Artykuły

Żabi skok w antyk

Dr Olga Śmiechowicz, tegoroczna laureatka Nagrody Naukowej Polityki w kategorii humanistyka, o Arystofanesie, Eurypidesie i Klacie, czyli o tym, czy teatr antyczny ma jeszcze coś do opowiedzenia.

Agnieszka Krzemińska: - Filolodzy klasyczni i teatrolodzy większą estymą darzą ponadczasowe tragedie Sofoklesa czy Eurypidesa niż komedie sprzed 2,5 tys. lat, które mają dziś bardzo długą brodę. Dlaczego zatem jako obiekt badań wybrała pani Arystofanesa? Olga Śmiechowicz: - Faktycznie, żart w komedii greckiej ma długą brodę, można nawet powiedzieć, że dosłownie, bo na starożytnych scenach role kobiece grali mężczyźni. Ale już poważnie: Arystofanesa odkryłam na I roku studiów. Koleżanka weszła na egzamin i żebym się nie nudziła, czekając na nią, zostawiła mi jego "Żaby". Przeglądając tę komedię, doznałam olśnienia. W jednym z pierwszych dialogów Herakles próbuje zrozumieć, po co Dionizos chce zejść do Hadesu, tamten mu odpowiada "nie wchodź w mą duszę, masz swoje mieszkanie". Jak to? - pomyślałam - V w. p.n.e. i takie zdanie?

Szczerze powiedziawszy, nie jest zabawne.

- Nie jest. Ale żeby zrozumieć komedię - czyli właśnie Arystofanesa czy Eupolisa, jego ponoć zdolniejszego konkurenta scenicznego, który zmarł przedwcześnie i żadna jego sztuka nie zachowała się w całości - trzeba ją czytać bardzo serio. Adaptacje tych utworów właśnie dlatego są problematyczne, że użyty w nich humor jest bardzo wyrafinowany i ma charakter wybitnie sytuacyjno-polityczny.

W epoce hellenistycznej w tzw. komedii nowej i w Rzymie pojawia się przecież dużo mało wyszukanych rubasznych dowcipasów o charakterze erotycznym i prześmiewczym, na temat obcokrajowców, starców, zbereźników czy głupców. Jednak i one nie wywołują salw śmiechu, tylko raczej uśmiech politowania.

- No właśnie. Pytanie, czy współczesnego człowieka nadal śmieszy Menander albo rzymscy komediopisarze, jak Terencjusz czy Plaut? Ja - powiem szczerze - nie za bardzo ich lubię, bo to nie moja poetyka. Trzeba jednak pamiętać, że to przesunięcie akcentów nastąpiło w Atenach wraz z cenzurą. Przez lata Arystofanes tworzył, ciesząc się wolnością słowa (gr. parresia). Ale po zakończeniu wojny peloponeskiej w 404 r. p.n.e. już nie można było powiedzieć ze sceny wszystkiego, więc jego ostatnie sztuki bliższe są komedii nowej. Skoro za plecami twórców stało pilnujące porządku spartańskie wojsko, a demokracja ateńska poszła w rozsypkę, teatr attycki zmuszony był zmienić formę.

Miał on korzenie religijne - w końcu agony, podczas których dramatopisarze walczyli o nagrodę, organizowano z okazji świąt ku czci bogów. Szybko jednak zyskał znaczenie polityczne. Pani książka "Didaskalia do historii -teatr starożytnej Grecji i jego kontekst polityczny" to właśnie analiza teatru antycznego jako narzędzia polityki. Bardziej odnosiły się do niej tragedie czy komedie?

- Jedne i drugie, choć to właśnie Arystofanes jest głównym przedstawicielem teatru politycznego. By zrozumieć, o czym mówią jego teksty, trzeba mieć wielką wiedzę historyczną. Jest w nich wiele aluzji do konkretnych osób i wydarzeń, dlatego w zasadzie każdy wers należy opatrzyć przypisem. Dzięki wolności słowa i stosowaniu onomasti, czyli przywoływania postaci po imieniu, komediopisarze mogli wyśmiać ze sceny konkretnego polityka. Moim ulubionym przykładem jest Kratinos, który stwierdził, że Aspazja - wieloletnia partnerka reformatora ateńskiej demokracji Peryklesa - została poczęta w wyniku stosunku analnego. Wyobraźmy sobie, że dziś ktoś coś takiego powiedziałby ze sceny o pierwszej damie!

Podczas gdy komedia bezpośrednio nawiązywała do rzeczywistości, tragedia robiła to poprzez alegorię. Tam jako komentarz do bieżących wydarzeń wykorzystywano mit. Weźmy "Trojanki" Eurypidesa. Wystawiono je w 415 r. p.n.e., rok po tym jak doszło do pacyfikacji wyspy Melos, która postanowiła wystąpić ze Związku Morskiego - Ateny zrównały jej stolicę z ziemią, mężczyzn zabito, a kobiety i dzieci sprzedano do niewoli. Eurypides opowiedział o tym za pomocą historii mieszkanek podbitej przez Greków Troi. W rezultacie przegrał konkurs, bo przecież Aten nie należało krytykować.

Tę tragedię wystawił w ubiegłym roku w Teatrze Wybrzeże Jan Klata. Pani była dramaturgiem. Jaka to była praca?

- Cudowna, ale katorżnicza. Janowi Klacie zamarzyło się, by wystawić całą trylogię tragiczną. W antyku po trzech tragediach zawsze pokazywano dramat satyrowy, czyli przedstawienie, które miało rozluźnić atmosferę po tej niesamowitej dawce cierpienia. Problem w tym, że nie zachował się w całości żaden z takich dramatów, więc połączyliśmy "Trojanki" i "Hekabe", a na końcu daliśmy "Helenę" Eurypidesa, która całą historię opowiedzianą w pierwszych dwóch aktach wywraca do góry nogami. A zatem najpierw mamy przerażającą historię o tym, co pominął Homer, czyli jak zwycięscy Grecy zrobili z Trojanek seksualne niewolnice, a na końcu daliśmy opowieść, że Helena nie istniała, tylko zazdrosna Hera stworzyła widziadło, które porwał Parys, więc cała trwająca 10 lat wojna trojańska była wojną o zjawę. Sztuka okazała się aż nazbyt aktualna. Gdy wystawialiśmy ją tydzień po pogrzebie Pawła Adamowicza i ze sceny padło zdanie: "władcy nie mogą nadużywać władzy, gdy im się wiedzie, myśląc, że na zawsze", czuć było, że cała widownia wstrzymała oddech.

W przeciwieństwie do tragedii w komediach greckich kobiety często bywają wyśmiewanymi szwarccharakterami. To pokazuje, dla kogo i przez kogo były pisane.

- Być może właśnie ze względu na niewybredny humor kobiety nie miały prawa oglądać komedii. Z drugiej strony "Lizystrata" Arystofanesa to komedia o kobiecie, która wymyśliła strajk seksualny i zaszantażowała nim mężczyzn, doprowadzając do zakończenia wojny peloponeskiej. Komediopisarz przedstawia to jako sukces kobiet.

Zajmowała się pani również współczesną recepcją komedii greckiej. Jak ona wyglądała?

- To, z czego śmiał się Arystofanes i inni komediopisarze, próbowano podmieniać na ekwiwalenty - np. gdy oni nawiązywali do literatów, tych antycznych zmieniano na żyjących. Ale to ani nie pasowało, ani nie śmieszyło. W ogóle wyciąganie tekstu antycznego, by na siłę przykrawać go do współczesności, niemal zawsze jest skazane na porażkę.

Nawet w przypadku znalezionej przez panią w Bodleian Library w Oxfordzie i przetłumaczonej na polski anonimowej komedii z 1894 r., która wzoruje się na utworach Arystofanesa?

- To akurat fajny przykład. Autorzy wyciągnęli z Arystofanesa to, co najlepsze, i napisali komedię wyśmiewającą Oscara Wilde'a. Swoją drogą w Oksfordzie, Cambridge i Londynie w XIX w. Wystawiano sztuki w oryginale i sprzedawano nawet po 3 tys. biletów. Są jednak różnice między recepcją Arystofanesa w Polsce i w innych krajach. Podczas gdy np. w Rosji był on zawsze upolityczniony, w Anglii - bardziej intelektualny i akademicki, my plasujemy się gdzieś pośrodku - jak zwykle - miksując wpływy i ze Wschodu, i z Zachodu. Niestety, dziś większość osób, które biorą się za wystawienie dramatów antycznych, nie ma pojęcia, co wystawia, i masakruje oryginał.

Wasze "Trojanki" przyciągają tłumy, mimo że trącą myszką, są niełatwe i okrutne, a w internecie można przeczytać, że "dramaturg i reżyser napluli widowni w twarz, dając takie zakończenie". Dużo namieszaliście w oryginale?

- Prawie w ogóle. Gdy w tekście pojawiały się jakieś niezrozumiałe sformułowania, Klata nie wyrzucał ich, jak zrobiliby to inni, tylko razem sięgaliśmy do oryginału i staraliśmy się je zrozumieć, by nie przekłamywać tego, co chciał powiedzieć Eurypides. Katarzyna Figura dopisała tylko jedno zdanie kontekstowe. Antyczny tekst ze swą specyficzną poetyką i sposobem metaforyzowania jest trudny dla współczesnego odbiorcy, dlatego tak cieszą mnie komplety na widowni, a wiem, co mówię, bo widziałam każdy spektakl. Lubię krążyć anonimowo po foyer i słuchać komentarzy widzów. Nie wiem, co jest powodem, ale to zazwyczaj przekonani o swej nieomylności panowie w średnim wieku zarzucają nam, że wszystko pokręciliśmy, wprowadzając "własne zakończenie", bo przecież Piękna Helena istniała naprawdę, a wojna trojańska była wspaniała i bohaterska.

Musi się pani przyzwyczaić do krytyki, jeśli ma pani zamiar dalej wystawiać antyczny teatr na współczesnej scenie. Czy już są jakieś propozycje?

- Andrzejowi Sewerynowi spodobały się "Trojanki" i chce, byśmy u niego wystawili "jakiś antyk". Jan Klata powierzył mi wynalezienie tekstu. Chciałabym znów zrobić coś przewrotnego i nieoczywistego. Seweryn z pewnością byłby doskonałym Agamemnonem, ale może warto, by zagrał na przykład Medeę. Trzeba tylko uważać, by z tragedii nie wyszła komedia o biegającym po scenie facecie z warkoczem.

Współczesny teatr ma różne oblicza, choć jego korzenie sięgają właśnie Grecji sprzed ponad 2,5 tysiąca lat. Ile we współczesnym teatrze jest ducha teatru antycznego?

- To trudne pytanie. Niesamowite, że jest to tak długowieczne medium, że cały czas ludzie mają potrzebę komunikowania się za jego pomocą. W Grecji służył on przede wszystkim do zadawania pytań i myślę, że i ten paradygmat ma swoją kontynuację. Teatr współczesny poza tym, że może stanowić lekką rozrywkę, nadal potrafi wstrząsnąć widzem, nakłonić do dyskusji i zmusić do myślenia.

Odkąd w naszym konkursie 9 lat temu pojawiła się Kapituła Obywatelska, już trzeci raz wybrała do nagrody filologa klasycznego. W 2012 r. była to zajmująca się mitologią i jej recepcją prof. Katarzyna Marciniak, w 2015 r. badacz poezji greckiej dr Jan Kwapisz, teraz pani. O dziwo, w czasach rugowania łaciny i greki ze szkół antyk nadal jest pociągający, a znajomość tych dwóch martwych języków stanowi wyznacznik jakościowej humanistyki.

- Bardzo mnie to cieszy, bo taka też była moja intuicja. Już w podstawówce zakochałam się w teatrze Krystiana Lupy, więc mój wyjazd z Łodzi na studia teatrologiczne do Krakowa wydawał się oczywisty. Idealistycznie pomyślałam, że jeżeli chcę się zajmować kulturą tak na poważnie, to bez łaciny i greki po prostu się nie da, stąd jako drugi kierunek wybrałam filologię klasyczną. Tam spotkałam wykładowców, którzy mi uświadomili, że teatr antyczny to genialny obszar do eksploracji badawczej.

Czuje się pani bardziej filologiem klasycznym czy teatrologiem?

- Filologiem wśród teatrologów, a teatrologiem wśród filologów. Pracuję w Katedrze Teatru i Dramatu UJ, ale aparat naukowy, narzędzia i dyscyplinę myślenia mam od filologów. No i co tu dużo mówić: bez filologii klasycznej na pewno byśmy dziś nie rozmawiały.

**

Dr Olga Śmiechowicz jest filologiem klasycznym, teatrologiem i dramaturgiem. Specjalizuje się w teatrze antycznym, szczególnie w komedii Arystofanesa. Zajmowała się rolą dramatu greckiego jako narzędzia politycznego, jego recepcją w różnych krajach i epokach, ale i współczesnym teatrem polskim. Autorka siedmiu monografii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji