Artykuły

Hiob XXI wieku

Jaki jest "Hiob" Andrzeja Marii Marczewskiego w 2019 roku zagrany w słynnym Domu Katolickim w Wadowicach, w Złotej Sali, w której grywał przed wojną młody Karol Wojtyła? To znakomity spektakl, pełen emocji, perfekcyjnie zagrany przez aktorów Marczewskiego: Jerzego Mazura - Hioba, Piotra J. Adamczyka - Pierwszego Świadka i Krzysztofa Mateusiaka - Drugiego Świadka. Okazuje się, że tekst napisany przez dwudziestolatka Wojtyłę, osiemdziesiąt lat temu brzmi dzisiaj nie tylko aktualnie, ale trafia w bardzo czuły punkt każdego, myślącego człowieka mierzącego się ze skomplikowanymi meandrami własnego życia - pisze Małgorzata Nasca w Ty i okolice.

Kim jest, lub kto nim może być w 2019 roku? To pozornie łatwe i trudne pytanie ale postawić je trzeba, bo starotestamentową historię Hioba każdy zna, a jeżeli nie otarł się o nią w długim lub krótkim okresie edukacyjnym, to może to nadrobić dzięki wszechpotężnemu Internetowi, który wszystko o wszystkich wie, i chętnie, za darmo swoją wiedzą się podzieli, nawet na ekranach podręcznych komórek. Zasłanianie się brakiem wiedzy nic tu nie da, bo to jest historia, którą każdy człowiek powinien sobie przyswoić, ponieważ w jakiejś mierze może go też, kiedyś dotyczyć, i dobrze wtedy wiedzieć, że był przed nami ktoś, z podobnym do naszego doświadczeniem. Oczywiście zastrzegam się, że nikomu nie życzę takiego doświadczenia, ale wydarzyć się, w różnych wariantach, w naszym życiu może.

O co tu chodzi? Żeby nie wymuszać gwałtownego wertowania Internetu przypomnę, że żył w dalekiej przeszłości człowiek, o imieniu Hiob. Miał wszystko, dużą rodzinę, wielką majętność, kochał Boga i Mu ufał. Optymalna sytuacja. I żeby dopowiedzieć do kropki, był prawy czyli uczciwy, nie kombinował na boku, do wszystkiego doszedł uczciwą pracą nie krzywdząc przy okazji nikogo. Czy to jest możliwe dzisiaj to już każdy sobie odpowie w zakamarkach swojej dobrze poinformowanej o wszystkim duszy. Hiob wierzył Bogu, i chwalił Go a Bóg mu błogosławił i odpowiadał wszelkimi darami, które na tej ziemi są wyznacznikami sukcesu w najszerszym słowa znaczeniu. Tak wyglądały ich osobiste relacje do momentu kiedy wtrącił się Zły. Zły jak każdy Zły kombinuje przez cały czas jakby to dobro obrócić w kupę śmieci i przy okazji lekko ośmieszyć wszechpotęgę Boga.

Dlaczego Bóg się od czasu do czasu na to godzi do końca nie wiadomo, myślę jednak, że chodzi o sprawdzenie co naprawdę tkwi w Jego (boskim) stworzeniu - Człowieku w momencie kiedy się go, tego człowieka, mocniej doświadczy. Bo jak jest nam dobrze, to jesteśmy, na ogół, życzliwi i dobrzy dla innych, a jak jest nam źle, to już tak łatwo być przyszłościowym optymistą nie jest. Oczywiście wiemy, że takie próby-sprawdziany były i będą podejmowane wobec nas, ale dopóki to nie dotyka kogoś bezpośrednio, to nie musi się on z problemem mierzyć. Tym razem wypadło na Hioba. I każdy kto śledził poprzez Biblię, lub literaturę Jego historię oddychał z ulgą, to tamten został przez Boga doświadczony nie ja. Oczywiście tak jest łatwiej, obejrzeć czyjś dramat na dystans i nie musieć się z nim zmierzyć bezpośrednio, bo nasza wiara mogłaby tego nie wytrzymać, a przecież bezpieczniej jest wierzyć niż nie wierzyć. I milej jest nie być wystawianym na okrutne próby, bo przecież nie zasłużyliśmy na nie żyjąc tak jak wszyscy.

W ogóle sprawa relacji ludzi z Bogiem jest dość delikatna, bo dopóki jest dobrze, to wszyscy są zadowoleni i rzucają na tacę co mogą. Ale jeżeli jest źle: zginie okrutnie, lub zamęczone jest małe dziecko, umrze ukochana osoba przed czasem, wybuchnie koszmarna wojna, to pojawia się zwykle retoryczne pytanie: gdzie jest lub był w tej sytuacji Bóg? Dlaczego na to pozwala? Nie tak się z Nim przecież umawialiśmy. Problem zwykle tkwi w tym, że umawiamy się z Nim jednostronnie, a On nam albo błogosławi, albo się z tym wstrzymuje, lub czasami daje ogromne dobro, i nagle je odbiera. Dla nas bez widocznej przyczyny i logicznego wytłumaczenia. Mieliśmy - bo nam się należało, sami to wydrapaliśmy życiu własnymi pazurami przy małym łucie szczęścia, odebrano nam - to na pewno bezprawnie. Jak Bóg mógł tak z nami postąpić? JAK?

No i jesteśmy w punkcie wyjścia Hioba. Miał wszystko, z nadmiarem. Stracił wszystko, do spodu, został w przysłowiowym prochu. Oczywiście głośno zapytał: dlaczego? Bóg na nie, nie odpowiedział wprost, przysłał za to sąsiadów aby roztrząsali winy hiobowe i poddawali różne, ludzkie pomysły jak z tego wyjść. Oddał też przy okazji głos żonie Hioba, bo dzieci mu wytracił. I cóż ci wszyscy niby bliscy Hioba ludzie mówili? Że to jednak może jest i jego wina bo miał ukryte jakieś grzechy, a przecież Pan jest sprawiedliwy i nie może się mylić. Hiob jak każdy kto wylądował na przysłowiowej kupie gnoju zadawał nadal publiczne pytania, odcinał się od swoich domniemanych win, próbował zrozumieć zaistniałą sytuacje, ale mu nie szło. Co ważne nie psioczył na Pana, nie mówił o utracie zaufania do Niego, po prostu pytał: dlaczego? DLACZEGO?

I o tym jest spektakl Andrzeja Marii Marczewskiego, który w swoim Teatrze Karola Wojtyły, od wielu lat konsekwentnie realizuje Jego dramaty, nie bacząc na chwilowe mody, czy zawirowania polityczne. Zaczynał je realizować w PRLu głośną prapremierą dramatu "Przed sklepem jubilera", kiedy to do małego Wałbrzycha zjechali prawie wszyscy piszący o teatrze recenzenci i dziennikarze aby odnotować fenomen realizacji dzieła ówczesnego Ojca Świętego Jana Pawła II w owszem małym, ale już liczącym się na mapie kraju, teatrze. Minęło od tej pory prawie czterdzieści lat, Marczewskiemu też, a jednak z zadziwiającą konsekwencją i uporem nadal realizuje kolejne, teatralne interpretacje dzieł naszego, dzisiejszego Świętego. Możemy zapytać jak Hiob, dlaczego? Odpowiedzi nam udziela sam twórca w wielu prasowych i internetowych wywiadach i rozmowach. Wydał też w międzyczasie książkę: "Moje realizacje Teatru Karola Wojtyły", w której wykłada dość przejrzyście swoje racje. Polecam książkę tym, którzy chcą wiedzieć.

A jaki jest "Hiob" Marczewskiego w 2019 roku zagrany w słynnym Domu Katolickim w Wadowicach, w Złotej Sali, w której grywał przed wojną młody Karol Wojtyła? To znakomity spektakl, pełen emocji, perfekcyjnie zagrany przez aktorów Marczewskiego: Jerzego Mazura - Hioba, Piotra J. Adamczyka - Pierwszego Świadka i Krzysztofa Mateusiaka - Drugiego Świadka. Okazuje się, że tekst napisany przez dwudziestolatka Wojtyłę, osiemdziesiąt lat temu brzmi dzisiaj nie tylko aktualnie, ale trafia w bardzo czuły punkt każdego, myślącego człowieka mierzącego się ze skomplikowanymi meandrami własnego życia. Jest to punkt w którym, dokonujemy sami przed sobą rachunku sumienia wyliczając wszystkie za i przeciw wszystkich życiowych decyzji, i to nie musi być punkt podsumowujący całe, nasze życie, wystarczy, że jest to moment oddzielania zła od dobra we własnym wnętrzu.

Spokojna, wyrazista scenografia Izabeli Ptak tworzy znakomitą przestrzeń dla aktorów, a jej kilkumetrowy zwycięski Chrystus, osobiście namalowany a wewnętrznie konsultowany z malowaną Postacią nadaje całości wyjątkowy charakter. Z drugiej strony teatralnego korytarza życia, w którym rozgrywa się spektakl patrzy na nas Bóg Ojciec Wyspiańskiego. Z dwóch stron siedzą widzowie mający aktorów na wyciągnięcie ręki. Napięcie jakie tworzy ta przestrzeń pozwala Hiobowi toczyć dyskurs z Bogiem we właściwym emocjonalnie rejestrze, bo w sumie w naszym imieniu, to jest też nasz dyskurs i my oczekujemy odpowiedzi na zadawane Bogu fundamentalne pytania.

Ci co myślą dziś o Bogu nie tylko w kościele, uczestnicząc w tym spektaklu mogą zatrzymać się w swoim codziennym pędzie, żeby zadać Mu swoje istotne pytanie i zdołać wysłyszeć na nie odpowiedź. Bo ta odpowiedź zawsze następuje. W naszym XXI wieku swoje "Rozmowy z Bogiem" opublikował już Daniel Walsh stając się z dnia na dzień milionerem (dzięki publikacji swoich książek na całym świecie), wstając z kolan totalnej biedy, bezdomności i utraty nadziei. Walsh to taki dzisiejszy Hiob, nie przymierzając. Miał wszystko, przysłowiowe amerykańskie bogactwo, uznanie i podziw świata, dużą kasę, rodzinę, może nie miał tylu dzieci ile miał Hiob, ale jednak było mu dobrze i żył jak król. Nagle stracił wszystko, nie miał z czego żyć, wyjadał resztki ze śmietników, nikt nie chciał mieć nic z nim do czynienia ani przyznawać się do niego. Stracił grunt pod nogami i stał się jakby to eufemistycznie powiedzieć typowym menelem. Ale po okresie totalnej zapaści zaczął znowu myśleć. Mało tego zaczął stawiać pytania Bogu, początkowo nawet agresywne, czyli pytać: DLACZEGO? Dlaczego jego to spotkało, za co i po co? Bo chciał wiedzieć. Nie wystarczało mu położyć się na nie swojej kupie gnoju, zbastować, poddać się i umrzeć przeklinając swój los.

W sumie podejście do sprawy: to ja umrę skoro nic nie mogę, jest najprostsze, ale nie zawsze skuteczne. Można oczywiście z żalu za utraconą świetnością zapić się na śmierć, zaćpać, zniszczyć ciało na sto sposobów. Tylko to nie rozwiąże żadnego problemu, i staną one wszystkie przed oczami delikwenta kiedy będzie musiał wspomnieć o swoim zmarnowanym życiu Bogu, i obwinić Go za to, lub też zobaczy je w przysłowiowym przeglądzie wydarzeń po śmierci, co przecież i tak każdego czeka. Są na to niezliczone dowody, opublikowane w setkach książek, licznych ludzi, którzy powrócili z tamtej strony i coś przy okazji zrozumieli. Co? Warto ich spytać. Zresztą sami opowiadają o tym szeroko ku przestrodze innych. Kto ma uszy do słuchania ten usłyszy. To już Jezus nas tego uczył i uczy. A przecież powiedział też: Ja i Ojciec jesteśmy jedno.

"Hiob" Karola Wojtyły w wersji Andrzeja Marii Marczewskiego wraca do tych podstawowych prawd i daje świadectwo piórem dwudziestolatka, który zrozumiał to, co nasz Ojciec nam przekazuje, zanim jeszcze wybrał drogę kapłaństwa. Słuchając tych słów, przemyśleń młodego Wojtyły, interpretowanych precyzyjnie ale też bardzo emocjonalnie przez aktorów, dostrzegamy drogę którą przebył Autor, w przededniu stulecia Jego urodzin, mając świadomość, że wszystko to wydarzyło się na oczach jednego pokolenia. Czy nie warto w końcu zrozumieć że zadając Bogu istotne pytania, zawsze znajdziemy w samym sobie tę jedyną, właściwą odpowiedź, która w nas tkwi i tylko czeka na jej ujawnienie. Bo przecież Jam Jest który Jest.

Produkcja spektaklu została dofinansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury i były to pieniądze bardzo dobrze wykorzystane, bo kogo jak kogo ale Karola Wojtyłę w XXI wieku wyjątkowo warto promować bo przecież tworzył i nadal tworzy naszą Kulturę.

Premiera 5 października 2019r w Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji