Artykuły

Teatr Nowy w Łodzi ma 70 lat. Na spektakle Dejmka przyjeżdżała cała Polska

"Naszym pierwszym dążeniem jest stworzenie teatru" - napisali w swoim memoriale. Podpisali się po prostu: Grupa Młodych Aktorów - Małgorzata Szlachetka o historii Teatru Nowego w Gazecie Wyborczej - Łódź.

W sezonie 1949/50 w Łodzi działało osiem zespołów teatralnych: Teatr Wojska Polskiego, Teatr Powszechny, teatr Lutnia, Osa, Teatr Kukiełkowy TPD, Arlekin i Faramuszka. I wtedy dołączył Nowy.

"Jego organizacją zajmuje się młodzież aktorska pod kierunkiem znanego artysty, Dejmka i reżysera Warmińskiego" - donosił "Express Ilustrowany" z 1 sierpnia 1949 roku.

Pierwsza premiera odbyła się 12 listopada 1949 roku. Państwowy Teatr Nowy (bo tak się wtedy nazywał) wystawił "Brygadę szlifierza Karhana" autorstwa czeskiego robotnika Waszki Kani.

Serdelki na gorąco i wódeczka

- Typowy produkcyjniak, ale aktorom, na czele z Józefem Pilarskim, udało się nadać życia papierowym postaciom. To byli przecież uczniowie Leona Schillera - podkreśla Katarzyna Jasińska, która za czasów Dejmka pracowała w dziale literackim Teatru Nowego w Łodzi.

Potem na afisz wchodzą następne sztuki socrealistyczne, a dziennikarz "Głosu Robotniczego" w artykule pt. "Chłopi z łowickiego oglądają "Zwycięstwo" skrzętnie notuje refleksje widzów takiej treści: "W naszej wsi również mamy wielu kułaków".

Kto w 1949 roku przypuszczałby, że właśnie w Teatrze Nowym w Łodzi odbędzie się prapremiera "Operetki" Witolda Gombrowicza? A zachwycony recenzent 16. Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych napisze w entuzjastycznym tonie o tej inscenizacji: "Dawno, bardzo dawno na wrocławskim festiwalu nie słyszałem takich owacji. Nie za często też widujemy przedstawienia tak konsekwentne, tak artystycznie "czyste", tak precyzyjnie zrealizowane".

Do Nowego będzie też można pójść na Mrożka albo posłuchać poezji współczesnej. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Kazimierz Dejmek został pierwszym dyrektorem Nowego. To on będzie przez lata nadawał ton repertuarowi tej sceny, a ludzie z Polski będą przyjeżdżać "na Dejmka".

Jedno jest pewne: Nowy wyrósł z entuzjazmu.

Jasińska: - Aktorzy z pierwszego zespołu razem uczyli się metody aktorskiej Stanisławskiego, ćwiczyli szermierkę i chodzili na basen. Gdy zaczynałam pracę w 1976 roku, opowiadało się jeszcze, jak to po pochodzie pierwszomajowym zespół przychodził do teatru na gorące serdelki i wódeczkę.

Dejmek daje reprymendę Dejmkowi

Ci, którzy Dejmka znali, powtarzają, że stawiał na zespół, a nie gwiazdy grające "na siebie".

Nie cierpiał spóźniania się - za to nazwisko delikwenta trafiało na teatralną tablicę ogłoszeń - z adnotacją, jaką kwotę spóźnialski przekazał za karę na fundusz socjalny. Ale że nikt nie jest ideałem, i dyrektor Dejmek musiał raz reżysera Dejmka wpisać na tablicę.

Na próbie siadał na widowni zawsze w tym samym miejscu, obok stało wiadro z wodą na niedopałki i siedział ukochany pies dyrektora. Ostatni - Kajtek - był znajdą.

W przeciwieństwie do wielu innych reżyserów Dejmek nie pokazywał, jak trzeba zagrać, ale czekał na to, co aktor zaproponuje.

Na koniec próby miał zwyczaj rzucać: "całuję rączki". To był dobry znak.

- To prawda co mówią, słowniczek miał dość ostry, ale miał też autorytet.

- Nie cierpiał złej dykcji, powtarzał wtedy: "Kuśpitowski w ostatnim rzędzie musi słyszeć i musi wiedzieć, co mówisz!". Ale krytyczne uwagi aktorowi przekazywał na osobności, i to najczęściej były tylko dwa, trzy słowa. Potrafił zdjąć spektakl na trzeciej generalnej. Bo nieprzygotowanemu widzowi nie można pokazać czegoś, co jest niedobre - wspomina Teresa Makarska, która do zespołu Nowego dołączyła po 1975 roku, czyli pod koniec drugiej dyrekcji Dejmka.

Jednocześnie dodaje: - Jak Dejmek powiedział "no, dobrze", to człowiek rósł i odbijał się od nieba!

Aktorka przypomina sobie, że dyrektor nie przyszedł do pracy tylko raz, gdy odszedł jego ukochany pies. - Nigdy nie powiedział, że pies zdechł, tylko że umarł, jak człowiek - mówi.

List do przyjaciela

Teresa Makarska praktycznie wychowała się w teatrze, bo jej ojciec - Antoni Makarski - był wieloletnim dyrektorem administracyjnym Nowego, od 1949 do 1971 roku.

Na "ty" dwaj dyrektorzy przeszli po latach, kiedy obaj już w Nowym nie pracowali. Po śmierci Antoniego Makarskiego Dejmek wysłał jego żonie i córce osobisty list na dwie strony. Pani Teresa ma go do dzisiaj.

Pisał w żartobliwym tonie: "Pan dyrektor Makarski, chociaż w podeszłym wieku, wywarł jednak na mnie dość dobre wrażenie. Wydał mi się człowiekiem poważnym, zrównoważonym i szczerym. Ćmił bez przerwy papierosy, odpalał jednego od drugiego, kurzył więcej niż ja, okropnie mi tym zaimponował, był po prostu lepszy, ale palił w rytmie nieśpiesznym, bez nerwowej łapczywości, przypomniał mi od razu spokój mego ojca, pykajacego wiecznie swoje fajki".

W 1949 roku Makarski miał lat 45, a Dejmek był od niego o 20 lat młodszy.

Do teatru po papier toaletowy

Walentyna Ekiel, która odpowiadała za finanse Teatru Nowego, jako księgowa miała częściej do czynienia z Dejmkiem - dyrektorem niż Dejmkiem - reżyserem. Mówi, że nie było możliwości, żeby jej szef przekroczył założony budżet spektaklu.

- Był po prostu gospodarzem, na wszystko zwracał uwagę. Podam taki przykład. Czasy były takie, że ciągle ginął nam papier toaletowy, wtedy towar deficytowy. Ja się z tego powodu denerwowałam, a on mówił spokojnie: "kupuj dalej na zapas, a widzowie niech dalej kradną".

Ekiel zwraca jeszcze uwagę na jedno, że Dejmek miał dobre relacje z działem administracji:

- Szczególnie doceniał pracowników technicznych sceny, po premierach urządzał im bankiety.

Fotografować tak, żeby aktor nie widział

W Jerzym Neugebauerze, który do Nowego przyszedł w 1957 roku z Wytwórni Filmów Fabularnych na akustyka, Dejmek odkrył talent do fotografowania. I zaproponował mu robienie dokumentacji kolejnych premier. Podpowiedzią miały być rysunki szkicowane przez dyrektora - zaznaczał na nich nie tylko ustawienie aktorów, ale też fotografa.

- Wcześniej fotografowałem amatorsko i to Dejmek tak naprawdę uczył mnie zawodu. Tak jak aktorom, dawał mi krótkie uwagi. Przed premierą "Śmierci komiwojażera" Arthura Millera powiedział tylko, żebym fotografował tak, aby aktor nie wiedział, że jest fotografowany - wspomina Neugebauer.

Dziś Kazimierz Dejmek jest patronem teatru, który zbudował 70 lat temu. A ci, którzy pamiętają czasy jego dyrekcji, mówią po prostu: - Byliśmy wtedy rodziną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji