Artykuły

"Wesele", którego mogło nie być

Patrzcie. Rok dziewięćsetny.

Już żyrandol górze Nad przepełnioną salą

w Krakowie teatru. Błyszczy czerwień foteli i złocone loże

I słychać podniesiony gwar

amfiteatru.

Znany krytyk niedbale zasiadł

w rzędzie pierwszym: "Wyspiański! Co za nuda! Trzy godziny wierszy!" - pisał w Londynie Stanisław Baliński w wierszu "Afisz Wesela "40 lat po owym wydarzeniu.

Ożywiło ono Kraków w sobotę, 16 marca 1901 roku. Dzień dla miasta był niezwykły - oto z Rynku Głównego ulicami Szewską i Karmelicką, ku rogatce przy Parku Krakowskim, ruszył tego dnia pierwszy tramwaj elektryczny. Wieczorem zaś w Teatrze Miejskim odbyła się prapremiera "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Autor był już trochę znany jako malarz, już na tejże scenie wystawił "Warszawiankę" oraz dramat "Lelewel", ale dopiero ta sztuka miała mu przynieść sławę, a także miejsce w historii literatury. Doczeka się dramat słynnej recenzji-eseju w krakowskim "Czasie" Rudolfa Starzewskiego, skrytego w dramacie w postaci Dziennikarza, obrośnie "Plotką" autorstwa samego Boya, gdy ten zostanie mężem Zofii Pareriskiej, która wraz z siostrą Maryną bawiła na weselu, przyniesie autorowi miano Czwartego Wieszcza - wieniec z Mickiewiczowską liczbą 44 złożono u stóp Wyspiańskiego po jednym z przedstawień, a przede wszystkim stałe miejsce na teatralnych afiszach. Jak obliczył Rafał Węgrzyniak, autor "Encyklopedii Wesela", do stycznia 2001 roku wystawiono je 187 razy. Zresztą fakt, że dramat Wyspiańskiego ma swą wydaną przed 10 laty encyklopedię, też jest ewenementem. No i ma liczne grono weselologów, wśród których była także publicystka "Dziennika Polskiego" Krystyna Zbijewska.

"0dmawiam ci świadkowania..."

A mogło się zdarzyć, że owo bronowickie wesele wcale by do literatury nie trafiło. Tuż przed nim doszło bowiem do zatargu pomiędzy przyszłym Panem Młodym, czyli Lucjanem Rydlem, a Wyspiańskim, proszonym o to, by był świadkiem. Jego list do przyjaciela był chłodny i oficjalny. "Szanowny Panie Lucjanie. Odmawiam ci świadkowania w kościele przy twoim ślubie; wczorajsze zachowanie się twoje (...) uwalnia mnie w zupełności od czynienia zadość prośbie twojej, tym bardziej że żadnego kłopotu mieć nie będziesz, gdyż możesz sobie wziąć kogokolwiek, kogo potem na wesele nie zaprosisz".

Urazę wywołało prawdopodobnie zdarzenie podczas ślubu samego Wyspiańskiego, którego żona, chłopka Teodora Teofila Pytko, nie cieszyła się uznaniem ani jego rodziny, ani artystycznych kręgów Krakowa. Ostatecznie jednak długotrwała przyjaźń zwyciężyła i Wyspiański stawił się 20 listopada 1900 r. w kościele Mariackim, by wraz z Błażejem Czepcem, wujem panny młodej, starostą weselnym, być świadkiem zaślubin Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną. No a potem pojawił się na weselu, którego drugi dzień stał się kanwą wystawionego niespełna cztery miesiące później dramatu.

Zresztą, jak wynika ze wspomnień Teofili Wyspiańskiej, jej mąż, udając się na wesele, nosił się z zamiarem opisania owych zdarzeń, prosił nawet żonę, by pilnie na wszystko uważała.

Przeniesione na scenę wesele zażywającego już sławy poety i dramaturga Lucjana Rydla wywołało emocje w samym teatrze; rzuciły rolą Panny Młodej Gabriela Morska i Maria Przybyłko (ta druga podjęła rolę trzy miesiące po premierze, stąd na wydanej serii pocztówek ze spektaklu to ona stoi obok Pana Młodego). Raptem na trzy dni przed premierą zdecydowała się być Panną Młodą Wanda Siemaszkowa. Po premierze znalazła w garderobie wiejski kosz pełen ziemniaków z... marcepanu i bilecik: "Mojej uroczej Pannie Młodej - Stanisław Wyspiański".

Do tego dochodziły plotki na mieście, m.in. dotyczące zamiany afisza przez matkę Rydla. Gdy profesorowej Rydlowej nie udało się bowiem uprosić autora, by usunął ze sztuki postać Haneczki, 16-letniej siostry Pana Młodego, ukazanej jako panienka garnąca się do tańców i rozprawiająca o miłości, wydrukowała na własny koszt nowe afisze, na których Haneczkę zastąpiła Krzysia, a siostry Pareńskie nosiły imiona Klara i Aniela. I nie tylko zmusiła dyrektora teatru Józefa Kotarbińskiego, aby tymi afiszami zastąpił wcześniejsze, ale także wymogła, by taka wersja została zachowana. I utrzymała się aż do 1905 roku. Dodajmy, że Rydel, już po premierze, też miał pretensje do autora o sposób ukazania siostry, a i żony takoż. "Lucek Rydel mówi, że mi pyski zbije za Haneczkę, a ja przecież pannie Haneczce w niczym nie chciałem ubliżyć..." - pisał Wyspiański do jednego z przyjaciół. A do innego mówił: "O, teraz to mnie już nikt na wesele nie zaprosi".

Rydel jednak, choć "Wesele" dawną przyjaźń osłabiło, doceniał patriotyczną wartość i artystyczny poziom sztuki.

Sukces w aurze skandalu

Wszystko to sprzyjało kolejkom pod kasami. Oto po raz pierwszy na krakowskiej scenie w postaciach dramatu można było odnaleźć żyjące w tym mieście osoby. I to nierzadko znane, uznane, a ukazane z niemałą dozą ironii, sarkazmu. Wszak gospodarz to Włodzimierz Tetmajer, malarz, poeta, znakomicie wykształcony, to w jego chacie - dziś słynnej "Rydlówce" - odbyło się wesele. Paradoksalnie wcielał się w Gospodarza Włodzimierz Sobiesław, aktor, który dramatu w ogóle nie rozumiał. Pozwolił sobie wręcz na powiedzenie, że gdyby w trakcie przedstawienia przebiegł przez scenę tygrys, nic by się nie stało; potraktowano by to jako element spektaklu. A jednak to o tym aktorze powiedział Wyspiański, że mu się "chyba" najbardziej podobał. "Weselna" Gospodyni - Anna z Mikołajczyków Tetmajerowa - również cieszyła się dużą popularnością kręgów artystycznych, mimo że pozostawała wiejską kobietą, co to nieraz w mieście sprzedawała jarzyny lub jajka. A byli jeszcze choćby wspomniany Starzewski i Antonina Domańska (Radczyni), żona znanego urologa, profesora UJ i miejskiego radcy.

Cieszyło się tedy "Wesele" wielkim powodzeniem. Do końca roku zagrano je 31 razy. Fakt, nie zawsze przy kompletach. Na premierę wyprzedano 720 biletów, na spektakl niedzielny - 618, ale na trzeci już tylko 293. Ale wystarczyła popremierowa fama i aura skandalu, by po dwóch tygodniach przerwy 8 kwietnia miejsc sprzedanych było 712, a na kolejne spektakle - 516, 360, 612, 362... W sumie w "ciągu 5 sezonów Wesele osiągnęło zawrotną i rekordową jak na ówczesne warunki ilość 49 przedstawień" - podaje Diana Poskuta-Włodek.

Zainteresowaniu spektaklem służyły też rozmaite opinie. Zachwycał się Tetmajer: "Pierwszy raz w życiu dzieło sztuki zrobiło na mnie takie wrażenie, że płakałem jak małe dziecko. Zajrzał mi Pan w głębię mojej duszy... Król Duch zamieszkał w Panu" - pisał w liście.

A wielka aktorka Helena Modrzejewska po latach tak wspominała to "Wesele": "Pierwszy akt nie przemówił do mnie i nie trafił mi do serca. Nie mogłam pochwycić, o co autorowi chodzi, raziły mnie i znaczne usterki formy i brak wątku między luźnymi scenami. W akcie drugim pewne ustępy uderzyły mię swą siła i zajęły barwnością, inne wydały się przewlekłe. Za to po akcie trzecim byłam wręcz oszołomiona, jak gdyby mię kto w głowę uderzył obuchem... Cały nasz ból narodowy zaszarpał mym sercem, wszystkie rany zabolały, stare się rozjątrzyły, a nowe otwarły i wszystkie palić jęły duszę. Opierać się nie mogłam dłużej: czułam, że z nędzy naszej poeta wysnuł momenty nowe tragicznej grozy, dotąd nie odczute i nie wyrażone, i dla wyrażenia ich znalazł nowa mowę".

Oczywiście sukces przekładał się na finanse. A żył wonczas autor "Wesela" skromnie, w wiecznych tarapatach materialnych; Teofila urodziła mu jeszcze przed ślubem dwoje dzieci, a i sama miała nieślubnego syna, przysposobionego przez artystę. Zatem już po sukcesie "Wesela", podburzony przez żonę, domagał się od dyrektora Józefa Kotarbińskiego 200 koron za wieczór, na co ten nie przystał, niemniej płacił Wyspiańskiemu więcej niż innym. Jak podaje prof. Jan Michalik, Wyspiański otrzymywał 12 proc. od dochodu ze spektaklu.

Ostatecznie jednak i tak popadł Wyspiański z Kotarbińskim w konflikt. Stało się to w 1905 roku. Wyspiański chciał wystawić "Akropolis" - i to na swoich warunkach finansowych. Dyrektor, nie bardzo zachwycony utworem, wykorzystał fakt, że autor naruszył warunki umowy, publikując dzieło i przekazał swą odmowę przez sekretarza. W odpowiedzi Wyspiański napisał, że wyprasza sobie "podobnie głupie listy i głupie uwagi". Kotarbińskiemu puściły nerwy: "Za Pański list brutalny i niedorzeczny (...) zasługujesz Pan na najostrzejsze skarcenie, ponieważ jednak jesteś Pan człowiekiem chorym i niepoczytalnym, przechodzę nad tą sprawą do porządku dziennego".

Ale adresat nie przeszedł i zakazał Kotarbińskiemu wystawiać swe działa Wkrótce nadszedł kres dyrekcji Kotarbińskiego.

"Teatr dla Wyspiańskiego"

Tę krążącą po Krakowie opinię na piśmie sformułował publicysta "Krytyki" Wilhelm Feldman, dowodząc, że autorowi "Wesela", który był też pierwszym inscenizatorem wszystkich części "Dziadów" Mickiewicza, ta scena po prostu się należy, a pozwoli mu na swobodną pracę. Byli oczywiście i oponenci pomysłu, którzy obawiali się twórcy tak wyrazistego, mocnego, jasno określającego cele. Wyspiański, zgłosiwszy swą kandydaturę, opracowywał szczegółowe plany repertuarowe (Słowacki, Krasiński, Norwid, Szekspir, Schiller), rozmyślał sposoby realizacji, kwestie obsady. Za swój obowiązek uważał "stworzenie repertuaru odpowiadającego stanowisku i godności Miasta , za cel - "stworzenie stylu sceny i teatru, który by był świadectwem kultury Miasta". Tyle że chciał całej władzy dla siebie. "Służyć mogę tylko tam, gdzie rządzę" - pisał bez ogródek To nie mogło się podobać wszechwładnej miejskiej Komisji Teatralnej.

"Poeta nie potrafił jednak ani nie chciał zabiegać o spełnienie swych marzeń w przyjęty pod Wawelem sposób. Mowy nie było o chodzeniu "od radcy do radcy", agitacji we wpływowych kręgach, deklaracjach programowych w prasie. Na temat swoich zamiarów konferował tylko z prezydentem miasta Juliuszem Leo, który osobiście odwiedził poetę. Wyspiański uważał, że teatr mu się po prostu należy" - pisze Diana Poskuta-Włodek w książce "Co dzień powtarza się gra...". Jak dodaje, Wyspiański miał świadomość, że za jego plecami toczą się rozgrywki. Czując, co się święci, tuż przed głosowaniem w Radzie zrezygnował z ubiegania się o dyrekcję. Ale i tak dostał dwa głosy - oddane demonstracyjnie - Ignacego Daszyńskiego i profesora prawa UJ Bolesława Ulanowskiego. Teatr otrzymał zaś aktor i reżyser Ludwik Solski. W konserwatywnym Krakowie był kandydatem znacznie lepszym - gwarantował tzw. święty spokój, a nie eksperymenty, zbyt ambitne inscenizacje i nieprzejednanie w sprawach artystycznych. I znów nie obyło się bez polemik prasowych, listów otwartych i, rzecz jasna, plotek.

Nowy dyrektor Ludwik Solski zaprosił poetę do współpracy, uzyskując zgodę na wystawianie jego dramatów.

Po śmierci Wyspiańskiego znów próbowano go związać z teatrem przy pl. św. E)ucha, sugerując, by nosił on imię twórcy "Wesela". Ale pamięć o tym, jak radni odmówili mu dyrekcji, była zbyt świeża i zbyt wstydliwa. W tej sytuacji z radością przyjęto pomysł Solskiego, by w stulecie urodzin Juliusza Słowackiego, często wystawianego na tej scenie, to on został patronem teatru. I tak też w 1909 roku się stało.

Cóż, widać nie był dany Wyspiańskiemu inny związek z Teatrem Miejskim. Wszak już wcześniej był jedna z sześciu osób, które odpowiedziały na ogłoszony przez Radę Miasta konkurs na kurtynę dla nowego teatru. Jego koncept jednak, podobnie jak Mehoffera, nie znalazł uznania. Ostatecznie postąpiono jakże po krakowsku: wybrano dwa projekty, by żadnego nie skierować do realizacji, po czym radni powierzyli namalowanie kurtyny artyście o uznanej już renomie, czyli Henrykowi Siemiradzkiemu.

I tak "Wesele" pozostaje głównym faktem i symbolem, scalającym Wyspiańskiego z Teatrem im. Juliusza Słowackiego. Wystawiano je na tej scenie w 12 inscenizacjach.

A jutro w sobotę o godz. 12 - z okazji 110. rocznicy prapremiery arcydramatu Stanisława Wyspiańskiego - odbędzie się na Dużej Scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego uroczyste czytanie 20 najpiękniejszych scen "Wesela".

Może nawet pojawi się pan Wyspiański? Albo jego widmo?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji