Artykuły

Śmierć z łaski

"Tiegenhof" w reż. Martiny Gredler w Teatrze im Fredry w Gnieźnie. Wojciech Giczkowski w Teatralnej Warszawie.

Zorganizowane po raz siódmy Rezydencje Artystyczne w gnieźnieńskim Teatrze Fredry zaowocowały przedstawieniem przygotowanym przez dwie austriackie artystki: reżyserkę Martinę Gredler oraz scenografkę, autorkę kostiumów i aranżacji przestrzeni - Annę-Luisę Vieregge. Premiera odbyła się 14 czerwca, ale chyba nieprzypadkowo pokazano przedstawienie ponownie we wrześniu na wielofunkcyjnym placu przed teatrem w okresie obchodów 80. rocznicy wybuchu II Wojny Światowej.

Autorki inscenizacji sięgnęły do znanych każdemu Wielkopolaninowi tragicznych losów pacjentów szpitala psychiatrycznego w Gnieźnie, który już w 1939 roku został przemianowany na "Gauheilanstalt Tiegenhof". Niemcy, w ramach działań "Aktion T4", zamordowali na terenie tego szpitala (znanego wszystkim jako Dziekanka) kilka tysięcy pensjonariuszy, wśród których było wiele starych bezbronnych osób, także Żydów z getta w Środzie.

Zupełnie przypadkowo spektakl - pokazywany na otwartym placu mieszczącym się przy skrzyżowaniu ulic w samym centrum miasta - zyskał dodatkowy walor w postaci rozgrywających się równolegle niezaplanowanych wydarzeń. Towarzyszyli mu chłopcy jeżdżący na hulajnogach, młodzież słuchająca głośno rapu czy przejeżdżający w samochodach przypadkowi widzowie, którzy zatrzymywali się zaciekawieni poruszeniem na skwerze. Skojarzenie z wierszem Czesława Miłosza "Campo di Fiori" nasuwało się samo: w 1943 roku ludzie w getcie umierali w samotności, a za murem, na ulicy Bielańskiej, tłumy warszawiaków bawiły się na karuzeli. Co prawda nie było w Gnieźnie dymu płonących domów, ale poruszające zachowanie aktorów w strojach z epoki musiało zwrócić uwagę nawet najbardziej obojętnych.

Przedstawienie spina klamrą scena, w której wszyscy aktorzy zamiatają z ulicy skłębione ludzkie włosy. Powtarza się to na początki i na końcu spektaklu. Czy ten symboliczny pochód sprzątających ma być przywołaniem przeszłości czy też symbolicznym ukazaniem braku zainteresowania historią dzisiejszej młodzieży? Przypominanie fragmentów zachowanej dokumentacji z Dziekanki, opowiedzianych beznamiętnym głosami aktorów, które brzmiały, z powodu nagłośnienia, jak paradokumentalne komentarze podawane z offu, tylko pogłębiały tragizm spektaklu pokazanego przez gnieźnieński teatr w dniu, gdy nagle zgasło lato, pogoda była deszczowa i mocno posępna.

Aktorzy: Kamila Banasiak, Zuzanna Czerniejewska, Martyna Rozwadowska, Iwona Sapa, Paweł Dobek, Bogdan Ferenc, Maciej Hązła, Roland Nowak i Wojciech Siedlecki wykorzystali szansę, jaką im dały autorki inscenizacji, i w swojej grze skupili się na odtworzeniu chaosu zakładu psychiatrycznego; na oddaniu zagubienia i przerażenia jego mieszkańców. Czuło się ich bezbronność i samotność w tym dramatycznym momencie, w czasie gdy ludzie mieszkający obok bawili się wesoło, nie zwracając na nich uwagi.

Bardzo smutne przedstawienie o przemijaniu i zapomnieniu pokazane przez zespół gnieźnieńskiego teatru zasługuje na szerszą publiczność. Arcyciekawa inscenizacja i doskonała interpretacja aktorska całej trupy powinny wzbudzić zainteresowanie nie tylko lokalnej społeczności, ale także tych, którzy wcześniej nie słyszeli o eugenice w III Rzeszy i tzw "higienie rasowej", w ramach której eliminowano ludzi chorych i nieprzystosowanych.

O tym wszystkim przypomina ten intrygujący spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji