Artykuły

Opera w teatrze

Czy sztuki Bertolta Brechta mogą jeszcze dzisiaj bawić lub skłonić do refleksji? W przedstawieniu "Opery za trzy grosze" Macieja Englerta we wrocławskim Teatrze Polskim najbardziej podobały się songi - znane melodie Kurta Weilla w wykonaniu m.in. Kingi Preis (Polly Peachum) i Agnieszki Matysiak (gościnnie jako Jenny Spelunka).

Nowy przekład Jacka Stanisława Burasa odświeżył tekst i zredukował natrętny dydaktyzm. Brechtowskie "złote myśli" typu: "świat biedny jest, a ludzie źli" wciąż jednak wydają się aktualne, podobnie jak i postacie -nielojalny biznesmen, skorumpowany policjant, przyziemny duchowny. Reżyser powinien jednak dokonać większych skrótów. Spektakl, niczym prawdziwa opera, trwa trzy i pół godziny i jest bardzo nierówny. Można w nim znaleźć kilka dobrych kreacji aktorskich. Na wyróżnienie zasługują Kinga Preis (świetna scena przejęcia dowództwa nad bandą), Jolanta Fraszyńska jako Lucy (zabawna walka pań o względy uwięzionego ukochanego) - obie na zdjęciu oraz Krzysztof Dracz w roli Jonathana Peachuma, skąpca, który sprzedaje żebracze koncesje. Niestety Robert Gonera jako Mackie-Majcher wypadł wyjątkowo blado - nadrabiał uśmiechem amanta, znacznie lepiej tańczył niż śpiewał.

Brechtowski dystans widoczny był przede wszystkim w scenografii - od charakterystycznych tablic z tytułami i cytatami z Biblii po "sentymentalne", gwiaździste niebo, dorodny księżyc oraz kompromitujący musicalowe happy endy i operowe konwencje finał z gońcem królewskim na białym koniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji