kobiety, dla ziemskiej miłości, ale gdzie tam; z tym nawet, mimo że już niby wolny od ślubów, ma wyraźne kłopoty.
Samotny, opuszczony (nie może również nawiązać kontaktu z matką), dręczony nałogiem - wydaje się, że już nic nie powstrzyma jego staczania się na dno. Czy znajdzie więc swoje zmartwychwstanie?
Zanim rozpoczął się ten spektakl, uroczyście otwarto Kameralną. Wstęgę przecięli wicemarszałek dolnośląski Piotr Roman i wiceprezydent Wałbrzycha Piotr Sosiński, a ksiądz prałat Bogusław Wermiński poświęcił budowlę. A potem padło wiele słów ciepłych i pełnych uznania o naszym teatrze.