Artykuły

Półmetek Festiwalu Prapremier za nami

"Kowboje" w reż. Anny Smolar z Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie, "Nietota" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego z Teatru Powszechnego w Warszawie oraz "Być jak Beata" w reż. Magdy Miklasz z Teatru Współczesnego w Szczecinie na XVIII Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.

W niedzielę oprócz wspomnianego już wczoraj wspaniałego przedstawienia "Rewolucja której nie było", obejrzeliśmy jeszcze dwa. Jeden z nich to "Kowboje" (na zdjęciu) z Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie; publicystyczny spektakl o tragicznej sytuacji polskiego szkolnictwa, barierach między uczniami, nauczycielami i rodzicami, o szkole, dla wszystkich tych grup będącej upiorem, śniącym się po nocach jeszcze długie lata, odniesiono do walk na dzikim Zachodzie. Nad sceną wznosi się wielki wigwam, do pokoju nauczycielskiego prowadzą drzwi jak do saloonu. Dyrektorka z ułożonych na kształt pistoletu palców strzela do uczennicy, kolegów.

Spektakl Anny Smolar i Michała Buszewicza, mimo pierwiastków komediowych i surrealistycznych chwilami udziwnień jest nużący. Opowiada o sprawach, które doskonale wszyscy znamy z i życia, i z mediów. Nie daje nawet nic do myślenia, bo wszystko już dawno przemyśleliśmy. Jest kilka aktorsko dobrych scenek, ale to za mało, żeby uratować całość. Odczułam ulgę, kiedy wreszcie uczennica podpaliła symbolizujący szkołę namiot. Bo całość wydała mi się tak jakoś rozwleczona w czasie i przestrzeni.

Bardzo interesującym i oryginalnym wydarzeniem scenicznym była przywieziona na Festiwal Prapremier przez Teatr Powszechny w Warszawie "Nietota" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego. Rzecz powstała z inspiracji powieścią mistyczną Tadeusza Micińskiego "Nietota. Księga tajemna Tatr", w której pisarz nawiązuje do słowiańskich wierzeń ludowych. Tytułowa nietota, to ludowa nazwa górskiej rośliny, wrońca widlastego, tu symbolizująca kobietę, a w domyśle Polskę. Bohater powieści wędruje przez Tarty w jej poszukiwaniu. Ponieważ autor uważał, że polskość sięga głębiej, niż przyjęte w r. 966 chrześcijaństwo, twórcy spektaklu najpierw zapraszają widzów do wybrania sobie przygotowanych z gałęzi i kamieni totemów, potem skupieni w sali widowiskowej odbywają się przy stroboskopowych światłach, w rytm kosmicznej muzyki rytualne tańce, wreszcie wszyscy zaproszeni zostają do odbywanej dzięki specjalnym goglom wirtualnej podróży. Świat tam napotkany graficznie kojarzy się rzeczywistością znaną z gier komputerowych, tyle, że jest on nie tylko przed nami, ale otacza nas zewsząd. Prowadzeni łagodnym głosem narratora wędrujemy, a dokładniej płyniemy ku górze, napotykając wśród gór białe, jakby z marmuru wykute postaci, które nierzadko wpadają na nas i kiedy już myślimy, że zostaniemy przez nie unicestwieni, to one rozpadają się na kawałki i znikają. Wreszcie zdjąwszy gogle uczestnicy rytualnego seansu lądują w wygodnych pozycjach na podłodze, gdzie są wprowadzani w jakiś niby to hipnotyczny trans. Rytuał ma połączyć z sobą widzów. Polaków? Przypominając im słowiańskie korzenie jako alternatywę dla chrześcijaństwa, które w tym jednoczeniu się nie sprawdza?

Nigdy nie byłam jej fanką. Nie wiedziałam nawet, że cieszyła się aż taką popularnością. Pojęcia nie miałam o jej życiu prywatnym; pałacach, samolotach itp. Dlatego wtorkowy spektakl Teatru Współczesnego w Szczecinie był dla mnie uzupełniającą dawką wiedzy o twórczości a przede wszystkim o życiu Beaty Kozidrak. A przedstawienie Piotra Domalewskiego i Żelisława Żelisławskiego, w reżyserii Magdy Miklasz "Być jak Beata" skonstruowany jest właśnie w taki sposób, by nie tylko, choć w nowych aranżacjach Tomasza Lewandowskiego, przypomnieć utwory wykonywane przez tę piosenkarkę, ale może przede wszystkim przedstawić ją jako zjawisko socjologiczne, bożyszcze popkultury, zadowala wszystkich. I tych, którzy lubią muzykę łatwą, lekko wpadającą w ucho i są miłośnikami współczesnych tekstów kabaretowych, i tych, którzy fascynują się grą aktorską. Bo aktorzy grają świetnie, tworząc całą plejadę przedziwnych, oczywiście groteskowo przerysowanych, postaci; od zakonnicy, poprzez drag queen po kalekiego staruszka, ludzi którzy z całej Polski nadciągnęli na casting do filmu o Beacie Kozidrak.

Celowo kiczowata oprawa plastyczna Mirka Kaczmarka i takież kostiumy Hanki Podrazy podkreślają charakter i ducha tego zjawiska kulturowego, jakim w latach swej świetności była Beata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji