Artykuły

Drama queen: Czechow

Genialnie proste pomysły Czechowa widać na "granicach" tekstu. Mógłbym zażartować retro, że dramatopisarza poznajemy po końcówce. Czechow jest mistrzem zakończeń, które polegają na tym, że postaci się żegnają, ALE I POCZĄTKÓW - pisze Maciej Stroiński w Przekroju.

Motto: "Nie ma nic piękniejszego niż deszczowy wieczór w łóżku" (Thomas Bernhard, "Rodzeństwo")

Liczę, że Lorca spasował, a dziś pogadajmy o kimś jeszcze oczywistszym, kogo nie znać i nie kochać ("i nie przyhołubić!", por. "Ogniem i mieczem") oznacza mieć grzecha, jeśli grzech jest "błędem". O Czechowie oczywiście nie da się napisać, w każdym razie artykułu. O nim jeżeli, to od razu całą książkę. Fajnie by to wyglądało. "Drama queen: Czechow" - 765 minut czytania.

Zresztą tak naprawdę to nie będzie "o Czechowie", bo by się nie dało, tylko o teatrze polskim w kontekście Czechowa - co by Czechow mógł nam zrobić, gdybyśmy zechcieli wystawić go bez "pomysłów". Dramaty Czechowa są dużą cezurą w historii dramatu i gdy zrozumiemy, jak działa ich przełomowość, kto wie, może sami zaznamy przełomu? Historia dramatu dzieli się na antyk, Szekspira, Czechowa. Tyle. Serio. Te trzy punkty i wiesz wszystko, cała reszta to przypisy. Nie widzę tu najnowszej polskiej postdramaturgii - przypadek?

Badanie będzie w terenie, "Jak to jest zrobione: Czechow". Proszę iść do supersamu, niby na zakupy, ale proszę iść na - ludzi. Patrzeć, co robią: czy robią zakupy, czy jeżdżą wózkami, czy wybierają worki zapachowe i czy stoją przy wędlinach. Ewentualnie - czy patrzą na ludzi. Dodam, że panie na kasie i panowie z magazynu to też ludzie i szczególnie na nich proszę się zapatrzyć.

Dwie godziny później. No, i co Państwo widzieli? A jeszcze bardziej: czego żeście nie widzieli? Po pierwsze, krzyczenia (żeście nie słyszeli), po drugie, szerokich gestów, a po trzecie - udawania. Każdy po prostu był na zakupach albo był w robocie, jeżeli pracował w sklepie. Chodził sobie, myślał, jak również nie myślał, poziom zero ekspresji.

Za czasów Czechowa nie było supermarketów, a on jakoś się domyślił, zobaczył oczami duszy. W 98% życie nie jest dramatyczne i byśmy dodali: tym gorzej dla życia, ale Czechow był artystą i odważył się zauważyć, że tym gorzej dla dramatu. Odkrył dla teatru prawdę starą jak najstarszy zawód świata: less is more. Nie pokazujemy od razu drugiego półdupka!

I, że tak powiem, tyle - to jest cały Czechow. Dramat będzie, spokojnie, ale nie zewnętrzny, dramat się zadzieje w środku - jak w supermarkecie. Skoro ludzie ogólnie tak się zachowują, to miliony nie mogą się mylić, uczmy się od życia rozwiązań scenicznych, które są najlepsze, bo samorzutne i niewypocone. Zadaniem pisarza jest surowe żyćko umieścić na scenie i mu wykonać make-up no make-up, żeby było przerobione i skomponowane, lecz nie wyglądało.

Genialnie proste pomysły Czechowa widać na "granicach" tekstu. Mógłbym zażartować retro, że dramatopisarza poznajemy po końcówce. Czechow jest mistrzem zakończeń, które polegają na tym, że postaci się żegnają, ALE I POCZĄTKÓW. Pierwsze słowa Płatonowa, który co z tego, że nawet się tak nie nazywa i nigdy za życia autora nie był wystawiany, bo odkryty już po śmierci. Pierwszy jego dramat i taki początek (tłum. Adam Tarn): "No i co? - Nic. Nudno". Wszystko w pięciu słowach, z pierwszy raz użytą w dziejach kropką nienawiści. Czechow nigdy nie napisze niczego innego, to będzie wieczna wariacja na temat "Nic. Nudno". Nuda to dopiero ma wiele odcieni, bo jest nuda miejska, ale i prowincjonalna, kobiece znudzenie i znudzenie męskie, i jeszcze jakieś pośrednie, francuska ennui i angielska boredom.

A początek "Mewy", sztuki napisanej w celach seksualnych, które się powiodły, bo wybranka serca odpłaciła wzajemnością (tłum. Natalia Gałczyńska): "Dlaczego pani zawsze ubiera się na czarno? - To żałoba po moim życiu. Jestem nieszczęśliwa". Napisać coś takiego i można umierać. Zawsze mam ciarki, gdy słyszę "Trzy siostry", jak się zaczynają: "Ojciec zmarł dokładnie rok temu [...] Zegar bije dwunastą. I wtedy też bił zegar" (tłum. Gałczyńska). Jarocki zrobił kiedyś spektakl z wyłącznie końcowych aktów. Jest do wyobrażenia teatr z samych początków Czechowa.

Zresztą Wy to wszystko wiecie, tak więc teraz trivium, które może Was zaskoczyć. Na jesieni wyjdzie Czechow. Dramaty Czechowa! Nowe przekłady Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej, znane już z wystawień, wydawnictwo Officyna z Łodzi, jestem swatką tego wydania, nie chwaląc się. Przekłady Piotrowskiej są mniej wypolerowane, niż przywykliśmy, są celowo chropowate i sami sobie ocenicie, czy tak jest fajnie. To już był wstyd, że ostatnie tłumaczenia polskie dramatów Czechowa pochodziły sprzed pół wieku.

Inny fun fact taki, że kiedy Anthony Hopkins otrzymał Oscara, zaraz postanowił spełnić marzenie aktora, każdego aktora, i zagrać wujaszka Wanię. Nakręcił film "Sierpień", o którym nie bez powodu żeście nie słyszeli.

Odpowiadając na pytanie, co poeta miał na myśli i o czym jest Czechow, powiemy, że jego dzieła to dramaty przegrywów, mówiąc po dawnemu: nieudaczników. Ale naprawdę ludziom się tu nie udaje, nie ma zwrotu akcji, nie ma happy endu. Sarah Kane może się schować przy cierpieniu u Czechowa, które nie krzyczy i tym bardziej jest bolesne. U niego nie muszą jęczeć. Wystarczy, że siedzą i piją herbatę, i jest lato, po południu.

Tego smuteksu możecie nie zaznać w Czechowie na żywo, jaki obowiązuje ostatnio w Polsce. Trzeba ludziom przypominać, że on nie jest śmieszny. Nie jest, po prostu nie jest! Możecie go tak grać, ale miejcie świadomość, że to jest na "kontrze", czy jak wy to tam branżowo nazywacie.

Sztuki o smutku i o przegranej bardzo by się nam przydały, bo chyba się zgodzicie, że nie mamy obecnie kultury smutku. Nie umiemy przegrywać. Nie można nie dawać rady, "nie można nie mieć pieniędzy" (Masłowska, "Paw królowej"), nie można nie być za granicą. Miałem Wam tego nie mówić, ale każde życie jest w końcu przegraną, bo nie da się utrzymać tego tak pożądanego stanu. Mimo swojej błazenady jestem smutnym ch... Chłopem!

Za Rolanda Barthes'a to "dyskurs miłosny" był tym niemówionym, "bezdomnym", dzisiaj jest nim - smutek. Jak za czasów Freuda nie można było sobie pofolgować i stąd te nerwice, tak teraz nie można sobie nie folgować.

Zdanie "Żałoba po moim życiu" na początku "Mewy" to może być totalny kamp lub totalne serio. To jest prawda, którą ci powie każdy tłumacz literacki: dobre pisanie poznasz po liczbie możliwych wykładni.

Czemu piszę o Czechowie, to znaczy o martwym białym, najgorsze: mężczyźnie? Czyli o nazwisku mało powiedzieć, że znanym. Odpowiem omownie. Zawsze mnie wkurzało, szczególnie na studiach z "nauk o sztuce", parcie na niezwykłość. Przekonanie, że gust wyrafinowany znaczy wyszukany, rzadki. Krótko mówiąc, snobizm. Ja uważam, że dobry gust to taki, który lubi dobre, i że to są obiektywne i mierzalne sprawy. Dokładnie jak z jedzeniem, gdzie o gustach jak najbardziej się dyskutuje, żeby się nie otruć.

Znowu jako "twarz pisarza" (por. zdjęcie powyżej) daję Antoninę Choroszy i chyba tak już będzie, ta tendencja się utrzyma, bo ta wybitna aktorka grała i w Lorce, i w Czechowie, i w Demirskim, o którym za tydzień...

Antoni Czechow, dramatopisarz, stanowi chleb powszedni krytyka teatralnego i dlatego jest to miły zawód. W tym i poprzednim sezonie zwalcowałem jednego "Płatonowa", dwie "Trzy siostry", semi zjechałem, semi pochwaliłem "Wujaszka Wanię", od czasu Pawła Miśkiewicza nie widziałem nowej "Mewy", a tak chce los, że "Wiśniowego sadu" nie widziałem nigdy - w znaczeniu na żywo - znam tylko nagranie spektaklu Cywińskiej. Może ten "Wiśniowy sad" przereklamowany? Przechodzony, zajechany ciągłym graniem? Fragmenty "Wiśniowego" wrzucili do "Płatonowa" (reż. Bogomołow, Stary Teatr, Kraków) i to są najgorsze części. W swoim ostatnim dramacie Czechow ewidentnie kończył się jako artysta i zresztą wkrótce skończył się jako materia ożywiona.

Ale nie narzekam i proszę o więcej. To by było coś, gdyby się ludzie nominowali do robienia Czechowa. Nominuję Grzegorza Wiśniewskiego, mojego ulubionego ostatnio reżysera, debiutował "Babińcem" (STU) robił "Płatonowa" (PWST), "Mewę" (Wybrzeże), znowu "Płatonowa" (Słowak), znowu "Mewę" (Kalisz), znowu "Płatonowa" (znowu Wybrzeże), jak gdyby się zaciął, więc może teraz "Wujaszka Wanię"? Może "Iwanowa", by było nieoczywiście? Pan, Panie Grzegorzu, będzie wiedział najlepiej. Daję temat: Czechow, i powiem jak Peja: wiecie, co z nim zrobić. Wykluczam z zabawy Wiktora Rubina, może się czuć wykluczonym, bo i tak wystawiłby "O szkodliwości palenia tytoniu", literacką bzdurkę, którą każdy wielki twórca musi posiadać w dorobku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji