Artykuły

Marta Andrzejczyk: Marta już na pierwszym planie

- Odeszłam z etatowej pracy, aby zająć się w końcu, tylko i wyłącznie moją pracą artystyczną, która zawsze była, ale gdzieś z boku, na drugim planie, przy okazji. Dzięki tej decyzji zyskałam przestrzeń - taką wewnętrzną przestrzeń, energię, ale i czas - dla siebie, na siebie, do siebie.

Z Martą Andrzejczyk, wokalistką i aktorką z Olsztyna, rozmawia Ada Romanowska.

W Łodzi zdobyłaś nagrodą za monodram, który grasz od lat, bo od 2008 roku. Z wiekiem nabierasz doświadczenia?

- Zdobyłam nagrodę za kreację aktorską w spektaklu "Letnie małżeństwo", rzeczywiście, nie grałam go wieki. Chciałam o sobie przypomnieć w środowisku, ale też poobserwować, co też dzieje się i jest na fali w teatrze niezależnym. Doświadczenie? Jestem jak dobre wino, zyskuję z wiekiem... I zauważam nowe zmarszczki. Może więc jednak jestem jak winogrono? (śmiech)

A może ty wcale się nie starzejesz? Błysk w oczach masz wciąż jak u nastolatki.

- Pewnie dlatego nadal proszą mnie w sklepie o dowód osobisty, kiedy kupuję alkohol, (śmiech)

Scenariusz "Letniego małżeństwa" powstał w oparciu o autentyczną historią. Na podstawie twojego pamiętnika?

- I to prawie dobry trop, ale nieco myląca jest metryczka monodramu. Spektakl powstał na podstawie pamiętnika, ale nie mojego, bo mojej kuzynki, która nazywa się tak samo jak ja. A że i ja, i ona postarzałyśmy się i mamy większe doświadczenie, więc z perspektywy czasu wiemy już, że ta smutna wtedy historia ma dzisiaj swoje pozytywne zakończenie. Moja kuzynka jest szczęśliwą żoną innego męża.

Czasami trzeba się z kimś rozstać, aby być szczęśliwym. - takie mamy czasy, że związki nie potrafią trwać. Małżeństwa nie są wieczne, a rozwodów coraz więcej...

- Związki czasami się rozpadają, a czasami nie - jak w wierszach Grzegorza Kapicy. Znam wspaniałe małżeństwa, jak choćby moich teściów, którzy włożyli ogrom pracy, aby być razem przez czterdzieści lat. Ale oni o związek dbają, zabiegają o siebie nawzajem. Po prostu trwają przy sobie mimo zawieruch, a przede wszystkim mądrze kochają. Znam też takie pary, które na siłę, mimo niedopasowania, są ze sobą, aby komuś coś udowodnić i znajdują się w matni. Mam wrażenie, że gonimy za króliczkiem. Nie mamy czasu, aby pobyć sami ze sobą. Jak w takim razie być mądrze i trwale z drugim człowiekiem?

Człowiek dziś w ogóle nie lubi być uwiązany, wplątany. Dużo mówi się o wolnościi tym, co naprawdę czujemy. Na ile to jest dla nas dobre?

- Ja mam wspaniałego męża, jesteśmy razem od dziewięciu lat. Nie czuję się wplątana i uwiązana, a przede wszystkim nie czuję się zniewolona. Żyjemy w zgodzie ze sobą samym, rozwijamy się, poszukujemy rozwiązań i podejmujemy rękawicę w każdej toczącej się w nas wojnie.

Jesteśmy uczciwi względem nas samych, a co za tym idzie -jesteśmy szczęśliwi ze sobą. Dzięki temu jesteśmy wstanie dać szczęście innym i być wolnym. Ale to temat raczej dla filozofów.

A co dziś jest dla nas najlepsze? Dla ciebie?

- Dla mnie dzisiaj? Moja rodzina i czas, jaki sobie dajemy nawzajem, by być ze sobą. Ważne jest też zdrowie. I przyjaźnie. Moje przyjaciółki z Białego Teatru, z którymi pomimo, że nie mam czasu, spotykam się i tworzymy wspólnie spektakle. Ważne są też koncerty z Piotrem Banaszkiem, próby z Ewą Pawlak i praca nad nowym materiałem muzycznym.

Po 13 latach pracy odeszłaś z MOK. Dlaczego?

- Odeszłam, aby zająć się w końcu, tylko i wyłącznie moją pracą artystyczną, która zawsze była, ale gdzieś z boku, na drugim planie, przy okazji. Dzięki tej decyzji zyskałam przestrzeń - taką wewnętrzną przestrzeń, energię, ale i czas - dla siebie, na siebie, do siebie.

Jak piszesz na Facebooku, kurs Basi Jurgi był dla ciebie deską ratunkową. Co to za kurs i co zmienił?

- "Kurs żyj z pasją i z pasji" pojawił się na Facebooku ni z tego ni z owego, kiedy złożyłam wypowiedzenie z pracy i wtedy się zaczęło. Basia Jurga zaczęła porządkować moje życie zawodowe, nie przebierając w środkach, a raczej nie dając forów. Odpowiedziałam sobie na fundamentalne pytania: kim jestem, gdzie, co chcę robić i z kim. Dzięki pracy z nią postawiłam swoją firmę artystyczną, wiem, gdzie jestem i po co, a przede wszystkim, jak działać i jak żyć z pasji i z pasją!

Gdybyś dziś miała zrobić coś szalonego. Ale takiego bardzo, bardzo szalonego... co by to było?

- Mój mąż twierdzi, że nie można się ze mną nudzić. Córka prosi, abyśmy byli czasami normalną rodziną i posiedzieli w domu przed telewizorem. Ale my nie mamy telewizora! Eksplorujemy wspólnie i z osobna wiele przestrzeni meta i fizycznych. Spałam na przykład w namiocie przy 20-stopniowym mrozie. Wstawałam też o piątej nad ranem, aby fotografka Magda Szurek mogła uchwycić wschód słońca z modelką w tle. Ale może szaleństwem byłaby emigracja do Irlandii albo do Szkocji?

Dlaczego akurat tam?

- Bo nie identyfikuję się z obecną sytuacją społeczno-polityczną. Wychodzą z nas jakieś ohydne potwory, które pożerają to, co dobre i twierdzą, że wszystko jest ok. Człowiek znowu staje się człowiekowi wilkiem, wampirem. A na Wyspach ludzie są szczęśliwi, uprzejmi, tolerancyjni i przede wszystkim dużo grają i śpiewają. A ja marzę o tym, aby dużo śpiewać igrać, i tworzyć przepiękne dobre światy z mądrymi ludźmi wokół.

**

Marta Andrzejczyk

- rocznik 77, olsztynianka, pieśniarka, aktorka Białego Teatru w Olsztynie. W latach 2006-2019 animatorka oraz specjalistka ds. organizacji imprez w Miejskim Ośrodku Kultury w Olsztynie. Współzałożycielka grupy literacko-muzycznej Scena Babel (1999), Kabaretu Piosenki Smutnej (2008) oraz teatralnego Spichlerza (2009). Ma na swoim koncie liczne recitale i monodramy. Znana z ciepłej osobowości scenicznej oraz wyjątkowej wrażliwości. Jest artystką poszukującą. Eksperymentuje zarówno z formami wyrazu, stylistyką, jaki repertuarem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji