Artykuły

Musical ze spisu lektur

Premiera "Pierścienia i róży" Williama Thackeraya we wrocławskim Teatrze Polskim oczarowała publiczność. Elektroniczna różdżka, pulsująca światłem róża na gorsie Czarnej Wróżki, stu-barwne kostiumy Kazimierza Wiśniaka budziły entuzjazm dzieci. Reżyserujący spektakl Jan Szurmiej ożywił tekst Thackeraya, tworząc groteskową baśń sceniczną, utrzymaną w rewelacyjnie zabawne] stylistyce "późnego Rzeszewskiego" (lekko, łatwo i przyjemnie). Były owacje.

Komiczna historia o czarodziejskim pierścieniu, przyczynie gorących uczuć księcia Lu-lejki do kobiet, które ów pierścień noszą, oraz o losie Róży wywołała burzę braw śmiechu. Zanim wyjaśniło się, że Róża nie jest służącą, lecz księżniczką i zasługuje na miłość Lulejki, zdarzyły się paradne wojny, nieudane egzekucje, liczne intrygi, mariaże i rozstania, fragmenty żywotu św. Genowefy oraz wiele innych magicznych sytuacji.

Groteskowa stylistyka spektaklu świetnie wiąże się z przesłaniem tekstu. Czarna Wróżka (Małgorzata Ostrowska), myląc kilkakrotnie kwestie, obdarza bohaterów odrobiną cierpienia, aby mogli doznać świata w pełni. Na szczęście twórcom i aktorom udało się wyśmiać tę "literackość" cierpienia, do której przyzwyczaił nas nudny teatr narodowy.

Przedstawianie "charakterów", a nie postaci, to atrybut groteski. Aktorzy podjęli ryzyko infantylizowania zdarzeń. Udało się to Jolancie Fraszyńskiej (Angelika), Andrzejowi Mrozkowi (Król Padeli) i Bogusławowi Danielewskiemu (Król Walorozo). Szkoda, że Lulejko Wojciecha Kościelniaka "nie umiał się dobrze bić" i wygrał wojnę wyłącznie dzięki reżyserowi. Na szczęście w drugim akcie "uciśniona cud-dziewica" Monika Bolly (Różyczka) przestała grać pełną ekspresji postać serio z początku sztuki.

Nadmiar baśniowej powagi kostiumów i dekoracji Kazimierza Wiśniaka tonowała brygada techniczna, sypiąc płatki śniegu przez cały spektakl, niezależnie od tego, gdzie toczyły się sceniczne zdarzenia. Zabawa wśród bizantyjskich i gotyckich "murów" olśniła dzieci. Znakomicie wypadł trepak podczas audiencji księcia Bulby (Robert Gonera), słusznie kojarząc baśniowe zło ze stereotypami wschodniego Imperium. Aktorzy konsekwentnie fałszowali piosenki Macieja Wojtyszki, starannie "zacierając" ich dydaktyzm (sąd Angeliki, Królowej i Gburii Furii nad Różyczką, kuplety), a widzowie głośno zgadywali, o czym śpiewano. Wielka w tym zasługa sugestywnej muzyki Zbigniewa Karneckiego, oddającej urocze brzmienia i motywy kapeli z podmiejskiego dancingu.

Liczne kwestie adresowano wprost do widowni. Dowcip Gburii Furii, proponującej Różyczce "grzanie łóżka" Lulejki, dzieci podchwyciły natychmiast, równie zabawne były inwektywy Gburiana pod adresem żony - "zdurniałej baby". Finałowy refren: "Powiedz życiu zawsze tak, nic mów życiu nigdy nie", zrównoważył ekscentryczne i przerażające formy baśniowego świata, o których Thackeray nawet nie śnił. Zespól Teatru Polskiego sprawił miłą niespodziankę wszystkim uczniom, którzy "wykreślą" ze spisu lektur nudną baśń zapomnianego pisarza. Wybrzydzać mogą tylko miłośnicy "Hobbita" czy "Willowa", ale na szczęście zawsze są w mniejszości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji