Artykuły

Szwejk w Łodzi

"Szwejk" Jarosława Haska w Teatrze Powszechnym w Lodzi Adaptacja i reżyseria: Janusz Zaorski, scenografia: Andrzej Czeczot i Wojciech Wołyński. Premiera 29 lutego 1976 r.

Teatralna Łódź miała nową interesującą premierę. Tym razem nie było to w Teatrze Nowym u Dejmka, ani nie w Teatrze Jaracza u Maciejewskiego. Ostatnio rzadko poza tymi dwoma teatrami można było oglądać naprawdę ciekawe przedstawienia. Tym razem jednak nieufni widzowie musieli przenieść się z dobrze im znanych sal na widownię teatru, który jak dotąd miał nie najlepszą reputację.

Teatr Powszechny w Łodzi cieszył się dobrą i złą sławą teatru lekturowego. Jego premiery mało kiedy zyskiwały uznanie bardziej wymagających widzów. Powszechny coraz bardziej stawał się sceną szkolnych popołudniówek. Z tak utartą opinią obejmował ten teatr nowy dyrektor Roman Kłosowski. A wiadomo, że ze stereotypem i z przyzwyczajeniami widowni trudniej wojować niż nawet z własnym, rozleniwionym zespołem.

Zmiany, jakie zachodzą w teatrze Kłosowskiego, nie są radykalne. Dyrektor nie ogłosił manifestu, teatr nie zaczął życia na nowo. Inscenizacja "Szwejka" według głośnej powieści Jarosława Haska mieści się w tradycyjnej linii repertuarowej teatru. Zmiana klimatu artystycznego w Powszechnym jest jednak dostrzegalna.

"Szwejk" na scenie. "Szwejk" dwugodzinny. Zasadniczy spór toczy się wokół samej materii dramaturgicznej, z której utkane zostało to przedstawienie. Po prostu: czy "Szwejk" jest teatralny? Wiele prób przeniesienia przygód dobrego wojaka na scenę zakończyło się fiaskiem. Zresztą nie tylko na scenę. Także filmy były gorsze od literackiego pierwowzoru. Mówi się o integralnej strukturze powieści Haska, o jej niepowtarzalnej kompozycji, nie podatnej na jakiekolwiek skróty i adaptacje. W samym tekście oryginału jest tylko jedna wzmianka o teatrze. Ale nie może ona służyć za przewodnika: "My, ludzie wojenni, przysięgaliśmy najjaśniejszemu panu wierność tak samo, jak śpiewają w teatrze, a ja mu wierności dotrzymałem...".

Ten tekst znalazł się w adaptacji dokonanej przez reżysera Janusza Zaorskiego. Ale co to znaczy: "... tak samo, jak śpiewają w teatrze..."? Zycie dobrego wojaka Szwejka toczy się, owszem, na scenie. Wśród dziwnych postaci i jeszcze dziwniejszych rekwizytów. Czymże jest ta wojna

jeśli nie grą. Cóż to za śmieszny system hierarchii i uwarunkowań, w którym każdy człowiek odgrywa rolę jakby przypadkowo otrzymaną od reżysera? Tak, świat Szwejka jest światem teatralnym, operetkowym nawet, ale jest to teatr ogromny, totalny, nie mieszczący się na żadnej scenie, wśród nawet największych kulis. Świadomie, czy podświadomie Janusz Zaorski przyjął taki właśnie klucz dla swojego przedstawienia. Spektakl dzieje się wszędzie. Nie ma granicy między sceną, widownią i kuluarami. Akcja wylewa się nawet z ciasnych pomieszczeń teatru na ulicę. Przy czym chwyty stosowane często jako próby wciągnięcia widowni na siłę do udziału w przedstawieniu - w tym wypadku wydają się zupełnie naturalne i uzasadnione.

Zabawa w świat Szwejka zaczyna się jeszcze przed wejściem do teatru. Fasada budynku przypomina wejście do koszar 91 pułku. Zaraz spotkamy porucznika Łukasza i... Nie, wnętrze oblepione jest wojennymi odezwami, rozkazami i portretami najjaśniejszego pana. Orkiestra wojskowa gra pułkowe marsze. Między widzami przechadzają się oficerowie. Jakiś tajniak prowadzi aresztowanego kelnera z gospody "Pod kielichem". Nagle wszystko to cichnie i oczom zebranej gawiedzi ukazuje się sam cesarz w swoim majestacie. "Boże wspomóż, Boże wspieraj, zbaw cesarza i nasz kraj..." Franciszek Józef ze swego tronu pozdrawia tłumy. Ale już wiemy, że na głowie tego dostojnego monarchy siedzi właśnie mucha i załatwia swój podstępny interes.

Dobrze się złożyło, że za teatralną inscenizację "Szwejka" zabrali się ludzie spoza teatru. Było im może łatwiej z nieteatralnego tekstu wyciągnąć maksimum widowiskowych walorów. Reżyser filmowy Janusz Zaorski i dwaj graficy Andrzej Czeczot i Wojciech Wołyński (notabene Wołyński - student łódzkiej szkoły filmowej) bardziej aranżowali rzeczywistość szwejkowską niż spektakl o przygodach dobrego wojaka. W przedstawieniu niebagatelną rolę odgrywa światło, dzięki któremu Zaorski gospodaruje planami w sposób zgoła filmowy. Również w tym wypadku współpraca z operatorem Andrzejem Zygadłą przyniosła bardzo ciekawe efekty plastyczne.

Wróćmy jednak do grafików. Wyobraźnia Czeczota i Wołyńskiego bardzo wiernie odtworzyła nam dekadencką plastykę przestrzeni świata szwejkowskiego. Rekwizyty tego przedstawienia tylko w przybliżeniu przypominają kształty realnych przedmiotów. Ten świat jest dwuwymiarowy. Płaski. To znaczy złożony z płaszczyzn wzajemnie na siebie zachodzących. Płaszczyzny te dopiero w sumie składają się na pełen obraz. Tak jak dygresje i opowiadania Szwejka składają się dopiero w sumie na tę powieść. W scenografii Czeczota nie ma linii prostych, wszystkie zbiegi perspektywiczne są połamane. W tej scenografii nikogo nie zdziwi, kiedy Szwejk idąc do Budziejowic trafi do Putimia, kiedy chcąc iść na front trafi do dekowników, a znowu próbując dekować się - znajdzie się na linii frontu; kiedy mówiąc prawdę okazuje się, że kręci, a znowu kłamiąc brany jest na serio i poważnie. Nieczęsto się zdarza, żeby scenografia teatralna, przy zachowaniu wszystkich swoich autonomicznych wartości, potrafiła tak integralnie związać się z ideą przedstawienia, tworząc przestrzeń, bez której losy Szwejka byłyby tylko cytatami, wyjętymi z powieści Jarosława Haska.

Wołyński zaprojektował kostiumy. Owszem, z szacunkiem dla epoki, ale więcej jest w nich wyobraźni plastyka niż rzetelności historycznej. Na scenie ożywają postaci z jego grafik i filmów animowanych. Smutne, jakby nie proporcjonalne, o połamanych kształtach. Ludzkie marionetki poruszane trybami nie znanej im maszyny. Żołnierze, więźniowie, zwykli pasażerowie pociągu i dziwki-ulicznice. Ale przecież nie z nich się śmiejemy, nie z tych ludzików oglądanych przez nas oczami Guliwera. Śmiejemy się z człowieka, który widzi to i ogląda z tej samej perspektywy co my. Z wyżyn swojej naiwnej mądrości, która, sama w sobie, staje się wartością jedynie komiczną.

Mimo wielu zalet przedstawienie "Szwejka" w Teatrze Powszechnym w Łodzi nie jest wolne od słabości. Właściwie jest ono przedstawieniem aktora grającego Szwejka, jakby stworzonego do tej roli, Romana Kłosowskiego. Nie próbuje nawet dorównać mu zespół. Dziwne to tym bardziej, że są w nim od niedawna aktorzy tak znani, jak choćby Zygmunt Maląnowicz czy Leon Niemczyk. Wdzięczne role porucznika Łukasza, podporucznika Duba czy sierżanta rachuby Vańka - są zupełnie niewykorzystane. Należy to oczywiście znieść ze spokojem szwejkowskim, bo: "- Nie wszyscy mogą być mądrzy, panie oberlejtnant - rzekł Szwejk tonem głębokiego przekonania. - Głupi muszę stanowić wyjątek, bo gdyby wszyscy ludzie byli mądrzy, to na świecie byłoby tyle rozumu, że co drugi człowiek zgłupiałby z tego". Przepraszam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji