Artykuły

Tajemnice Janusza Gajosa. Nie lubi się przebierać, nie umie płakać, reżyser mu niepotrzebny

Aktor jednego dubla - po tygodniu wie o postaci więcej od reżysera. Ale wiele jego ról wpędziło go w pułapkę. 23 września Janusz Gajos, jeden z największych polskich aktorów, kończy 80 lat.

To wieeelki aktor! - wykrzyczał do słuchawki Tadeusz Łomnicki. Był 1984 rok.

Kazimierz Kutz nie miał wątpliwości: - Reżyser mu niepotrzebny. Wszystko umie.

Wojciech Marczewski: - Po śmierci Łomnickiego i Holoubka to najwybitniejszy z żyjących polskich aktorów.

Krzysztof Zanussi: - Prywatnie jest nieefektowny, bo raczej słucha, niż mówi.

AKTOR JEDNEGO DUBLA

W Teatrze Telewizji, w "Opowieściach Hollywoodu", Gajos zagrał ironicznego inteligenta, dramaturga, który dociera do amerykańskiej stolicy filmu. Są w niej, przeważnie pokłóceni, niemieckojęzyczni antyfaszyści: Tomasz Mann, jego brat Henryk oraz Bertolt Brecht.

Gajos mówił o "Opowieściach Hollywoodu": - Wspaniałe spotkanie, choć Kutz w pracy często wykorzystuje osobiste cechy aktora, a ja jestem zdania, że postać grana przez aktora nie ma nic wspólnego z prywatną osobą. Kutz obserwuje prywatność człowieka, a potem umie zaaranżować taką sytuację na planie, która może spowodować nieoczekiwany wybuch osobistej ekspresji w roli. On tylko na to czeka.

Marczewski: - Gajos jest nieśmiały i wrażliwy. To nadaje ludzki wymiar każdej jego postaci. On nie gra policjanta, on gra człowieka, który jest policjantem.

Filip Bajon: - To aktor z tajemnicą. Gdy przychodzi, żeby zagrać, domaga się precyzyjnych uwag: na temat pogody, miejsca, w którym to się dzieje, stanu, w jakim bohater się znajduje, jego relacji z innymi postaciami. I gdy spodziewamy się realistycznego aktorstwa, proponuje metaforę człowieka, postać złożoną i wieloznaczną.

Marczewski: - Aktor raczej jednego dubla. Po tygodniu nie ma już sensu z nim rozmawiać, bo wie o postaci więcej od reżysera.

GAJOS: SŁODZIAK, PROSTAK, APARATCZYK

Polska kochała się w niewinnym Janku Kosie z "Czterech pancernych i psa". Gajos był na czwartym roku łódzkiej Filmówki, przefarbowano go na blond. Serial, choć świetny, uznawany jest za propagandowy. Reżyserzy nie chcieli po nim "angażować Janka Kosa", aktor skleił się z postacią jak Stanisław Mikulski z Klossem.

Na planie uległ wypadkowi: w przerwie spał na trawie, pod pałatką, przejechała po nim ciężarówka. Wylądował w szpitalu z urazem kręgosłupa i miednicy, więc postanowiono przyspieszyć sceny szpitalne. Zagipsowany wrócił na plan.

Na spotkaniach z pancernymi napierający tłum rwał łańcuchy ochronne, aktorzy uciekali. Gajos: - Do tej pory jak widzę tłum i czegoś chcą, wolę się oddalić.

- Pokazał polskiego cwaniaka. Znakomicie odnalazł się w scenach z Władysławem Hańczą grającym jego ojca - mówi Jerzy Gruza o znerwicowanym prywaciarzu Antku, bracie Magdy Karwowskiej, którym Gajos był w "Czterdziestolatku".

Pierwszą nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych zgarnął za rolę chłoporobotnika Józefa Mikuły w "Milionerze", którego życie burzy wygrana w totolotka. Sąsiedzi mu jej nie wybaczą.

Gajos dostawał też role przedstawicieli komunistycznej władzy.

W "Człowieku z żelaza" Andrzej Wajda zobaczył w nim "zastępcę Szczepańskiego, telewizyjną szarą eminencję, wiceprezesa Patyka, który potrafił wyciągnąć z kieszeni talon na samochód i dać komuś w nagrodę, jak cukierka. Albo zwolnić".

W serialu "Alternatywy 4" jest towarzyszem Winnickim, w którego mieszkaniu wisi "Bitwa pod Grunwaldem". Skąd ta autoironiczna "łatka"? Na ostatnim roku studiów Gajos wstąpił do PZPR. Profesor od literatury, którego cenił, powiedział mu: "Słuchaj, ja jestem w partii Mnie też się nie wszystko podoba. Ty należysz do najzdolniejszych w szkole. Kto ma to wszystko poprawiać, jeśli nie wy - młodzi i zdolni?". Wypisał się Gajos w stanie wojennym.

PRZEŁYKANIE ŚLINY

To właściwie specjalność Gajosa.

Bajon, u którego Gajos grał w "Wahadełku" w 1981, tak mówi o bohaterze filmu: - Był w partii, doszedł do wniosku, że to paranoja, nie był w stanie tego pogodzić z własną wrażliwością i zwariował.

Z jednym aspektem "Wahadełka" Gajos miał kłopot: - Najbardziej spektakularnym objawem choroby bohatera były ataki epilepsji. Nie lubię takich scen, bo graniczą z ekshibicjonizmem, z odkrywaniem fizyczności. Włącza się samoobserwacja, widzę siebie na podłodze, w drgawkach i wstydzę się, że tak wyglądam.

Z opresji wyłazi również jako zbuntowany cenzor w "Ucieczce z kina Wolność" Marczewskiego. Były poeta i krytyk wchodzi (dosłownie!) do filmu, w którym aktorzy nie chcą grać kłamliwego scenariusza.

Marczewski: - Mieliśmy długie nieme ujęcie, w którym bohater patrzy na dwa księżyce, jeden odbity w jednym oknie, drugi w drugim. Powiedziałem Januszowi: "Był moment, w którym się zdekoncentrowałeś". "Nie możesz wiedzieć, kiedy to było". "Tak? To napiszmy obaj na kartce, który to był moment". I obaj napisaliśmy: "Przy przełykaniu śliny".

W "Body/Ciało" Małgorzaty Szumowskiej z 2015 r. Gajos gra cynicznego prokuratora Koprowicza, który zagubił się po śmierci żony. Pije do lustra, traci kontakt z córką.

Za sprawą wspomnianych trzech ról Gajos triumfował na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.

GRA Z BUTELKĄ

Po "Czterech pancernych i psie" Gajos przez 10 lat odbudowywał pozycję aktorską. Zmaganiom towarzyszył alkohol, ale twórczo wykorzystał te doświadczenia.

Na potwornym kacu budzi się sędzia Laguna, bohater "Piłkarskiego pokera" z 1988 r., który szykuje się na gigantyczny sportowy przekręt, z którego w imię zasad zrezygnuje.

Alkoholikiem jest bohater "Żółtego szalika" - dyrektor w związku z Wigilią obiecujący najbliższym, że wyjdzie z nałogu.

Gajos mówił: - Jest taka scena, kiedy bohater jedzie taksówką do aktualnej kobiety życia, popija z piersiówki, a jednak musi się zatrzymać w przydrożnym barze, by strzelić setkę. Morgenstern pytał: "Można tak często?". Ja na to, że naprawdę można.

FOTOGENICZNE ZŁO

Do słynnej roli majora "Kąpielowego" w "Przesłuchaniu" z 1982 r. Gajos był źle nastawiony. Wydała mu się przesadnie demoniczna.

- Myślałem: major ma jakąś żonę, pewnie dzieci. Na ulicy nikt nie wie, że zawodowo kopie kobiety w brzuch. Może ludzie mu się nawet kłaniają, kiedy w niedzielę idzie z żoną na spacer. Ma swoje przyzwyczajenia, pewnie jest pedantyczny - stąd się wzięły w filmie zatemperowane ołówki. Cały czas sprawdzał, czy są równo ułożone.

Bezpardonowo złym jest jako ubek w "Psach", jako prokurator w "Układzie zamkniętym", a nawet jako Pułkownik z "Norymbergi" Waldemara Krzystka. Choć tam akurat próbuje wyjaśnić, dlaczego z opozycjonisty, skazanego za Stalina na karę śmierci, zmienił się w członka aparatu bezpieczeństwa.

Światowy rozgłos mogła przynieść Gajosowi tytułowa rola w "Bigda idzie!" z 1999, gdyby Wajda z powieści Juliusza Kadena-Bandrowskiego zrobił film, a nie "tylko Teatr Telewizji". Bigda, złośliwy portret Witosa, jest "wioskowym chamem na politycznych salonach": prymitywnym, aroganckim, ale jednocześnie piekielnie sprytnym i pozbawionym skrupułów. W cynicznym świecie demokracji parlamentarnej ów populista czuje się jak ryba w wodzie. Gajos przejrzał go na wskroś.

Gdy pojawił się w "Dekalogu 4", zrobił złe wrażenie na Kieślowskim. Mówił, że jest za dużo dialogów, tego nie chciał grać, tamto chciał zmieniać. Dopiero podczas montażu Kieślowski stwierdził, że to Gajos miał rację. Tu córka, grana przez Adriannę Biedrzyńską, odkrywa list napisany przed śmiercią przez matkę, z którego wynika, że ojciec (Gajos) nie jest jej biologicznym rodzicem. Jaki w takim razie charakter ma ich intensywne uczucie?

Zadowolony Kieślowski wziął go do filmu "Trzy kolory. Biały".

W KAMASZACH

Pochodzi z Dąbrowy Górniczej. Imię dostał na cześć szlachcica Janusza z "Halki" Stanisława Moniuszki.

- Ojciec był ogrodnikiem, badylarzem, ale się nie wzbogacił. Mama "przy mężu". Żyło nam się biednie. Ojciec był marzycielem i miał naturę szaławiły, bujał w obłokach, sypał pomysłami, których nigdy nie zrealizował. Na kłopoty była mama. Ciepła i racjonalna.

Ojciec marzył o prestiżowym i dochodowym zawodzie dla syna. Na wieść, że chce zostać aktorem, "w zasadzie przestał z nim rozmawiać" i długo się przekonywał do jego wyboru.

Do szkoły aktorskiej zdawał cztery razy: trzy razy w Łodzi i raz w Krakowie. Gdy go oblano, na dwa lata zaczepił się w Teatrze Lalki i Aktora w Będzinie.

Aktorskiego bakcyla łyknął wraz z tytułową rolą w szkolnym przedstawieniu według jednej z ksiąg "Pana Tadeusza". Po trzecim niepowodzeniu egzaminacyjnym na dwa lata wylądował w wojsku jako rachmistrz - dźwigał 30-kilogramowy stół kreślarski. Wtedy myślał o architekturze lub dziennikarstwie, ale niespodziewanie wygrał ogólnopolski konkurs recytatorski i trafił do wojskowego zespołu estradowego. Po raz ostatni pojechał na egzaminy do Łodzi prosto z jednostki, w mundurze.

Kutz twierdził, że to utrzymujący się przez lata syndrom odrzucenia pomógł Gajosowi w osiągnięciu zawodowego mistrzostwa.

GAJOS NIE PŁACZE

Gajos nie jest aktorem żadnej metody. Nie rozprawia o Stanisławskim czy Brechcie. Mówi, że podstaw zawodu nauczył się u Jana Dormana, pedagoga teatralnego.

- Miałem wtedy 18 lat. Stałem schowany za parawanem, trzymałem kołek od główki, w drugiej ręce druty, które poruszały rękami lalki, i wiedziałem, że jeśli ten człowieczek nade mną podrapie się po głowie, będzie to znaczyło, że się strasznie martwi. I że zawsze trzeba dobrze się zastanowić, jaki gest ma wykonać, bo jest to sygnał dla widowni. Uświadomiłem sobie, że wszystko, co zrobimy przed publicznością, musi mieć swój sens i nie może tam być nic przypadkowego, bo widzowie będą się domagali wytłumaczenia.

Czasem Gajos rzuca po prostu: "Nie lubię się przebierać". A Marczewskiemu przy pracy nad "Ucieczką z kina Wolność" wyznał, że nie umie płakać.

Zdarzały mu się też wyznania poetyckie: "Uważam, że aktor powinien być nikim, przy całej szlachetności tego stwierdzenia. Mówiąc poważniej, powinien umieć zrezygnować z siebie. Powinien być jak medium".

KAWA ZMIELONA W USTACH

Po Janku Kosie Gajos uciekł w komedię w Teatrze Kwadrat Edwarda Dziewońskiego. Występował też w jego Kabarecie Dudek. Najwyrazistszą postać komediową - teatralnego woźnego Tureckiego - stworzył w "Kabarecie Olgi Lipińskiej": beret z antenką, kamizelka waciak, a pod nią wdzianko z napisem "I am Turecki". Gdy w "Kabareciku" popsuł się młynek do kawy, Turecki mełł ją w ustach. Miał być dla Gajosa odzyskaniem aktorskiej wolności, okazał się kolejną pułapką.

- Panie Turecki, budzimy się - powiedział doń anestezjolog po operacji.

Bezpieczniejsze okazały się komedie egzystencjalne, choćby grana w Teatrze Powszechnym "Ławeczka". Rzecz o spotkaniu na parkowej ławce kierowcy podmiejskich autobusów (Gajos) z pracownicą czuwającą w przedsiębiorstwie odzieżowym nad jakością skarpetek (Joanna Żółkowska). Ale Gajos nie bał się również - mówiąc dzisiejszym językiem - stand-upu, czego dowodem jest monolog "W filharmonii" sprzed lat 30, świetny zwłaszcza we fragmencie poświęconym pianiście na Konkursie Chopinowskim.

Nigdy nie miał warunków klasycznego amanta. Trudno też go sobie wyobrazić jako erotycznego agresora. Potrafił za to sugestywnie oddać męską odmianę uczuciowych cierpień. Choćby w Teatrze Telewizji, w "Mgiełce" z 1986 r. Jest tu dojrzałym mężczyzną, który nie dość, że traci wysoką pozycję zawodową, to jeszcze popada w afekt względem wymykającej mu się młódki. A w filmowej "Łagodnej" (1995) Mariusza Trelińskiego według Dostojewskiego stara się dociec nad martwym ciałem swej młodej żony, dlaczego popełniła ona samobójstwo. To była przecież jego ukochana żona, którą sobie po prostu kupił.

W ankiecie "Polityki" na największych polskich aktorów zajął trzecie miejsce - za Łomnickim i Holoubkiem.

Holoubek, gdy w roku 1980 r. był dyrektorem Teatru Dramatycznego, zadzwonił do Gajosa: - Dzień dobry, panie Januszu, ktoś mi powiedział, że jestem tępy, bo nie wpadłem na to, że pan od dawna powinien być u nas w teatrze. Co pan na to?

Na jednej z prób Holoubek powiedział mu: - To jest piękne, co robisz, ale ja widzę, że się starasz. Dobrze by było, gdybyś te starania zatuszował. Pamiętaj, że wszystko, co robisz i mówisz na scenie, powinno być dla ciebie bardzo wygodne. Powinieneś mieć wrażenie, że siedzisz w wygodnym fotelu i jest ci miło, że możesz porozmawiać o ciekawych rzeczach z innymi ludźmi.

Do dziś Gajos uważa to za bardzo trudne.

Po wprowadzeniu stanu wojennego Holoubka z Dramatycznego przepędzono. Zdesperowany Gajos został tam trochę dłużej ("Chodziłem długo dookoła Pałacu Kultury i zastanawiałem się, co robić"), aż wreszcie zdobył się na odwagę, by poprosić o rozmowę Zygmunta Hübnera, dyrektora Teatru Powszechnego. W Powszechnym brylował w latach 1984-2002, teraz w Teatrze Narodowym u Jana Englerta, któremu partneruje w tytułowej roli w "Garderobianym".

Z Łomnickim zderzył się raz - w "Stajni na Salwatorze" w 1967 r.

- Mieliśmy wspólnie tylko jedną scenę. Grałem chłopaka, który działa w konspiracji i ma na pewnym człowieku - grał go Łomnicki - wykonać wyrok. Miało się to odbyć w bramie. Byliśmy umówieni, że na sygnał ruszamy z miejsca, idziemy do czwartej bramy po lewej stronie i wchodzimy. Ruszyliśmy, idziemy spory kawałek, zbliżamy się do tej bramy, ale on nie wchodzi. Chwilę czekam, on dalej nie wchodzi. No to wziąłem go lekko pod rękę i wprowadziłem. On potem mówi: "To było geniaaalne, proszę pana, wspaniałe. Po prostu geniaaalne". Pytam: "Co było takie wspaniałe?". "No, ten chwyt pod rękę".

Czego nauczył się od Łomnickiego? - Podpatrzyłem, że on przed ujęciem zaczął robić przysiady. Odważyłem się i spytałem dlaczego. Powiedział, że dobrze jest się tak uruchomić, krew zaczyna inaczej krążyć i człowiek znajduje się jakby w innym świecie. Czasem też tak robię.

Gajos od dawna jest uważany za jego następcę. Przyjmuje role, za które chwalono Łomnickiego. Był wioskowym satrapą Mate Bukarą w "Przedstawieniu Hamleta we wsi Głucha Dolna" czy Edgarem w "Play Strindberg".

"UWIELBIAM JEGO SKRÓTY"

Nie wszystko mu się udawało. Nie zachwycił w Powszechnym jako Makbet (1996) u Trelińskiego ani jako Romulus Wielki (2009) u Zanussiego w Teatrze Polonia. W tym drugim narzekał na trwające tylko półtora miesiąca próby. Kilka tygodni przed premierą wycofał się z roli Prospera w "Burzy" (2003) Warlikowskiego. Rozminęli się artystycznie: Gajos mówił o swoim bohaterze "on", Warlikowski chciał, żeby mówił "ja". Prospera zagrał Adam Ferency.

Z jego ról najmniej lubię jeszcze inną. Niepomny doświadczeń związanych z akcesem do PZPR wypowiada się ostatnio na tematy polityczne. Intencje ma pewnie szlachetne, ale w polityce robi to, czego nie robi w aktorstwie: w chórze podobnych mu "opozycjonistów" klepie drętwe banały.

Z przedsięwzięć, które nie doszły do skutku, najbardziej żałuję komedii "Trędowaty", którą napisał dla niego Bajon. Bohaterem był partyjny impotent, który po raz pierwszy realizuje się jako mężczyzna 13 grudnia 1981 r. i rusza w Polskę w poszukiwaniu kobiet, których wcześniej nie zadowolił. Władze peerelowskiej kinematografii wstrzymały produkcję w ostatniej chwili.

Tenże Bajon razem z Marzeną Mróz napisał sztukę o umierającym Fellinim, którego miał grać Gajos. Fellini, leżąc w komie, przypomina sobie ważne epizody z życia. Całość wieńczy rozmowa Felliniego z Bergmanem. TVP trzyma tekst już pięć lat, więc autor chciałby wyreżyserować go w teatrze.

Bajon: - Janusz powiedział mi, że to za długie, wymusza na mnie skróty. Uwielbiam takie jego uwagi, bo w takich kwestiach się nie myli.

Gajos odmówił zagrania Zagłoby w "Ogniem i mieczem" z 1999 r. Jerzego Hoffmana: nie chciał przytyć do roli, bo bał się, że już nie schudnie.

MĘŻCZYZNA Z APARATEM

Obecnie w związku z Elżbietą Brożek. Poznał ją, gdy pracowała w domu kultury w Krakowie. Uparła się, żeby zorganizować z nim spotkanie. A on spotkań z publicznością nie znosi. Dziś czwarta żona jest jego menedżerką.

Nie sposób mu zarzucić, że prostytuuje się w reklamie, bo pojawił się w niej inteligentnie. Pijąc kawę, na pytanie: "Pedros?", odrzekł: "Nie, Gajos".

Marczewski: - Niedawno spotkaliśmy się we dwóch na kolacji. Było mniej alkoholu niż kiedyś. Janusz powiedział: "Zamówmy lody, bo Ela mi nie pozwala". "Mnie Teresa też nie pozwala". "To lody i colę".

Gajos jest namiętnym fotografem amatorem. W 1989 r. kupił pierwszy porządny aparat, obrabia zdjęcia w komputerze. - Fotografuję to, co mi się podoba, albo to, co jest tak brzydkie, że aż mi się podoba.

Fotografuje kolegów w teatrze, ale najchętniej krajobrazy. W Portugalii, na Przylądku Świętego Wincentego, czyli na końcu Europy, sfotografował zachód słońca. Jego zdjęcia wystawiano publicznie.

Szkoda, że nigdy nie spróbował na poważnie grania po angielsku. W "Kamerdynerze" Bajona jako Bazyli Miotke mówi po kaszubsku. Nauka przyszła mu łatwo.

Gajos raczej trzyma rękę na pulsie. Stara się pojawiać w filmach, które będą Polaków obchodzić. W "Klerze" (2018) Smarzowskiego pokazał pazernego arcybiskupa Mordowicza. Na festiwalu w Gdyni zobaczymy go w roli Nowickiego, oficera CBŚ, w "Solid Gold" Jacka Bromskiego, thrillerze nawiązującym do afery Amber Gold.

Mimo osiemdziesiątki wciąż na pierwszej linii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji