Artykuły

Almodóvar dla początkujących

"Hiszpańskie party" w reż. Bartosza Jarzymowskiego i Agnieszki Cianciary w Teatrze Współczesnym w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Podejrzewam, że twórcy "Hiszpańskiego party" chcieliby być jak Almodóvar. Ale przedstawieniu do dzieł Almodóvara równie daleko jak jego bohaterkom do znajomości hiszpańskiego.

Trzy koleżanki z kursu przychodzą do czwartej na damski wieczorek z konwersacją. Nawiedzona Andżela (Małgorzata Krzysica), w powłóczystej czerni, z wielkim dekoltem i krzyżykiem na wydatnym biuście, zwierzająca się i z operacji plastycznych, i ze swej wiary w Boga. Myszowata nieśmiała Madzia (Anna Miśkiewicz) z dziewczęcymi warkoczykami, z której w końcu wylezie demon. Chuda, pewna siebie i wygadana (również po hiszpańsku) Pati (Agnieszka Cianciara). Gospodyni (Agnieszka Schimscheiner) usiłuje sprostać tej roli, co objawia się i niezdarną konwersacją w języku, z którego zna kilka zwrotów, i niegustownym "hiszpańskim" strojem.

Koleżanki są dość niedobrane, raczej za sobą nie przepadają, ale - jak można się spodziewać - po paru butelkach wina nastrój się zmienia, panie tańczą i przytulają się (a słodkie "Besame mucho" podśpiewuje im sam, jak najbardziej na żywo, Maciej Maleńczuk), wstępuje w nie demon seksu i jak jeden mąż (czy raczej żona) nieśmiało odkrywają w sobie lesbijskie skłonności, a gospodyni demonstruje, jak ekscytuje ją wprawiona w drgania przez pobliskie metro ściana. I jeszcze babskie dogryzania, zazdrości i czułości.

Póki spektakl trzyma się prostego życiowego zdarzenia, bywa nawet zabawnie - aktorki ze sporą dozą autoironii i farsową werwą prezentują swoje bohaterki. Gorzej, gdy pojawiają się niezbyt jasne ambicje wyjścia poza i ponad. Andżela nagle jest przekonana, że połknęła komórkę, która odzywa się melodyjką "Barki", co - nie wiedzieć czemu - ma być oznaką (jakiego?) cudu. Piąta koleżanka, Krysia, która nie przyszła na imprezę, okazuje się transwestytą, co bardzo dziwi panie, choć widzowie raczej nie mieli co do tego wątpliwości, widząc - nawet w mroku i za zasłoną - postawnego faceta w blond peruce i słysząc jego ewidentnie męski głos. Spektakl - i aktorki - gubi się w tych dziwnościach, staje się coraz nudniejszy, coraz bardziej niepozbierany i coraz głupszy, choć twórcy zapewne pragnęli, by był coraz mądrzejszy, coraz bardziej odjechany i pełen absurdu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji