Artykuły

Czy polskie szkoły baletowe rzeczywiście niszczą?

"Balet, który niszczy" - tom rozmów z tancerkami i tancerzami - daje wstrząsający obraz anachronicznych metod wychowawczych w polskich szkołach baletowych. Może to jednak tylko mroczne historie z przeszłości? - pyta Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

"W wieku 14 lat ważyłam 27,5 kg (). Dostałam pierwszą miesiączkę (...), mając 19,5 roku. Tak bardzo byłam zniszczona" - opowiada Natalia Wojciechowska, uczennica warszawskiej szkoły baletowej w latach 1993-1998.

"[Profesor] podszedł do mnie i otwartą dłonią uderzył mnie w głowę. Na tyle mocno, że zaczął szaleć mi błędnik. Resztę zajęć musiałem przeleżeć w szatni, bo nie mogłem utrzymać równowagi" - mówi Karol, ceniony tancerz współczesny, uczeń w latach 1995-2004.

"Patologiczne traktowanie, wyzwiska, szyderstwa" - streszcza Natalia Lesz (w szkole 1990-1997).

"Ignorowało się osoby potrzebujące pomocy, i to natychmiastowej. Mam tu na myśli anoreksję, bulimię, depresję, samookaleczanie czy próby samobójcze" - opowiada Monice Sławeckiej, autorce "Baletu, który niszczy", 22-letnia Maya Parysek, absolwentka warszawskiej szkoły z 2016 r. "Takie osoby nagle stawały się przezroczyste, spychane w hierarchii drążka na sam jego koniec". "Hierarchia drążka" to sposób ustawienia uczniów w sali ćwiczeń przy drążkach środkowych lub bocznych, jak twierdzi Parysek - służy także do ich dyscyplinowania.

"Manifest ofiar" - tak mówi o książce sama Monika Sławecka. Na zbiór składa się z 20 rozmów. 15 z nich to wywiady z dawnymi uczniami i uczennicami szkół baletowych, z czego 11 uczyło się w szkole warszawskiej (pozostali w gdańskiej, poznańskiej, łódzkiej i bytomskiej). Są też rodzice uczniów z różnych szkół, fotografka, psycholożka i była pracownica szkoły w Warszawie.

Część rozmówczyń z książki Sławeckiej występuje pod nazwiskami. To zarówno uznani artyści baletowi - jak Wojciechowska, przez lata związana z Teatrem Wielkim - Operą Narodową, jak i cenieni przedstawiciele nowych kierunków w choreografii - jak Ramona Nagabczyńska czy Iza Szostak, występujące m.in. w warszawskim Nowym Teatrze, Muzeum Sztuki Nowoczesnej czy Komunie Warszawa, a także piosenkarka i finalistka "Tańca z gwiazdami" Natalia Lesz. Niektóre z pozostałych osób, podających tylko imiona, można rozpoznać, jeśli zajmowało się tańcem w Polsce.

Jest też głośny wątek samobójstwa ucznia szkoły w Bytomiu, który był wykorzystywany przez nauczycielkę; ta weszła z nim w relację erotyczną, gdy miał 15 lat.

Rodzice: to już stare dzieje

Sławecka - jak mówi - świadomie nie zdecydowała się na rozmowy z czynnymi nauczycielami oraz obecnymi lub byłymi dyrektorami szkół. Zrobiliśmy więc to za nią.

Zapytaliśmy w warszawskiej Ogólnokształcącej Szkole Baletowej, czy w ostatnich latach miały tam miejsce zwolnienia dyscyplinarne bądź postępowania wyjaśniające w związku z przemocą wobec uczniów. "W roku szkolnym 2014/15, w związku ze skargą złożoną przez rodziców, a dotyczącą metod stosowanych przez jedną z nauczycielek, szkoła złożyła wniosek o wszczęcie postępowania przez komisję dyscyplinarną przy wojewodzie mazowieckim. Szkoła rozwiązała z tą nauczycielką umowę o pracę" - odpowiedziała nam dyrektor Adrianna Szmyt.

Gdy wysłaliśmy pytania do dyrekcji szkoły baletowej w Warszawie, swoje stanowisko szybko uchwaliła też i przesłała "Wyborczej" rada rodziców tej szkoły. Rodzice odnoszą się przede wszystkim do opowieści Natalii Wojciechowskiej: "Stanowisko prezentowane przez panią Wojciechowską jest nacechowane silną potrzebą nagłaśniania problemów w relacjach nauczyciel-uczeń sprzed blisko ćwierć wieku".

O przemocy w baletówkach pisała jednak zaledwie rok temu w "Dużym Formacie" Katarzyna Włodkowska, niespełna miesiąc po samobójstwie jednej z uczennic warszawskiej szkoły. Po tekście dostała wiele listów, które również ukazały się w "Wyborczej". Słali je również rodzice, także tacy, którzy zabrali dzieci ze szkoły. "Dziś myślę, że metody, które się tam stosuje, to zwykłe łamanie człowieka. (...) Kiedy zdecydowałam się ją [córkę] zabrać, napisałam list pożegnalny do wszystkich rodziców z klasy mojej córki. Odpisała mi tylko jedna osoba na ponad 20. Mama dziewczynki, która teraz popełniła samobójstwo. (...) Gdzie Rzecznik Praw Dziecka?" - pisała jedna z matek.

Tylko nie mów nikomu

Temat przemocy w szkołach artystycznych - psychicznej, fizycznej, seksualnej - był do niedawna tabu. Po skandalu z trwającym dekady molestowaniem i mobbingiem w Akademii Teatralnej w Warszawie, uczelnia usunęła niedawno oskarżanego wykładowcę i powołała rzecznika dla studentów i studentek. Dla niektórych pedagogów był to szok - przecież "sztuka wymaga poświęceń". Sytuacja w baletówkach jest jeszcze bardziej skomplikowana.

Po pierwsze, podkreślmy - AT to uczelnia wyższa, a do baletówek trafiają kilkulatkowie. Jak mówi reporterce Natalia Wojciechowska, typ "ogólnokształcącej szkoły baletowej" - gdzie dzieci przechodzą trening baletowy wśród "normalnych" lekcji języka czy matematyki, "znany jest jeszcze tylko w Rosji i we Francji". Trudno nie zgodzić się z tancerką, która stwierdza, że znacznie bezpieczniejszy dla psychiki jest model edukacji, w którym dziecko spędza część czasu z innymi tancerzami - nieraz ze sobą przecież rywalizującymi, a część z rówieśnikami o innych pasjach. Zwłaszcza że wielu uczniów mieszka w internatach i nie wychodzi poza świat, w którym obowiązuje "hierarchia drążka".

W dodatku opisywana przez Sławecką przemoc psychiczna odnosi się bezpośrednio do ciała, które jest nieustannie komentowane, oceniane, piętnowane; a które i bez tego jest dla młodego człowieka problemem. Uderza też sposób wyciszania skarg. Karol poskarżył się na nauczyciela tańca klasycznego, który - jak opowiada - wykręcał mu sutki na szkolnej wycieczce, komentował biusty uczennic, czy na lekcjach "mówił, że z żoną może uprawiać seks tylko w jednej pozycji, bo ma za małą c***". Reakcja? Usłyszał, by "nie niszczył człowiekowi życia". Jak twierdzi Karol, "profesor N." jest aktywnym pedagogiem do dziś.

Nie każda szkoła baletowa jest pełna przemocy. Dyrektor szkoły z Poznania odpowiada na tekst Katarzyny Włodkowskiej

Zapytaliśmy o historię Karola w szkole. "Uczniowie ani rodzice nigdy nie zgłosili zarzutów dotyczących przemocy seksualnej w stosunku do żadnego nauczyciela. Nie mamy też żadnych nieformalnych informacji na ten temat. Ponadto osoby, które uczą obecnie tego przedmiotu, mają nieposzlakowaną opinię" - odpowiada "Wyborczej" dyrektor Szmyt.

"Wszelkie próby/przejawy buntu były od razu uciszane, grożono nam lub wręcz nas karano. Każdy się bał, trwała więc zmowa milczenia" - opowiada w książce Sławeckiej Maya Parysek, która warszawską szkołę ukończyła w 2016 r.

Z kolei Włodkowska w "Dużym Formacie" opisywała, jak w 2017 r. w szkolnej ankiecie pojawił się problem przemocy na zajęciach z tańca klasycznego. "Nauczyciele zarzucają psycholog, że źle ułożyła pytania, koleżanka pluje jej pod nogi. Psycholog odchodzi. - Dla mnie ta sprawa może stanowić duże niebezpieczeństwo, nadal pracuję w środowisku. A środowisko jest małe - ucina".

Coś się zmienia?

Jak mówi nam Monika Sławecka, po publikacji książki nie odezwała się do niej żadna z opisywanych szkół. - Niestety - dodaje.

Zapytaliśmy dyrekcję warszawskiej szkoły, czy wdraża mechanizmy chroniące uczniów przed nadużyciami. Dowiedzieliśmy się, że szkoła opracowała procedurę postępowania w przypadku informacji lub podejrzenia, że nauczyciel dopuszcza się przemocy wobec ucznia. Powołano także "zespół do spraw zapobiegania działaniom noszącym znamiona przemocy". O tych działaniach poinformowano na walnym zebraniu z rodzicami, gdzie zachęcano do podjęcia współpracy z psychologiem i pedagogiem szkolnym oraz dietetyczką.

Jak informuje dyrekcja, w szkole odbywają się szkolenia, przeprowadzane były także obserwacje z udziałem psychologa szkolnego, dyrektorki czy pedagoga szkolnego. "Każda z obserwacji zakończona została rozmową z nauczycielem - w przypadkach, kiedy pojawiały się zastrzeżenia co do komunikacji nauczyciel - uczeń, rozmowy miały charakter dyscyplinujący" - informuje nas dyrektor Szmyt. Szefowa warszawskiej OSB zapewnia, że "w zdecydowanej większości uczniowie dostrzegają pozytywne zmiany w relacji z nauczycielami".

Rada rodziców podkreśla z kolei, że w szkole doszło do "znaczącego odmłodzenia kadry nauczającej. Nowi pedagodzy przynieśli ze sobą dużo entuzjazmu i współczesne metody pracy".

Systemowa przemoc?

Zespół Rzecznika Praw Dziecka po kontroli sprzed zaledwie roku stwierdził jednak, że przemoc w stołecznej szkole "może mieć charakter systemowy". W raporcie przeczytać można, że "nadzór pedagogiczny nad nauczycielami tańca klasycznego jest nieefektywny", a "uczniowie wskazywali, że podczas lekcji obserwowanych przez dyrektora lub pedagoga i psychologa nauczyciele zachowują się inaczej niż podczas standardowej pracy".

Według kontrolerów szkoła nie tworzy atmosfery umożliwiającej swobodne zgłaszanie przez uczniów problemów w relacjach z nauczycielami. Rzecznik odnotował także, że pojawiały się sygnały o "metodach nauczania sprzed 50 lat i biciu uczniów". Zaś "w przypadku uczennicy, która się samookaleczała, nie powiadomiono, pomimo obowiązku prawnego, sądu rodzinnego ani innych instytucji, których zadaniem jest pomóc rodzinie w trudnych sytuacjach". Wśród cytowanych przez uczniów wypowiedzi nauczycieli są wyzwiska: "wyglądasz jak naładowana armata", "jesteś grubą świnią", "do niczego się nie nadajesz".

Ministerstwo uspokaja

"Ruch Muzyczny" po publikacji książki Sławeckiej poprosił Centrum Edukacji Artystycznej, jednostkę Ministerstwa Kultury prowadzącą baletówki. CEA odpowiedziało, że jego kontrole "wykazały, że w OSB w jednostkowych przypadkach zdarzało się, że pedagodzy stosowali wobec uczniów przemoc".

CEA jednak szczególnego problemu w tym nie widzi. Zaznacza, że "większość pojawiających się w ostatnim czasie doniesień medialnych skupia się na takich właśnie wydarzeniach, mających ponadto miejsce przed dekadami. Podkreśla, że "przypadki niewłaściwego zachowania pedagogów w stosunku do uczniów miały charakter wyłącznie jednostkowy, nieodbiegający charakterem i intensywnością od podobnych przypadków w szkołach innych typów". Wreszcie, "że na przestrzeni ostatnich lat szkolnictwo baletowe w Polsce przeszło ogromną metamorfozę".

Z drugiej strony według rozmówców Sławeckiej niektórzy przemocowi nauczyciele uczą nadal. Pragnąca zachować anonimowość nauczycielka, która z warszawskiej szkoły baletowej odeszła po samobójstwie jednej z uczennic, mówi Sławeckiej: "Boję się jednego - że system, który przez lata nie był przez nikogo kontrolowany, jest nie do rozbicia, sytuacja jest na tyle patowa, że nikt nie zainterweniuje".

Polacy tacy są, czyli rosyjski reżim

Jednym z powracających zarzutów w książce Sławeckiej jest to, że dziewczyny w baletówkach głodzą się bez konsultacji z dietetykiem. Dziś na stronie warszawskiej szkoły baletowej podane są godziny przyjęć szkolnej dietetyczki. Milena Nosek, która odpowiada także za dietę tancerzy Polskiego Baletu Narodowego, ze szkołą współpracuje od pięciu lat.

- Przede mną był już dietetyk, ale wiele lat wcześniej - opowiada "Wyborczej" Nosek. Czy w szkole popełniono zaniedbania? - Nie skupiałam się na tym. Zabrałam się do działania. Mój cel? Chcę, by sztuka baletu nie była kojarzona z obozem przetrwania i głodowaniem.

Ile powinna ważyć 14-letnia uczennica szkoły baletowej? - Każdy organizm w różnym dla siebie wieku oraz momencie dojrzewania jest inny i czego innego wymaga, trudno jest mówić o przeciętnej masie ciała - mówi Nosek. - Należy pamiętać także o tym, że niedowaga może być w tym środowisku akceptowalna, jeśli tylko badania biochemiczne krwi i wszystkie procesy zachodzące w organizmie są prawidłowe. A uczeń, który zostanie zdiagnozowany pod kątem zaburzenia odżywiania, jest odsuwany od zajęć zawodowych.

Natalia Lesz postuluje w książce kontrolę szkół baletowych, niezależną od ministerstwa kultury i dyrekcji placówek, przeprowadzoną w obecności psychologa.

"Problem nie leży w balecie per se, tylko w polskiej szkole baletu" - mówi Sławeckiej z kolei Ramona Nagabczyńska. Po przyjeździe z Kanady, gdzie się urodziła, przeżyła "szok kulturowy". Wydawało jej się, że "Polacy po prostu tacy są, że taka jest tutaj edukacja. Szkoła opierała się na metodach właściwych rosyjskiemu reżimowi".

Inna tancerka stwierdza: "Tańczę w teatrze, ale na szczęście poza granicami kraju".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji