Artykuły

Cie Philipe Saire

"Les Affluents" w choreogr. Philippe Saire, Cie. Philipe Saire na bytomskiej Konferencji Tańca obejrzała Joanna Taroń.

Indywidualność i grupowość. Jak zachowują się ludzie sami i w kontakcie z innymi. To temat spektaklu Les Affluents szwajcarskiego zespołu

Scena jest trochę odsłonięta: z boków widać teatralną maszynerię, liny, kable i prowadnice. Tam tancerze czekają na swoje wejście. Biała podłoga i biała ściana w głębi wyznaczają miejsce gry. Miejsce matematycznie uporządkowane: z jednej strony podłogi niskie słupki z liczbami od 1 do 8, z drugiej - z literami od A do H. Na ścianie dwa rzędy liczb: jeden też uporządkowany - od 1 do 8, drugi - na pierwszy rzut oka chaotyczny, choć również można w nim odnaleźć (bardziej skomplikowany) porządek. Tancerzy jest ośmioro: pięciu mężczyzn i trzy kobiety. Młodzi, ubrani zwyczajnie, kolorowo, jak z ulicy.

Ale na początku jest tylko jeden. Wyjmuje z brezentowych toreb buty i ustawia na podłodze parami. Coraz szybciej, w końcu wysypuje buty na stos i rozrzuca po scenie. Jakby przyciągnięci tymi butami do wzięcia, wchodzą pojedynczo inni. Mierzą, ustawiają się, prezentują. Rozpoczynają się - na razie dyskretne - konflikty, nawiązują relacje. Relacje brutalne, ostre, czasami okrutne. Jeden z tancerzy prezentuje się nam, widzom. Wykonuje etiudę ruchową, patrzy na publiczność, szuka akceptacji. My go nawet akceptujemy, ale kolega w pomarańczowej koszulce - nie. Plącze się z tyłu, chichocze, przedrzeźnia ruchy, układa własną prześmiewczą etiudę.

Tancerze rzucają się na zasłaną butami scenę. Długimi kijami odsuwają buty, na kawałku wolnej podłogi pokazują siebie - w pozie, ewolucji, od najlepszej (a przede wszystkim od własnej) strony. Coraz szybciej, coraz brutalniej - to walka o swój kawałek przestrzeni. Walką jest nawet miłość (czy raczej erotyzm) - tańcząca para przypomina raczej spiętych i gotowych do boju zawodników sztuk walki. W ich tańcu nie ma za grosz harmonii, żadne nie chce się poddać drugiemu. Trzy kobiety tańczą - każda osobno - zmysłowo. Ale ta zmysłowość jest groźna i - by tak rzec - obronna. Strach podejść do takich kobiet, zwłaszcza że jedna z nich bawi się nożem. Tancerze - tak osobni - nie mogą jednak bez siebie istnieć, gdy jeden wykonuje solową etiudę, inni siedzą po bokach sceny, patrzą, może komentują, gotowi do wejścia. Ale pod koniec budują się momenty chwilowej harmonii. Z rozrzuconych liczb tworzy się ciąg od 1 do 8. Dwójka tancerzy kładzie się na scenie, głowa na głowie, twarze zwrócone w stronę widowni. Na nich układają się kolejni. Konfliktowa ósemka zastyga w harmonijną figurę. Układają się znów - tym razem na plecach, i widzimy barierę z przeplecionych nóg. Albo stają tyłem, szeregiem w głębi, podciągają koszulki i widzimy tylko ich pochylone plecy.

Spektakl lozańskiego zespołu, pozbawiony fabuły, oparty na napięciach tworzących się między ludźmi, wykorzystujący zwykły niebaletowy ruch, może nie był szczególnie odkrywczy (widoczne były zwłaszcza wpływy Piny Bausch), ale wciągający, dowcipny i przejmujący".

Cie Philipe Saire Les Affluents. Choreografia - Philippe Saire, scenografia - Massimo Furlan, kostiumy - Isa, Boucharlat. Występ w PWST 25 czerwca 2004 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji