Artykuły

Wybory parlamentarne 2019. Jerzy Fedorowicz: Jestem człowiekiem środka

Jeden z młodych aktorów spytał mnie ostatnio, czy PO ma coś na PiS przed wyborami. A ja się pytam: czy trzeba coś więcej niż afery Chrzanowskiego, dwóch wież, hejtu w Ministerstwie Sprawiedliwości czy pokoi na godziny w kamienicy prezesa NIK? Rozmowa z Jerzym Fedorowiczem, kandydatem Koalicji Obywatelskiej na senatora.

Magdalena Kursa: Podczas naszej debaty kandydatów do Senatu mówił pan, że media publiczne w Polsce zbliżają się do standardów białoruskich, a pana konkurent prof. Jan Duda twierdził, że dopiero dziś jest pluralizm, bo każdy znajdzie coś dla siebie - ci, co wspierają rząd, mają TVP, a zwolennicy opozycji TVN.

Jerzy Fedorowicz: No nie! Muszę z bólem przyznać, że tu to ja mam rację, nie pan Duda. Akurat jestem specjalistą od mediów. Miałem w nich swoje audycje, a w Senacie przewodniczyłem komisji kultury i środków przekazu, wcześniej w Sejmie byłem w prezydium takiej komisji. To, co się teraz dzieje w telewizji publicznej, przekroczyło wszelkie granice - poszedłem tam raz na dyskusję w sprawie "Klątwy", ale prowadzący cały czas mnie pytał o Amber Gold i syna Tuska. To było, przyznam, trudne do wytrzymania. A jak się zdenerwowałem, siedząca obok mnie pani z PiS skomentowała: "z Krakowa, a tak się zachowuje". Już nawet nie oglądam w TVP programów informacyjnych ani debat, bo tam wszystko jest sterowane, prowadzący potrafią krzyczeć, odbierać głos, są zakodowani na nienawiść. W poprzedniej kadencji tak nie było, wówczas w telewizji swój program miał np. Pospieszalski, który ostro krytykował naszą koalicję PO-PSL. Sam jako senator koalicji rządzącej bałem się w Krakowie czasem przychodzić do programu redaktora Mokrzyckiego - tak mnie przyciskał w trudnych sprawach. I dobrze, tak powinno być.

Pana senacka komisja do spraw mediów nic nie może? Interweniowaliście, gdy TVP porównała Tuska do Hitlera.

- To było w marcu, ale do tej pory z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nie ma żadnej reakcji. Przecież za coś takiego powinna być kara. Piszemy regularnie skargi do szefa KRRiT, ale w odpowiedzi czytamy, że dziś taki jest klimat debaty publicznej. A ten działa na obywateli - są miejsca, gdzie dociera tylko telewizja publiczna. Tam ludzie z automatu o 19.30 włączają telewizor na dziennik i w pierwszych słowach dowiadują się, jaka podła jest opozycja i jacy nieudacznicy są w jej szeregach.

Dlatego, by uratować życie publiczne w Polsce, proponuję zwołanie natychmiast okrągłego stołu na temat mediów publicznych. Musimy sobie powiedzieć, że jesteśmy dorośli i że godzimy się na obiektywną ocenę naszej pracy przez media publiczne, na które płacą wszyscy obywatele.

Profesor Jan Duda, kandydat PiS, który jest pana konkurentem w okręgu, to łatwy czy trudny przeciwnik?

- Byłem zdziwiony, że nagle do rywalizacji o Senat przystępuje osoba, która nie ma - ja przynajmniej o nich nie słyszałem - żadnych związków z działalnością społeczną, która jest wymagana w przypadku człowieka jako kandydat na senatora proszącego o zaufanie wyborców. W poprzednich wyborach moim konkurentem był Mieczysław Gil, mój kolega i zwierzchnik z "Solidarności", i wtedy ludzie mieli - jak to określali komentatorzy - wybór między legendą "Solidarności" a ikoną Nowej Huty. Wtedy te zasługi dla ludzi jakoś się wyrównywały. A teraz? Ciężko nawet porównywać życiorysy - moja matka tworzyła szpital Żeromskiego i szkołę w tym szpitalu, hospicjum. A moja działalność w Teatrze Ludowym, m.in. spektakl ze skinheadami i punkami? Do tego praca z trudną młodzieżą, pomoc osobom upośledzonym umysłowo, mam też fundację wspierającą osoby wykluczone i starsze. Tego, co robiłem jako młody Fedor, potem jako radny miejski z Huty, radny sejmiku z Huty, poseł, senator nazbierało się tyle, że nie mogę tego zmieścić na ulotce. I staję do walki z panem, którego zasługami jest to, że jest nauczycielem akademickim i - jak wszyscy wiedzą - ojcem prezydenta Dudy.

Prof. Jana Dudy nie ma teraz z nami, nie może się bronić, więc zauważę tylko, że dla wielu wyborców, zwłaszcza z Nowej Huty, decydujący może być stojący za pana konkurentem znaczek PiS. Prof. Duda mówi ludziom, że obecna władza przywróciła ludziom godność, wyrównała szanse... Brzmi dobrze.

- Zdaję sobie sprawę, że w Nowej Hucie jest część wyborców związana z prawicą, z Kościołem, ale nie sądzę, by Kościół w Nowej Hucie czy w ogóle Kościół w Krakowie walczył z Fedorowiczem, bo to nie miałoby sensu. Jestem katolikiem, kard. Macharski traktował mnie jak syna. No ale może niektórzy uważają, że jeżeli człowiek jest w ugrupowaniu liberalnym, to nie jest godzien poparcia. Tylko ja całe życie dla tych ludzi pracuję - jak ktoś chce moją pracę zobaczyć, niech pójdzie do Muzeum Nowej Huty, tam jest cały boks poświęcony Fedorowiczowi i naszej grupie, która robiła spektakl "Romeo i Julia".

Uczestnicy naszej debaty zauważyli, że wszyscy kandydaci do Senatu z Krakowa to mężczyźni. Dlaczego partie nie wysyłają kobiet do izby wyższej parlamentu, zwanej też izbą refleksji? Kobiety nadają się tylko do harowania w Sejmie?

- W Senacie jest kilka senatorek, z którymi bardzo dobrze mi się współpracowało, np. pani Barbara Zdrojewska czy Barbara Borys-Damięcka. Choć według mnie od płci ważniejsze są poglądy i odwaga. Pani senator Anna Maria Anders z PiS przekonywała podczas dyskusji, że ustawa o IPN jest szkodliwa, a potem głosowała za nią. Ale oczywiście jestem za większym udziałem kobiet w polityce. Senat to zwieńczenie kariery politycznej, może któraś z dzisiejszych dynamicznych kandydatek Koalicji Obywatelskiej do Sejmu będzie chciała kiedyś pracować w Senacie? Może Jagna Marczułajtis, Lidia Gądek, Dorota Marek czy Marta Wodyńska?

Jak pan przekonuje wyborców ze swego okręgu, zwłaszcza z Nowej Huty, do Koalicji Obywatelskiej?

- Nie mam problemu z rozmowami z ludźmi. Gdy zaczynałem moją działalność, Nowa Huta dzieliła się na ludzi wspierających lewicę i prawicę, a mimo tego, jako człowiek środka, byłem wybierany, bo nikt nie patrzył na moją przynależność, ludzie wiedzieli, że dla nich pracuję. Dalej mam wiele serdecznych spotkań i w Hucie, i na wioskach, jeżdżę do więzienia na Ruszczy, czytam w bibliotekach nowohuckich, no a poza tym niektórzy wyborcy, zwłaszcza panie, lubią mnie za to, że w serialu TVN "Przepis na życie" zagrałem tatusia Beatki - ludzie cieszyli się, że ich senator gra ojca Mai Ostaszewskiej.

Startuje pan ponownie, bo...? W tej kampanii akcentował pan m.in. pomysł wprowadzenia 250 zł bonu na zajęcia sportowe dla dzieci.

- Zdrowie dzieci i młodzieży, a także nas wszystkich jest najważniejsze. Ponad podziałami politycznymi. Dlatego jeżdżę tak często na rowerze. To ważne, by dzieci odciągnąć od tabletów, od Facebooka i zachęcić do uprawiania sportów. Mam wnuki, więc wiem, co mówię. Dlatego będę proponować, by w budżecie państwa znalazło się dodatkowe 125 mln zł na program dofinansowania sportu dzieci i młodzieży w formie bonów na 250 zł miesięcznie, który powinien być też realizowany przy współpracy z samorządami.

Ale przede wszystkim chcę żyć w kraju, w którym przestrzega się prawa i szanuje konstytucję i w którym służba zdrowia działa dobrze. Jestem w takim wieku, że cały czas obserwuję dramaty zdrowotne moich kolegów, bliskich osób, widzę to, co dzieje się na onkologii. Musimy to zmienić. Poza tym wybrzmiewa właśnie ostatni dzwonek, by obronić demokrację w Polsce. Dlatego na mój profil na Facebooku wrzuciłem właśnie film, na którym czytam wiersz Adama Zagajewskiego "Prawo". Czy te nocne obrady w Sejmie czy Senacie są normalne? Zdarza się, że dostajemy projekty ustaw trzy godziny przed głosowaniem i z opinią biura prawnego, że 20 punktów w projekcie jest sprzecznych z prawem i konstytucją. I wszystko przechodzi, bo liczy się to, co uważają rządzący.

Jeden z młodych aktorów spytał mnie ostatnio, czy PO ma coś na PiS przed wyborami. A ja się pytam: czy trzeba coś więcej niż afery Chrzanowskiego, dwóch wież, hejtu w Ministerstwie Sprawiedliwości czy pokoi na godziny w kamienicy prezesa NIK?

Do wspomnianego tu słynnego spektaklu "Romeo i Julia" zaangażował pan przed laty zwalczających się na ulicach Krakowa punków i skinheadów. I pogodzili się. Może by tak jakaś sztuka z udziałem nienawidzących się polityków i wyborców PO oraz PiS?

- (Śmiech). Parę osób podsuwało mi już takie pomysły. Nie wiem, kto mógłby dziś ludzi pogodzić. To musiałby być jakiś duży autorytet, wspólny dla wszystkich. Może biskup Ryś?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji