Artykuły

Oświęcim

Na podwyższonych podestach siedzą w trzech równych rzędach oskarżeni, świadkowie i przedstawiciele sądu. To wybitny niemiecki pisarz Peter Weiss przeniósł na scenę - w dramaturgicznej syntezie i kondensacji - zakończony przed piętnastu miesiącami głośny proces hitlerowskich zbrodniarzy z Oświęcimia, który toczył się przez kilkanaście miesięcy przed zachodnioniemieckim sądem we Frankfurcie. Weiss nie czekał jednak na zakończenie procesu i ogłoszenie wyroku; ukończył swą sztukę już z początkiem czerwca 1965 r. Bo nie o reportaż sceniczny z procesu chodziło pisarzowi, jakkolwiek cały dialog zbudowany jest na autentycznym tworzywie, jakim był stenograficzny zapis przewodu sądowego, a wszyscy oskarżeni występują pod prawdziwymi nazwiskami. Ale to autentyczne tworzywo jest artystycznie przetworzone i komponowane. Zresztą bez uciekania się do fikcji. Każda próba robienia z niego "literatury pięknej" grozi fałszem.

A więc oszczędność środków przekazu (i w tekście, i na scenie), zwięzłość posunięta aż do lakoniczności, rzeczowość granicząca pozornie z bezdusznością. Ale pod tą protokularną, oschłą powłoką przewalają się skłębione ludzkie uczucia i namiętności, wobec których język ludzki jest bezradny jak bezradny był i pozostał wobec prób wyrażenia, nazwania, zakwalifikowania i przekazania całego niezmierzonego i niezgłębionego ogromu zbrodni, tragedii i nieszczęść, tylko znikoma część których pozostawia ślad w aktach sądowych różnych procesów hitlerowskich zbrodniarzy, w tym również i procesu oświęcimskiego we Frankfurcie.

Pozostaje więc rzeczowy opis i lakoniczny przekaz. I tylko taka konwencja pisarska i taka stylistyka może udźwignąć oświęcimskie tworzywo.

"Dochodzenie" - jak nazwał swą sztukę Peter Weiss - pełni różne funkcje, w zależności od kontekstu - politycznego, społecznego, osobistych nawarstwień doświadczeń i przeżyć - w jakim przedstawienie jest odbierane. Dla nas, Polaków, ma wymowę scenicznego dokumentu, przejmującego i niekiedy porażającego, ale też - w świetle ostatnich wydarzeń w NRF - jest jakimś złowróżebnym wykrzyknikiem do tych wydarzeń i procesów. Kiedy w ostatniej scenie jeden z głównych oskarżonych, były adiutant komendanta obozu oświęcimskiego, Robert Mulka, przechodzi z pozycji oskarżonego na pozycję "oskarżyciela" - w tym jego głosie pobrzmiewają echa jakże licznych podobnych głosów bońskich rewizjonistów. różnej maści neohitlerowców i hitlerowskiego kandydata do kanclerskiego fotela, Kiesingera.

Dla widza niemieckiego w NRF "Dochodzenie" ma obok wartości poznawczych siłę eksplodujących ładunków, które rozsadzają skorupę osłaniającą gromadzone przez lat dwadzieścia kłamstwa. Nic więc dziwnego, że obok zorganizowanych bojkotów teatrów wystawiających w NRF "Dochodzenie", obok bojówkarskich awantur, manifestacyjnego opuszczania widowni itp. - znalazły się również listy z pogróżkami czy nawet "wyroki śmierci" na autora sztuki i jej odważnych inscenizatorów.

"Dochodzenie" wystawił w Warszawie Teatr Współczesny *) jeszcze w lipcu br., pod koniec sezonu, dając zaledwie kilka przedstawień. Wznowił je dopiero w październiku i gra je bardzo rzadko, bo w przedstawieniu biorą udział aktorzy z kilku teatrów, występuje w nim bowiem aż 28 mężczyzn (i dwie kobiety), których musi dzielić od Oświęcimia upływ czasu przynajmniej 22-letni, a więc aktorów w średnim wieku. Jest więc 18 oskarżonych, 9 świadków (każdy z nich występuje w roli kilku świadków), przewodniczący sądu (M. Pawlikowski, siedzi na widowni w głębi), oskarżyciel (J. Konieczny) i obrońca (agresywny, zręczny, pełen tupetu - słowem znakomity w tej roli Z. Zapasiewicz). Spośród oskarżonych najwyraziściej rysują się postacie Mulki (H. Bąk), Bogera (S. Żórawski) i Starka (J. Nalberczak). Świadkowie, chociaż w zasadzie nie poddają się emocjom, są w swych relacjach zróżnicowani - od jakoś tragicznie monumentalizowanego w swym przeżywaniu retrospekcyjnej wizji oświęcimskiej J. Warneckiego, poprzez tłumiącego refleksją emocjonalne odruchy T. Łomnickiego aż po wstrząsający w swym brutalnym naturalizmie i bardzo przeżyty przekaz Zofii Mrozowskiej.

Po zakończeniu pierwszej części na widowni nie słychać ani jednego oklasku. Ludzie jak porażeni trwają w fotelach. Niewiele też oklasków słyszałem bezpośrednio po przedstawieniu - dopiero po dłuższej chwili widownia otrząsa się z przeżytego koszmaru. Jest, to jakąś miarą nie tylko talentu Weissa, ale i scenicznego kształtu jego tekstu. Erwin Aster ze statycznej sztuki rozgrywanej w zupełnym niemal bezruchu zrobił teatr, który przez 3 godziny zmusza nas do współuczestniczenia w wędrówce po dziewięciu kręgach (bo tyle jest "pieśni" a w teatrze "rzeczy") oświęcimskiego piekła.

) Peter Weiss - ,,DOCHODZENIE". Przeł. Andrzej Wirth. Przedstawienie w warszawskim Teatrze Współczesnym. Reżyseria Erwin Axer, scenografia Ewa Starowieyska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji