Artykuły

Dorota Chotecka i Radosław Pazura. Sztuka na cztery ręce

Są razem od 30 lat. Dorota Chotecka i Radosław Pazura. Sympatyczne aktorskie małżeństwo, które tej jesieni zdecydowało się towarzyszyć rywalizacji uczestników teleturnieju "Czar par", który po latach wraca na ekrany telewizorów. Nam zdradziło, na czym polega sekret trwałości ich związku.

Z Dorotą Chotecką i Radosławem Pazura rozmawia Jolanta Gajda-Zadworna

Są państwo czarującą parą.

Dorota Chotecką: Miły komplement, ale nie ukrywam, nie jest pani pierwsza, która nam to mówi (śmiech). Kiedy idziemy ulicą, ludzie do nas zagadują, uśmiechają się. Widzimy wokół ciepłe spojrzenia i gesty. Odbieramy bardzo dużo przejawów sympatii.

Myślą państwo, że to właśnie z powodu takiego nastawienia do was do -stali państwo propozycję współtworzenia teleturnieju "Czar par", powracającego po 23 latach na telewizyjne ekrany?

D.Ch.: Na pewno zatrudniono nas dlatego, że jesteśmy parą. I to od 30 lat (śmiech).

Radosław Pazura: Czyli jesteśmy parą z niemałym doświadczeniem.

O taki staż dziś coraz trudniej?

D.Ch.: W wykonywanym przez nas zawodzie, w show-biznesie, z pewnością nie jest to łatwe. Można powiedzieć, że jako para jesteśmy w naszym środowisku ewenementem. Niewielu znajomych może się pochwalić tak długim

związkiem. Tym bardziej się cieszymy, że nam się udało.

Jest jakiś przepis na taką trwałość?

R.P.: Przede wszystkim praca...

D.Ch.: To prawda...

R.P.: ...nad relacjami. Nad sobą. Ludziom się wydaje - szczególnie tym dopiero wchodzącym w związki - że małżeństwo to coś stałego, coś co, skoro zostało zawarte, ma być. A powiedzenie sobie "tak" jest dopiero początkiem...

D.Ch.: Całej reszty...

R.P.: ...i jest to zarazem najpiękniejszy, ale i najtrudniejszy okres: docierania się, budowania podstawy pod następne wspólne lata.

Co jest najważniejsze w "docieraniu się"?

R.P. Zaakceptowanie odrębności, różnic, tego, że nie we wszystkim musimy się zgadzać.

Byliście od razu zgodni, by wejść do programu "Czar par"?

D.Ch.: Zastanawialiśmy się, czy powiedzieć "tak" (uśmiech), bo z podobnymi projektami wiąże się też odsłonięcie - w jakimś stopniu - prywatności, a tę bardzo chroniliśmy. Zostaliśmy zaproszeni do jury, więc nie będziemy wystawiani na próby, które czekają uczestników, i teoretycznie mamy większe szanse na profesjonalne "zagranie" naszej roli.

Niemniej jednak, przy dawce emocji, jaką niesie teleturniej, nie sposób być jedynie aktorem. Trzeba być też sobą, a to oznacza zżywanie się z uczestnikami, sekundowanie im, spory, także między jurorami (uśmiech), więc my także w jakimś stopniu będziemy w tym programie pokazywali siebie. W naszym - i moim, i męża - przypadku myślę, że to znacznie trudniejsze niż granie (uśmiech).

Mieli państwo wcześniej podobne doświadczenia?

D.Ch.: Nie. Byliśmy zapraszani jedynie jako goście. Często osobno.

Panie Radosławie - pozwoli pani, że spróbuję wywołać do odpowiedzi także pięknie potakującego męża - czy kiedy jesteście razem, głos ma głównie żona?

R.P: Wie pani, jak Dorota mówi, to tak jakbym ja mówił (uśmiech).

D.Ch.: To prawda. Ja po prostu widzę po jego oczach, że powiedziałby to samo.

Czy zdarzało się już państwu stawać razem przed kamerą ?

D.Ch.: Tak. Pierwszy naszym wspólnym filmem było "Pożegnanie z Marią" (1993) Filipa Zylbera. To był mój fabularny debiut, zaraz po szkole, łódzkiej Filmówce. Grałam, co prawda żonę jego brata, Cezarego, ale na planie byliśmy razem od rana do wieczora. Do dziś pamiętam, że mieliśmy wtedy 14 dni zdjęciowych. To bardzo dużo. Także ze względu na zarobek. Zwłaszcza że liczyliśmy go już wtedy wspólnie.

A inne ekranowe spotkania?

D. Ch.: Głównie serialowe, m.in. na planie "Policjantów"...

R.P.: ...Łukasza Wylężałka, "13 posterunku" "Miodowych lat". Ale bywaliśmy też sporadycznie, jak powiedziała Dorota, w takich programach, jak "Kocham cię, Polsko!".

Razem?

R.P: Razem, ale w przeciwnych drużynach.

W "Czarze par" będziecie tworzyli wspólny front?

D.Ch.: Zdjęcia trwają. Nie wiemy, co się wydarzy (śmiech). Wszystko okaże się w czasie emisji, już od 20 września.

Co z perspektywy czasu, uważacie za najtrudniejsze dla związku?

D.Ch.: Chyba rozstania...

Bo mamy siebie dość i nie chcemy być razem?

D.Ch., R.P: (zgodnym chórem): Nie, nieee!

D.Ch.: Gdy - najczęściej z powodu pracy - musimy wyjechać gdzieś osobno. Ale jesteśmy już na tym etapie związku, że to, co trudne, przekuwamy w naszą siłę. Po prostu: musimy to razem pokonać.

R.P.: Lepiej bym tego nie ujął. Wspólne życie to nie tylko sielanka. Natrafiamy w nim na sytuacje, z którymi musimy się zmierzyć, w których musimy się odnaleźć, na które musimy znaleźć własny sposób, które musimy przetrwać... I to jest sztuka. Wspaniale, gdy można ją tworzyć i grać w niej na cztery ręce. Pomimo różnic zdań. I trudności, które mogą się stać normą, ale które można starać się przerobić na dobro. I które pozwolą się rozwijać.

Czyli najtrudniej, ale i najpiękniej jest przy sobie trwać? Chociaż nie zawsze idzie się w tym samym tempie?

R.P: Rzecz nie w tym, aby się ścigać ani doganiać. I nie chodzi o to, by w związku trwać, ale by w nim być. Ze sobą.

D.Ch.: W ogóle, chyba ważne, żeby być. Z doświadczenia i perspektywy widać, że im bardziej czegoś się chce, pragnie - tak na siłę - to to nie przychodzi. Mąż wielokrotnie mi to mówił i ja się pod tym podpisuję. I - chociaż może to brzmieć jak banał - warto zaakceptować rzeczywistość. Bo przecież do końca nie wiemy, co jest dla nas dobre. Może nam się to tylko wydawać i dopiero po latach się okaże, co i dlaczego było nam potrzebne. Ale jeśli nauczymy się przyjmować to, co mamy, i jeszcze cieszyć z tego, co jest nam dane, z bycia razem... jest szansa, że poczujemy się spełnieni. To dobra podstawa do budowania związku.

Świętowaliście już 30. rocznicę? A może odbędzie się to na planie "Czaru par"?

R.P: Mam wrażenie, że cały czas świętujemy.

D.Ch.: To prawda...

R.P: Każdy dzień. A jeśli zbliżają się jakieś jubileusze, staramy się je specjalnie celebrować. Tak, jak zrobiliśmy z 10-leciem małżeństwa. Wyprawiliśmy sobie wtedy wesele.

Wesele?

D.Ch.: Tak, bo kiedy braliśmy ślub, była z nami jedynie najbliższa rodzina i świadkowie, a na weselu bawiło się stu gości.

We wrześniu, na antenie Dwójki "Czar par", a czy w jakimś innym projekcie pojawicie się w najbliższym czasie razem?

D.Ch.: Gramy osobno, chociaż m.in. w tym samym teatrze, czyli warszawskiej Kamienicy. Dla mnie to już drugie spotkanie z tą sceną. Wcześniej występowałam tu w sztuce "Tresowany mężczyzna".

Bynajmniej nie tresując, przy okazji, własnego?

D.Ch.: Ja w ogóle nie tresuję (śmiech). Nie uznaję takiej metody budowania relacji. W ogóle jestem wspaniałą kobietą...

R.P: Potwierdzam.

D.Ch.: Teraz wchodzę w próby do bardzo ciekawego projektu - "Kobieta, która ugotowała męża".

W kontekście naszej rozmowy brzmi to jak mroczny dowcip.

R.P: Ale sztuka jest fantastyczna.

D.Ch.: I zabawna, i czasami trochę straszna, ale życiowo bardzo mądra. Mam w niej fantastyczną rolę. I reżyser jest znakomity, krakowski, Tomasz Obara. Myślę, że każda kobieta znajdzie w mojej bohaterce coś dla siebie. Premierę zaplanowano na 16 stycznia, ale już jestem z tą postacią, bo trwają próby.

A serialowo, filmowo? Pojawiły się np. informacje o kontynuacji "Rancza". Coś pani o tym wie?

D.Ch.: Dostałam e-mail od producenta, że być może w przyszłym roku coś się wydarzy, jednak to na razie plany. Bardziej konkretne jest to, co zdarzyło się z moją postacią w "Koronie królów". Wątek Reginy został zakończony w poprzednim sezonie, ale pod wpływem listów oraz emaili napływających do TVP, a także gorących komentarzy na Facebooku, producenci zdecydowali się powrócić do tej postaci, co się naprawdę niezwykle rzadko zdarza. Będę więc postarzana 20-30 lat, by wejść w nowy serialowy czas. I znów wystąpię w kostiumie, z czego ogromnie się cieszę. Poza tym gram w dwóch sztukach Teatru Capitol.

Przepytajmy jeszcze o aktorskie plany pana Radosława ?

R.P.: W Kamienicy szykuję się do spektaklu "Wąsik" w reżyserii Janka Jankowskiego. To farsa, więc ma być dowcipnie, zabawnie i zaskakująco. Jeśli chodzi o produkcję fabularną, to jestem w trakcie zdjęć do filmu historycznego "Zdarzyło się w Polsce" w reżyserii Jerzego Zalewskiego. Pojawia się w nim m.in. wątek Narodowych Sił Zbrojnych i ostatniej brygady, którą dowodził Henryk Flame ps. Bartek, którego gram. I jeszcze Teatr Telewizji. W nadchodzącym sezonie premierę będzie mieć m.in. spektakl według dramatu Romana Brandstaettera "Dzień gniewu" w reż. Jacka Raginisa-Królikiewicza. Bardzo ciekawy i ważny tekst, który jeszcze zyskiwał na planie. Z niecierpliwością czekam na premierę nie tylko jako aktor, który w spektaklu zagrał, lecz również jako widz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji