Artykuły

28. rocznica śmierci Romana Wilhelmiego

3 listopada minęło 28 lat od przedwczesnej śmierci Romana Wilhelmiego. Był bez wątpienia aktorem klasy światowej. Idealnym do odgrywania ról nieco nieokrzesanych, mocnych mężczyzn o "zwierzęcym uroku".

Mówił: "Jedyny sen koszmarny, jaki miałem, był ten, że gram, a widownia składa się z samych krytyków". Nie pozował na intelektualistę. Na partyturach swych ról zaznaczał z boku - "odpuścić" albo "przypierdolić".

Często "przypierdalał" w swym firmowym popisie jako sadystyczny kelner Robert Fornalski w "Zaklętych rewirach" (1975) Janusza Majewskiego, znęcający się fizycznie i psychicznie nad wchodzącym w zawód Romkiem Boryczką (Marek Kondrat). Wilhelmi grał Fornalskiego w stylu Marlona Brando. Zaczesał włosy do góry, odsłaniając początki łysiny jak Brando w "Ojcu chrzestnym".

Pokazał niesympatycznego typa tak, żebyśmy zastanawiali się, dlaczego on właściwie bije. Co w ten sposób odreagowuje? Dostał za tę rolę nagrodę na festiwalu w Gdańsku. "Wilhelmi był niezwykle emocjonalny, także prywatnie" - wspomina Janusz Majewski. - "Mawiał Starenia, całuję cię w serducho. Przy powitaniu prawie łamał kości. Po pokazie pierwszych materiałów z Zaklętych rewirów wyskoczył z salki projekcyjnej w Pradze, krzycząc do mnie: Marek gra jak anioł, muszę ostro wziąć się do roboty!".

Równie naładowany energią jest jako Jan w "Ćmie" (1980) Tomasza Zygadły, czyli prowadzący nocny program radiowy "Radiotelefon", który polega na rozmowach ze słuchaczami "na żywo". Słuchacze są sfrustrowani życiem, Jan czuje, że rozpada się jego własne - miota się między drugą żoną (Iwona Bielska) i kochanką (Anna Seniuk). Tym razem skończyło się na nagrodach w Gdańsku i w Moskwie.

Kto wie, czy najwyżej Wilhelmi nie wzleciał w tytułowej roli w siedmioodcinkowej "Karierze Nikodema Dyzmy" (1980) Jana Rybkowskiego i Marka Nowickiego wg Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Kariera bezrobotnego Dyzmy jako "zbawcy narodu" zaczyna się, gdy przypadkiem trafia on na raut, na którym Jan Terkowski (Mariusz Dmochowski), szef gabinetu premiera, wytrąca mu z ręki talerzyk z sałatką. A głodny Dyzma, nie wiedząc, z kim ma do czynienia opieprza Terkowskiego. Podobno Wilhelmi początkowo odrzucił rolę tego urokliwego chama, ale Rybkowski podszedł go podstępem, mówiąc, że w takim razie Dyzmę zagra Jerzy Stuhr. I wtedy Wilhelmi zmienił zdanie.

Prostakiem i zamordystą był również jego gospodarz domu Stanisław Anioł w serialu "Alternatywy 4" (1983) Stanisława Barei. Tę rolę przejął w zastępstwie po Ludwiku Paku, który popadł w ciąg alkoholowy.

Grał też jednak Wilhelmi osoby o mniejszej ekspresji, w typie "wycofana szlachetność". Taki był jego porucznik Olgierd Jarosz, w "Czterech pancernych i psie" (1966) Konrada Nałęckiego, potomek syberyjskich zesłańców, i Artur w "Mniejszym niebie" (1980) Janusza Morgensterna. Tu błysnął jako 45-letni pracownik naukowy instytutu mikrobiologii, który rzuciwszy żonę i dzieci, żyje na dworcu. Nie chce uczestniczyć dłużej w "wyścigu szczurów", żąda, by przyjaciele zostawili go w spokoju. Film był prekursorski, ale nie trafił na właściwie czasy: nie takimi dylematami żył naród w momencie wybuchu pierwszej "Solidarności".

W futurystycznej "Wojnie światów" (1981) Piotra Szulkina Wilhelmi był noszącym śmieszną perukę Ironem Idemem, dziennikarzem prowadzącym niezależny dziennik stacji telewizyjnej SBB, który nagle zostaje zmuszony do sławienia Marsjan po tym, jak ci najechali Ziemię. Idem, któremu rychło porwano żonę i zdemolowano mieszkanie, odkrywa mechanizm gigantycznej społecznej manipulacji. Za Idema nagrodzono Wilhelmiego na festiwalach w Madrycie i w Trieście.

Wycofany i roztrzęsiony był także jako przedwojenny inżynier Henryk Zaremba w "Sprawie Gorgonowej" (1977) Majewskiego, gdzie zastanawiał się, czy kochanka Rita Gorgonowa (Ewa Dałkowska) zabiła jego córkę Elżbietę.

Był poznaniakiem, rocznik 1936. Najstarszym z trójki braci i najbardziej niesfornym. Żeby spokorniał, rodzice posłali go prowadzonej przez salezjanów szkoły w Aleksandrowie Kujawskim. U nich odkrył swe powołanie: "Poznałem księdza, który pięknie śpiewał, recytował i prowadził amatorski teatr w jednej z salek parafialnych. Zacząłem tam występować. Po opuszczeniu szkoły nie miałem wątpliwości, kim chcę być".

Ukończył warszawską PWST m.in. pod okiem Aleksandra Bardiniego, który jeszcze na studiach obsadził go w roli Stanleya Kowalskiego w "Tramwaju zwanym pożądaniem" (1959) Tennessee Williamsa. Z tym spektaklem Wilhelmi wylądował w teatrze Ateneum, gdzie pozostał do roku 1986. Długo grał tam ogony, co szalenie go frustrowało. W Ateneum uformował się z czasem zespół aktorów bankietujących - bywało, że do rana - w składzie: Wilhelmi, Marian Kociniak, Jerzy Kamas i Leonard Pietraszak.

W końcu jednak Wilhelmi dostał role godne jego talentu: brylował jako Peer Gynt (1970) i Pozzo w "Czekając na Godota" (1971) u Macieja Prusa, Wielki Książę Konstanty (1978) u Janusza Warmińskiego, Mackie Majcher (1980) u Ryszarda Peryta i Danton w "Śmierci Dantona" (1982) Georga Büchnera u Kazimierza Kutza. W Teatrze Powszechnym gościnie zagrał McMurphy'ego w "Locie nad kukułczym gniazdem" (1977) Zygmunta Hübnera wg Kena Keseya, przejmując rolę po Wojciechu Pszoniaku. Na poznańskiej Scenie na Piętrze był Jerrym u boku Grażyny Barszczewskiej w "Dwoje na huśtawce" (1983) Williama Gibsona u Kutza, którą to rolę powtórzył w Teatrze Telewizji (1990) z Darią Trafankowską u Waldemara Dzikiego, i XX w "Emigrantach" (1988) Sławomira Mrożka z Damianem Damięckim u Krzysztofa Zaleskiego.

Bywał krytyczny wobec kolegów, których dokonania sumował obraźliwymi słowy. I z tego powodu samotny: ponoć 25-lecie kariery świętował, siedząc na schodach z ciastkiem w ręku, a obok płonęła świeczka. Reżyserów zamęczał pytaniami i pomysłami. Rwał się do zawodowej rywalizacji, ale to, oczywiście, on miał być gwiazdą. Mówił: "Zawsze byłem trudny w odbiorze, zawsze trochę spocony, trochę dziki. To się nie podoba".

Filmowe początki miał trudne. Był upijającym się robotnikiem Jankiem w inscenizowanym dokumencie "Uwaga chuligani!" (1955) Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego. Jakże źle obsadzony musiał czuć się w "Wianie" (1963) Jana Łomnickiego, gdzie zagrał wiejskiego uwodziciela, w dobie spółdzielni produkcyjnych, zabitego przez zakochaną w nim i zdradzoną kuternogę (Zofia Kucówna).

Świetnie odnalazł się jednak w kinie gatunkowym. W serialowym "Zaklętym dworze" (1976) Antoniego Krauzego wg Walerego Łozińskiego zagrał szalonego galicyjskiego dziedzica z połowy XIX wieku, który pozorując swą śmierć, przeistacza się w wędrownego handlarza, emisariusza rewolucji politycznej i społecznej. W "Zapachu psiej sierści" (1981) Jana Batorego wg Wojciecha Żukrowskiego był polskim rzeźbiarzem wplątującym się na bułgarskim wybrzeżu w przemyt narkotyków, co nie przeszkadza mu romansować z Niemką w bikini (Izabella Dziarska).

Bronisław Cieślak jako porucznik Borewicz w serialu '07 Zgłoś się'.

Czytaj także:

Przypominamy polskie seriale kryminalne. "Kapitan Sowa", "Ekstradycja", "07 zgłoś się"... Czego o nich nie wiecie?

W "Prywatnym śledztwie" (1986) Wojciecha Wójcika jako inżynier Rafał Skonecki tropił na motorze kierowcę ciężarówki, który po pijanemu zabił jego żonę i dzieci. A w "Widziadle" (1983) Marka Nowickiego wg "Pałuby" Karola Irzykowskiego zagrał dziedzica, którego od pięknej żony (Marzena Trybała) odsuwa wspomnienie szalonego związku z poprzednią partnerką (Dorota Kwiatkowska). Pytany o impotencję swego bohatera odpowiadał, że on nie ma z tym problemu. Romansował obficie. Z drugą żoną - węgierską tłumaczką Mariką Kollar - doczekał się syna Rafała (1970). Na ojca się jednak nie nadawał. Marika i Rafał wyjechali do Wiednia.

Wyrazistość pozwalała mu błyszczeć nawet w epizodach. W "Arii dla atlety" (1981) Filipa Bajona był błaznem, siłaczem i amatorem kociego mięsa, w "Bez znieczulenia" (1978) Andrzeja Wajdy gierkowskim dygnitarzem odwołanym ze stanowiska i "zesłanym" na placówkę zagraniczną. A w serialowej "Lalce" (1977) Ryszarda Bera wg Bolesława Prusa - Starskim, kochankiem Izabelli Łęckiej.

Teatr Telewizji dał mu różnorodne szanse. Został Józefem K. w "Procesie" (1980) Agnieszki Holland i Laco Adamika wg Franza Kafki i niewiernym farmerem Johnem Proctorem wplątanym w proces o czary w "Czarownicach z Salem" (1979) Zygmunta Hübnera wg Arthura Millera. A w "Gorącym wietrze" (1989) Krzysztofa Bukowskiego jako chandlerowski Philip Marlowe rozwiązał zagadkę zabójstwa w barze, którego był przypadkowym świadkiem.

Nie bał się konfrontacji z wielkościami. W "Dziejach grzechu" (1975) Waleriana Borowczyka wg Stefana Żeromskiego zagrał łotra Antoniego Pochronia szantażującego upadłą Ewę Pobratymską (Grażyna Długołęcka), za nic mając to, że w ekranizacji Henryka Szary (1933) wykazał się w tej roli Bogusław Samborski. Borowczyk tak zachwycił się Wilhelmim i grającym jego wspólnika Płazę-Spławskiego Markiem Walczewskim, że marzyły mu się kolejne filmy z tym duetem. W monodramie "Sammy" (1990) pod batutą Zdzisława Wardejna zagrał to samo, co Zbigniew Cybulski w roku 1962 u Jerzego Gruzy, czyli mężczyznę wydzwaniającego po przyjaciołach i znajomych, gdyż pilnie musi oddać pożyczone pieniądze.

Zabiegał o rolę Rafała Olbromskiego w "Popiołach" (1965) Wajdy, uważając, że świetnie wypadł na zdjęciach próbnych, ale dostał ją Daniel Olbrychski. Za to Olbrychski zapuścił baki do roli Wojciecha Grzymały, emigracyjnego przyjaciela Chopina, w "Błękitnej nucie" (1990) Andrzeja Żuławskiego, którą ostatecznie zagrał Wilhelmi. Z Gajosem znali się z "Czterech pancernych", lecz prawdziwy pojedynek aktorski stoczyli dopiero w "Kolacji na cztery ręce" (1990) Kutza wg Paula Barza. Wilhelmi był w nim napuszonym Jerzym Fryderykiem Händlem, zaś Gajos skromnym Janem Sebastianem Bachem. Wyszli na remis.

Próbował swych sił także za granicą. W enerdowskiej "Mądrości głupca" (1988) Jurija Kramera wg Liona Feuchtwangera wcielił się w Jeana-Jacques'a Rousseau. W węgierskim dramacie kostiumowym "Erdély Aranykora" (1989) Gergelyego Horvátha w scenach dwójkowych był filmowany tak, żeby nie było widać, że mówił byle co, a potem został zdubbingowany.

W ankiecie tygodnika "Polityka" na najważniejszych aktorów polskich XX wieku zajął ósme miejsce. Mnóstwo palił. Choroba dopadła go nagle: rak wątroby z przerzutami do płuc. Do końca nie był świadom powagi sytuacji. Na trzy dni przed śmiercią dzwonił do Paryża, żeby załatwić sobie kolejny angaż.

**

Niedziela z... rolami Romana Wilhelmiego

rozmowa w studiu

03.11, niedziela, 17.15, TVP Kultura

Jesienią o szczęściu

film obyczajowy, Polska 1985 r.

reż. Stanisław Jędryka, wyk. Roman Wilhelmi, Sławomira Łozińska, Anna Ciepielewska

03.11, niedziela, 18.10, TVP Kultura

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji