Artykuły

Wiersz w szarym swetrze

99 Krakowski Salon Poezji. Wiersze na życzenie czytali: Anna Dymna, Anna Cleslak, Jerzy Święch, Krzysztof Orzechowski i Wojciech Masacz. W Dzienniku Polskim pisze Pawł Głowacki.

W cierpkiej konfesji Nie umiem pisać, Miron Białoszewski cicho powiada: ciemno tu.../ co o szarym swetrze?/ - tylko tyle. Naprawdę? Nic więcej o szarym swetrze rzec nie można? Mało więc można. Mało, niewiele, ledwie tyćko. Tak. Tyle że tyćko to w istocie i tak dużo, bo bywa, że mało to wszystko, co można. Ciemno tu... Aż tyle o szarym swetrze. A o wierszu?

Zeszły, 99. Salon Poezji był ostatnim przed wakacjami. Był niedzielnym porankiem spełniania marzeń uszu. Anna Dymna, Anna Cieślak, Jerzy Święch, Krzysztof Orzechowski i Wojciech Masacz czytali to, o przeczytanie czego prosili salonowi bywalcy - damy i dżentelmeni, co nieskazitelnie odziani do foyer Teatru im. J.Słowackiego od miesięcy przybywają, by smakować wyborne ciasteczka, zacną kawusię, przepiękne słowa i boskie nuty. I dane było im wszystko. Tuwim, Herbert, Gałczyński, Miłosz, Mickiewicz, Szymbor-ska, Donnę, Baczyński, Poświa-towska, Asnyk, Świrszczyńska, Leśmian, Kofta, Rilke, Pawli-kowska-Jasnorzewska, Norwid, Szekspir, Bursa, Osiecka, Twardowski i Wyspiański. Dowolna stylistyka, wszelkie uczucie, każda łza, każdy uśmiech, każdy kolor, każdy temperament... Wszystko, co chcecie. Wszystko, co chcemy.

Słowem - była pełnia. Lecz mnie gniótł żal, żem swego zamówienia nie złożył. Rzecz jasna - o Mistrza Mirona bym prosił, mówię wam/ kiedy mówię, to zupełnie jakby/idę/jakby długo kupowany/ kalosz/.../ język - kurtyzana/ w sztucznych perlach zębów, przyjdź/ pismo/ nosem/ seksem/ trafem/ cudem/ musem/ ciurkiem/ zezem/ siupem/ boczkiem/ truchtem/ byleś/pisło. Muzo/

Natchniuzo// tak/ ci/ końcówkuję/ z niepisaniowości// natreść/ mi ości/ i/ uzo. męczy się człowiek Miron męczy/ znów jest zeń słów niepotraf/ niepewny cozrobień/ yeń.

O te słowa bym prosił, bo rad byłbym twarze salonowych bywalców zobaczyć w cieniu liter dziwnych. Szare twarze w cieniu słów niełatwych, słów o mordędze, co tkwi na dnie słów. Broń Boże, nie o romantycznej mordędze tworzenia mówię. Mnie idzie o ten mozół powszedni, który wszyscy znają, tylko że nie każdy ma moc obrócenia go we frazę znaczącą, bo nie każdy ma oko i ucho zdolne w byle czym zobaczyć i usłyszeć jakości wcale nie bylejakie. Mozół wschodów i zachodów, mozół oddychania, mozół niepojętego lęku, mozół pytań bez odpowiedzi i odpowiedzi bez szans na sensowne pytania, mozół radości, mozół smutku... Krótko: mozół wszystkich mozołów.

Inaczej powiem. 99 salonów to dużo, ale czy wystarczająco dużo, by salonowi bywalcy już na zawsze pojęli, że wiersz to nie bibelot piękna, gadżet wysublimowania ani też styli-styczno-semantyczny fatałaszek, użyteczny całkiem tak, jak suknia z cekinami, która w szafie wisi i na następny bal sylwestrowy grzecznie czeka? Czy poczuli już, że w słuchaniu poezji nie o żadną odświętną, właśnie niedzielną, recytatorsko-muzyczno-ciasteczkową migotliwość słów chodzi, lecz o wcale nie migotliwe cierpkości powszednie, co się po dnie słów snują? Ciemno tu... Aż tyle o szarym swetrze. A o wierszu?

Dno, które warto chcieć zobaczyć. Dno, a jeśli kto woli obrazki bardziej hecne - pięta wiersza. Pięta mętna, co puka w tę samą kulistość, co każda pięta. Czyż nie? Finałem cierpkiej konfesji Białoszewskiego Nie umiem pisać jest pytanie: którędy wyjść ze słowa?. Może przez furtkę, która pozwala naprawdę zobaczyć dno gadania i naprawdę usłyszeć pukanie pięty wszelkiej? Wtedy znika recytatorsko-muzyczno-ciasteczkowa odświętność. Ciemno tu... Co o wierszu? Tylko tyle. Tyćko. Aż tyle. Bo wiersz to ciemność, w której dla ucha i oka jest boleśnie jasno. Miłych wakacji!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji