Artykuły

Szymon Adamczak: Epidemia, o której nikt nam nie powiedział

- Jak rozmawiamy o AIDS w Polsce, czy istnieje warszawskie archiwum HIV i o wirusa w popkulturze - pytamy Szymona Adamczaka, autora spektaklu "An Ongoing Song" o doświadczeniu życia z wirusem HIV. Rozmowa Arkadiusza Gruszczyńskiego w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: W połowie lat 90. odbyła się pierwsza w Warszawie wystawa poświęcona AIDS. Kto ją zorganizował?

SZYMON ADAMCZAK, REŻYSER, PERFORMER: Studenci i studentki pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego z Akademii Sztuk Pięknych. Wystawa nosiła tytuł "Ja i AIDS" i otwarto ją w holu kina Stolica w 1996 r. Katarzyna Górna, która jako jedyna z tej grupy pracowała z chorymi, pokazała zdjęcia osób z wirusem, Paweł Althamer wyrzeźbił zamkniętych w metalowej siatce Adama i Ewę, Krzysztof Marzec, jedyny z tej grupy zadeklarowany homoseksualista, postawił rzeźbę nagiego mężczyzny. I jak pisała wówczas "Rzeczpospolita", "uczestnicy wystawy deklarują, że wiedzą o AIDS tyle samo, co inni". Większość prac dotyczyła lęków i uprzedzeń w obliczu rozprzestrzeniającej się choroby. Następnego dnia dyrektor kina zamknął wystawę.

Dlaczego?

- Powoływał się na dobro instytucji. Według niego na wystawie znalazły się prace bulwersujące młodszą publiczność kina, które zarabiało na przedpołudniowych projekcjach dla szkół. "Problemem tej wystawy nie jest bulwersująca nagość, lecz AIDS - choroba, która zagraża wielu ludziom" - pisali dziennikarze. Ekspozycję przeniesiono do Płocka.

Innym głośnym przypadkiem w Warszawie była sprawa Simona Mola, kameruńskiego pisarza, który został oskarżony o celowe zarażanie wirusem HIV. Na ile jego przypadek jest ważny w podsycaniu lęków?

- Jego przypadek lokował rozmowę o HIV w kategoriach sensacji, obcości i kryminalizacji. Mówiono wtedy głośno o premedytacji czarnoskórego Mola, a także podkreślano jego afrykańskie pochodzenie, co było po prostu rasistowskie. Kierowało też wzrok opinii publicznej na stereotypowe postrzeganie Afryki jako miejsca szczególnie mocno dotkniętego epidemią AIDS.

Z dzisiejszej perspektywy wiemy, że dynamika epidemii jest inna w różnych częściach świata.

Jak mówiono jeszcze wtedy o wirusie?

- HIV kojarzył się z półświatkiem, z ludźmi wyrzuconymi poza społeczny nawias, szczególnie z przyjmowanymi dożylnie narkotykami. Opisywanie publicznie szczególnie takich historii umacniało lęki. Przerzucano odpowiedzialność na osobę zakażoną. To podstawowy błąd, który niósł za sobą olbrzymią stygmatyzację. Nie jest niczyją winą to, że ma się w swoim organizmie wirusa.

Społeczeństwa poznajemy również po tym, jak radzą sobie ze swoimi chorymi. Mieszkańcy podwarszawskich miejscowości nie zgadzali się na sąsiedztwo ośrodka dla zakażonych, a w różnych częściach kraju podpalano je. W Stanach i krajach Europy Zachodniej epidemia AIDS to moment głębokiego kryzysu, który dzięki aktywistom stał się kluczowym rozdziałem w emancypacji mniejszości. HIV to było "coś" z Zachodu, popkulturowo obecny głównie w polskim hip-hopie i w utworze zespołu Kury, które śpiewały o "złapaniu adidasa".

Mówi się o tym, że epidemia nie dotarła do Polski, ponieważ pozostawaliśmy we wschodniej strefie wpływów. To prawda?

- Nie wydaje mi się. Wirus pojawił się tak czy inaczej, przecież w prasie lat 80. były informacje o rodzimych zakażeniach. Epidemia AIDS jest nieodłącznie związana z globalizującym się wówczas światem, dołączyła do niego i Polska. Różnica polega na tym, że nie mówimy o epidemii AIDS jak o części naszej nowoczesności. Nie została jeszcze napisana publiczna historia AIDS w Polsce. Może dlatego, że ludzie nie umierali masowo na ulicach, nie pojawili się aktywiści, a Ministerstwo Zdrowia nie uruchomiło narodowego programu walki z epidemią. Inaczej było w Holandii, w której na stałe mieszkam. Tam odbywał się nawet epidemiologiczny okrągły stół z udziałem pacjentów, lekarzy i działaczy społecznych.

HIV pojawiał się w polskiej popkulturze?

- Tak, w piosenkach rapera Peja, w "Plus minus" Kalibra 44 i we wspomnianym utworze zespołu Kury. To jednak margines. HIV nie pasuje do dominującego wizerunku Polaka katolika, który zachowuje seksualną wstrzemięźliwość. A przecież jest tak, że skoro dorosły człowiek uprawia seks, to jest narażony na zarażenie wirusem. Nie żyjemy w kraju wiernych sobie ludzi. Do dzisiaj taka perspektywa nie jest zbyt powszechna w Polsce, a powinna być traktowana jako prewencyjna informacja.

Dzisiaj można żyć z wirusem?

- Medycyna poszła daleko naprzód, wyobrażenia o HIV niekoniecznie. Dzisiaj bierze się jedną tabletkę dziennie i w ciągu kilku miesięcy zyskuje się niewykrywalny status. To znaczy, że osoby na lekach nie przenoszą dalej wirusa. To przełom. Cieszmy się z tego i informujmy swoich najbliższych. Dostępne są tabletki o nazwie PrEP, dzięki którym uprawiając niezabezpieczony seks, nie "złapiesz" HIV. Nie są, niestety, refundowane w Polsce. Czas to zmienić.

***

Pokaz spektaklu "An Ongoing Song" odbędzie się we wtorek o godz. 19 w Komunie Warszawa (ul. Lubelska 30/32).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji