Artykuły

Wiktor Rubin o sytuacji artystów w Polsce PiS: Cenzura jest coraz częstsza

- W programach wyborczych polityków albo nie ma żadnych pomysłów na zarządzanie kulturą i sztuką, albo gdzieś na samym końcu programu zapisanych jest "małym drukiem" kilka ogólników, które można gdzieś tam odbębnić. Sztuka staje się ważna dla polityków, kiedy wybucha jakiś skandal. Wtedy przyjeżdża mąż opatrzności i gasi pożar i w swoim mniemaniu nabija licznik poparcia. Oczywiście są nieliczne wyjątki w świecie polityki, ale raczej nie są to jedynki z list, lecz pozycje nr 20 na tych listach - mówi reżyser Wiktor Rubin w rozmowie z Sandrą Zakrzewską z Gazety Wyborczej - Bydgoszcz.

Sandra Zakrzewska: Spotykamy się na kilka dni przed najważniejszymi wyborami w Polsce od 30 lat. Boisz się ich jako artysta?

Wiktor Rubin: Z jednej strony tak, bo sytuacja w Polsce jest dla mnie jako artysty dość trudna, głównie z powodów znikania miejsc, w których pracowałem, cenzury ekonomicznej i ogólnie panującego strachu w instytucjach kultury. Mam wrażenie, że obecna sytuacja polityczna jest niekomfortowa nie tylko dla twórców teatralnych. Z drugiej strony można powiedzieć, że wyjście ze strefy komfortu jest konieczne, żeby się rozwijać. Sytuacja polityczna w Polsce pokazuje, jakie mamy społeczeństwo, jakie mamy braki w dotarciu do różnych grup społecznych; jest barometrem dla naszej pracy. Wskazuje kierunek działań, jakie powinniśmy wykonać: żeby przełamać wzajemną niechęć, żeby zaprosić do rozmowy pominięte grupy społeczne i próbować włączyć tematy, które są dla nas niewygodne. Obrazuje przed wszystkim nieumiejętność dialogu pomiędzy skrajnie różnymi grupami, którym wydaje się, że muszą w każdej sprawie być wobec siebie w opozycji. Politykom ten podział społeczeństwa jest na rękę, najłatwiej budować w opozycji, w krytycznym nastawieniu, a nie w pozytywnym projekcie. Obawiam się, że ta sytuacja podziałów i niechęci wzmocni się po wyborach, a instytucje kultury skoncentrują się na obronie status quo, obronie tzw. wartości tradycyjnych i wychowaniu obywatela do posłuszeństwa, pełnego lęku przed innością i niestety wolnością również.

Już jest źle, a może być jeszcze gorzej?

- Sondaże i "debata" przedwyborcza pokazują, że polskie społeczeństwo wykazuje ogromny brak poczucia bezpieczeństwa, że nie radzi sobie ze złożonością i szybkością zmian zachodzących w świecie. Duża część obywateli rezygnuje z wolności na rzecz poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego, socjalnego i myślowego. Rozmowa o wolności de facto się nie odbywa z powodu pomieszania języków i pojęć. Prawica wolność sprowadza do niepodległości, posługuje się pojęciem wolności, które było użyteczne w XIX i XX w., a które teraz wykorzystuje do kwestionowania Unii Europejskiej. Duża część obywateli utożsamia wolność z konsumpcją i wyborem towarów. W tym wypadku pojęcie wolności zostało zawłaszczone i utożsamione z myśleniem neoliberalnym. Przez co wolność zostaje sprowadzona do posiadania i poczucia bezpieczeństwa. Celowo mówię o wolności, bo cenzura jest coraz częstsza i coraz bardziej bezceremonialna, szczególnie ekonomiczna, i nie wzbudza to większych protestów. Festiwal Prapremier nie dostaje ministerialnego dofinansowania kolejny rok z rzędu, nie dlatego, że stoi na niskim poziomie, wręcz przeciwnie. Nie jest festiwalem bezpiecznym, odpowiadającym rządowej narracji. To jest przykład cenzury ekonomicznej, którą widzimy na każdym kroku. Innym narzędziem używanym przez ministerstwo jest wpływanie na dobór jurorów czy komisji na dofinansowywanych przez siebie festiwalach. Podobnie ma się rzecz z czasopismami, publikacjami czy stanowiskami dyrektorskimi w ważnych instytucjach kultury. Nie liczą się kompetencje, tylko posłuszeństwo ideologiczne albo przynajmniej niewychylanie się. Ministerstwo jest zainteresowane posiadaniem wpływu i kontrolą przekazu, bynajmniej nie wolnością i sztuką. Cenzura jest po to, by nie spotykać ludzi z tematami, które mogłyby ich pobudzić do emancypacji.

Festiwal Prapremier nie dostaje wsparcia od ministerstwa, a mimo to radzi sobie całkiem nieźle. Przywiozłeś w tym roku do Bydgoszczy spektakl mówiący o przemilczanej miłości Marii Konopnickiej. Sytuacja osób homoseksualnych w Polsce niewiele się od tamtego czasu zmieniła.

- Rozmawiałem o tym niedawno z moimi koleżankami, które żyją w relacjach homoseksualnych. Po obejrzeniu spektaklu były na mnie wkurzone, że tyle się zmieniło na przestrzeni lat, a ja upycham je w XIX-wieczny kostium, że spektakl jest wsteczny. Jednak po czasie przyznały mi rację, mówiąc, że zmiany są jednak bardzo powolne i poza dużymi miastami niemal niewidoczne. Zresztą spektakl dotyczy braku historii kobiet nieheteroseksualnych, braku miejsc pamięci, braku miejsca w historii. Instytucje odpowiedzialne za edukację nie robią nic, żeby jakoś tę historię odtworzyć. W Kalifornii w podręcznikach do historii, obok historii ruchu abolicyjnego, jest historia walki o swoje prawa ruchu LGBT. W Polsce obecnej funkcjonujemy w przestrzeni coraz mocniej kreowanej przez media prawicowe, które chętnie wymazują z historii zarówno oświecenie, jak i wolnomyślicielstwo czy w ogóle tradycje świeckie, które przyniosło oświecenie. Wolnomyślicielstwo już nie jest nawet postrzegane pejoratywnie, jednoznacznie utożsamiane jest z czymś niemoralnym. Mam wrażenie, że jako społeczeństwo zostajemy zawróceni w stronę średniowiecza. Próbuje się gasić światło wiedzy, niszczyć, a przynajmniej stopować system edukacji, postawy krytyczne nie są dozwolone. Silne społeczeństwo poznaje się po tym, że nie boi się ani krytyki, ani autokrytyki. Jeśli chodzi o kobiety homoseksualne, to dalej w przestrzeni publicznej są mało widoczne jako grupa i ich wypowiedzi czy dzieła też są słabo obecne. Jest bardzo mało filmów, spektakli i w ogóle świadectw kultury i sztuki, które dotyczą miłości czy codzienności kobiet nieheteronormatywnych. "O mężnym Pietrku" jest prawdopodobnie pierwszym spektaklem na scenie instytucjonalnej, który wprost mówi o relacjach miłosnych między kobietami, bez aluzji i metafor.

Jeśli zachodzą jakieś zmiany, to bardzo powoli. Jesteśmy w mieście, w którym dopiero w tym roku odbył się pierwszy marsz równości.

- Dobrze, że się w ogóle odbył i że powoli, mam nadzieję, stanie się tradycją, aż w końcu nie będzie potrzebny, bo osoby homoseksualne otrzymają wszystkie prawa, że wreszcie skończy się roztrząsanie orientacji seksualnych do wzbudzania strachu, agresji i walki politycznej. Dlatego ważne jest prezentowanie w przestrzeni sztuki, kultury historii osób homoseksualnych. Ważne jest przypominanie, że miłość lesbijska ma swoją historię, jest częścią polskiej historii, bez względu, czy to się komuś podoba czy nie.

Częścią jednej z takich historii była Maria Konopnicka. Wiele osób wciąż nie zdaje sobie sprawy, że autorka "Roty" przez 20 lat żyła z kobietą.

- Odwiedziliśmy archiwum i cmentarz we Lwowie, gdzie Maria Konopnicka i jej partnerka Maria Dulębianka zostały razem pochowane. Po jakimś czasie je rozdzielono. Dotarliśmy do pamiętnika przyjaciółki Konopnickiej z opisem pogrzebu Dulębianki, którą złożono obok Konopnickiej, i kiedy nad cmentarzem pojawiła się cudna tęcza. Znaleźliśmy też list z prośbą pisarki, by pochować je w jednej mogile, z prośbą, żeby pomnikiem były dwie postaci kobiece czytające tę samą książkę. Historia Konopnickiej ma wiele ciekawych wątków. Poetka długo pozostawała w małżeństwie, miała ośmioro dzieci i faktycznie ostatnie 20 lat spędziła u boku kobiety.

Jak to się stało, że zainteresowałeś się tym tematem?

- Natrafiłem na artykuł Krzysztofa Tomasika, który jako pierwszy opisał historię relacji Konopnickiej z Dulębianką. To ważne, żeby pokazać, że kobiety homoseksualne miały swoją historię i dotyczy ona też takich osób zasłużonych w polskiej kulturze i historii jak Maria Konopnicka. Już za życia poetka była wyrywana przez różne frakcje. Henryk Sienkiewicz widział ją jako konserwatywną pisarkę "pól malowanych zbożem rozmaitem", a jej przyjaciółka z ław szkolnych Eliza Orzeszkowa promowała ją jako pisarkę lewicową. Konopnicka łączy w sobie tematy, które do dzisiaj stawia się wobec siebie w opozycji, jest bardzo wierząca, a z drugiej strony bywa antyklerykalna; jest matką wielodzietnej rodziny, ale przez prawie pół życia żyje w związku miłosnym z kobietą; jest patriotką, ale której patriotyzm nie unika ostrza krytyki. Osoba Konopnickiej pokazuje, że robienie z tych tematów binarnych opozycji jest nierozwojowe ani dla człowieka, ani dla społeczeństwa. Dojrzałość człowieka, ale także dojrzałość społeczeństw polega na łączeniu ze sobą różnych postaw i na odważnym dialogu z tymi postawami.

W dzisiejszych czasach mogłaby być podejrzewana o symetryzm.

- Nazwałbym to raczej dojrzałą tożsamością, która nie boi się, że bycie Europejczykiem zabierze mi bycie Polakiem, a bycie lesbijką - bycie chrześcijanką czy matką. Podobnie było z Dulębianką, która walczyła zarówno o wolność rozumianą jako niepodległość, ale także wolność jako równouprawnienie kobiet, wolność do samoekspresji, która manifestowała się w jej niejednoznacznym genderowo wizerunku.

Aktywizowała też Konopnicką?

- Zdecydowanie, z lepszym lub gorszym skutkiem. Konopnicka miała wiele do stracenia, sądzę też, że jako osoba dostrzegająca złożoność wielu sytuacji przeżywała wiele konfliktów. Odbywający się w kraju jubileusz jej twórczości miał ją wynieść na czwartego polskiego wieszcza. Jej wizerunkowe gry są bardzo ciekawe i to przede wszystkim im przyglądamy się w spektaklu. Dramatyzm tej sytuacji i wyborów nie zatrzymuje się na prostym komunikacie, że Konopnicka była lesbijką. Przyglądamy się złożoności problemu coming outu: co to dla danej osoby znaczy i z jakimi problemami musi się uporać. Co ludzi powstrzymuje przed takimi decyzjami? Co się traci, a co zyskuje w takiej sytuacji? Jakie emocje się rodzą w człowieku? Chcieliśmy możliwie najbardziej wnikliwe wejść w przestrzeń tej decyzji. I zapytać o cenę wolności, różnych osobistych wolności.

Konopnicka nigdy go tak naprawdę nie dokonała?

- Nie. Pierwszy coming out w Polsce miał miejsce dopiero kilkadziesiąt lat temu, dokonała tego w 1998 r. Izabela Filipiak.

Realizacja teatru krytycznego w dzisiejszych czasach ma sens?

- Teatr krytyczny, ale i sztuka krytyczna, przeżywa kryzys. To jest tendencja światowa. Właściwie nie jest łatwo jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie dlaczego. Choć wydaje mi się, że bardziej potrzeba nam teraz nadziei, nawet "nadziei w mroku".

Coraz ciężej jest zaistnieć w debacie publicznej.

- Nasz przekaz jest skutecznie osłabiany. Nie możemy obwiniać o to tylko sytuacji politycznej, która zmieniła się radykalnie i wszystkich nas zaskoczyła. Sztuka krytyczna z założenia zajmuje się rozbrajaniem milczących przesłanek, obnażaniem nawyków myślowych, które są bezkrytycznie przyjmowane, bo weszły w sferę automatyzmów, na których wspiera się nasze działanie i zachowanie. Sztuka krytyczna te automatyzmy wyciąga do analizy. Powtórzę za Iwoną Kurz: uprawiać krytycyzm to czynić łatwe gesty trudnymi. Dzisiaj społeczeństwo bardziej ceni wygodę i bezpieczeństwo, i w imię tego jest w stanie zrezygnować z tej męczącej wolności. Poza tym jeżeli chodzi o sam teatr, to w ostatnim czasie dostał on od władzy wiele negatywnych komunikatów.

Jakich?

- Że nie jest ważny Że sztuka nie jest istotna, że nikogo nie obchodzi, że lepiej doprowadzić najlepiej prosperujące instytucje teatralne w Polsce, jak Teatr Polski we Wrocławiu i Stary Teatr, do chaosu i marazmu, niż utrzymywać je na wysokim poziomie artystycznym, jaki osiągnęły. Nie przeszkadza władzy, że pod nowymi rządami teatry te notują regres, by nie powiedzieć upadek. W programach wyborczych polityków albo nie ma żadnych pomysłów na zarządzanie kulturą i sztuką, albo gdzieś na samym końcu programu zapisanych jest "małym drukiem" kilka ogólników, które można gdzieś tam odbębnić. Sztuka staje się ważna dla polityków, kiedy wybucha jakiś skandal. Wtedy przyjeżdża mąż opatrzności i gasi pożar i w swoim mniemaniu nabija licznik poparcia. Oczywiście są nieliczne wyjątki w świecie polityki, ale raczej nie są to jedynki z list, lecz pozycje nr 20 na tych listach.

A może w tak rozpolitykowanym świecie widz ma wobec teatru już inne oczekiwania?

- "Jeśli nie zajmiesz się polityką, polityka zajmie się tobą". Nie ma przestrzeni w sztuce, które nie mają związku z polityką. Rozrywka w teatrze czy unikanie pewnych tematów jest decyzją polityczną, bo wspiera status quo. Nie jest decyzją niewinną, jak się niektórym wydaje. Eskapizm jest też decyzją polityczną. Demokracja polega na ciągłej dyskusji i negocjacji pewnych wartości, które chcemy uznawać za ważne jako społeczeństwo. Ludzie są zmęczeni binarnością w polityce, która jest nudna i nierozwojowa. Myślę, że potrzebują wyjścia poza proste opozycje, które opanowały spektakl w przestrzeni publicznej. Wierzę, że pokazywanie innych możliwości odczuwania, postrzegania myślenia, które może stawać się bliskie jest zadaniem teatru. Pewne rejony czy aspekty życia społecznego nie są widzialne (albo nie dość widzialne albo źle skadrowane), a więc w jakimś sensie nie istnieją. Teatr polityczny walczy o nadanie im widzialności i odpowiednich ram. Moim zdaniem bardzo ważnym zadaniem politycznym dla teatru jest poszukiwanie nadziei, umacnianie wiary w to, co wydaje się niemożliwe, w zmianę, w inne społeczeństwo, w utopię, która wyznacza tym zmianom kierunek. Czym zajmujemy się wprost w naszym ostatnim projekcie "Made in USA", w którym odwiedzamy miasta, które powstały jako utopie (ateistyczne, feministyczne, socjalistyczne) już w XIX w. i poszukujemy nowych miast-utopii w USA, przyglądamy się ich funkcjonowaniu. Sun City (miasto emerytów, gdzie możesz kupić dom dopiero po skończeniu 55 lat) czy Earthship Biotecture, które jest realizacją budownictwa z odpadów bez podłączenia do sieci kanalizacyjnej, elektrycznej i gazowej.

Bydgoski teatr to miejsce, do którego lubisz wracać?

- Mam ogromny sentyment do tego miejsca. Wyreżyserowałem tu wiele przedstawień, w tym swój debiut w teatrze repertuarowym. Pierwszy raz pracowałem w Bydgoszczy kilkanaście lat temu i od tego czasu szczęśliwie udaje mi się tu wracać.

***

Wiktor Rubin jest reżyserem teatralnym. Pracował w wielu teatrach w Polsce, m.in. w Bydgoszczy, Wrocławiu, Wałbrzychu, Krakowie, Kielcach, Gdańsku i Warszawie. W bydgoskim Teatrze Polskim wyreżyserował m.in. "Przebudzenie wiosny", "Detroit. Historia ręki" czy "Żony stanu, dziwki rewolucji, a może uczone białogłowy". Tegoroczny Festiwal Prapremier zamknął jego spektakl "O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych", który opowiada historię przemilczanej miłości Marii Konopnickiej. W 2014 r. został laureatem Paszportu "Polityki" w kategorii teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji