Artykuły

Olsztyn. W sobotę premiera "Panien z Wilka"

Po przerwie wakacyjne olsztyński Teatr Jaracza wraca z nową premierą. Już od soboty można oglądać "Panny z Wilka" pióra Jarosława Iwaszkiewicza, w reżyserii Krzysztofa Rekowskiego. Na scenie pojawią się m.in. dzieci aktorów.

Mówi się, ze nie powinno wchodzić się dwa razy do tej samej rzeki. Ale przecież, jak w wierszu Szymborskiej, nic nie zdarza się dwa razy. A rzeki, jak czasu, nie da się zatrzymać. Krzysztof Rekowski już raz wziął się za Iwaszkiewicza. I też za "Panny z Wilka". Sztukę wyreżyserował dla Teatru Polskiego w 2009 roku. Dziś wraca do tego, co mu bliskie w Olsztynie. A "Panny z Wilka" to opowieść o zmaganiu się z czasem i ze sobą w czasie, który wręcz galopuje.

- Spektakl to podróż w taki moment życia, kiedy zadajemy sobie pytania, co zaprzepaściliśmy, co zrobiliśmy i co z siebie samych zrozumieliśmy - tłumaczy Krzysztof Rekowski, reżyser. - To są trudne pytania, na które warto szukać odpowiedzi.

W "Pannach z Wilka" bohaterem jest przepracowany niespełna czterdziestolatek Wiktor Ruben. Zachęcony przez lekarza wyrusza na urlop w rodzinne strony. Jedzie na wieś do willi Wilko. Tu dokonuje konfrontacji - sam ze sobą sprzed piętnastu lat. Spotykane niegdyś panny dziś są dojrzałymi kobietami. Uświadamiają mu, że czas nie stoi w miejscu, ale na pewno wpływa na emocje. Chociażby niezrealizowany niegdyś erotyzm nagle odzywa się w bohaterze z niezwykłą siłą. W dodatku sprzyja mu lato, wiejskie zacisze, mnogość kobiecych ciał - zarówno tych rzeczywistych, jak i tych ze wspomnień. W postać Wiktora wciela się Marcin Kiszluk.

- Wiktor o tym, że był legendą w Wilku, nie miał pojęcia. Dopiero gdy przyjeżdża po długim czasie nieobecności, dowiaduje się o tym i jest w szoku - opowiada Marcin Kiszluk, aktor. - Widać tu odwieczny problem, jaki istnieje między kobietami a mężczyznami. Faceci nie potrafią odbierać sygnałów od pań, a te przecież w ten sposób się z nami porozumiewają. Wiktor na pewno ich nie zauważał. A może nie chciał ich widzieć przez swoją nieśmiałość? Spektakl jest podróżą w świat, który dzisiaj znamy ze starych zdjęć. Scenografia i kostiumy Jana Kozikowskiego przywołują urok międzywojnia. Czuć też atmosferę upalnego lata. Po prostu czuć czasy Iwaszkiewicza, który pisał przecież "Panny z Wilka" w 1932 roku. To zresztą najlepsze z opowiadań pisarza - mistrza gatunku. W tej scenerii pojawiają się też dziecięce role. W nie wcieliły się córki olsztyńskich aktorów: Ewy Pałuskiej-Szozdy, Marzeny Bergmann i Marcina Kiszluka.

- Nasze dzieci wychowały się w teatrze, więc na pewno łatwiej było im wyjść na scenę - opowiada Ewa Pałuska-Szozda. - Gdy pojawiły się na scenie, emocje w nas buzowały. Jednak nie mogliśmy ich pokazać. Każdy z nas miał już zbudowaną postać, więc trudno było reagować spontanicznie.

- W domu na przykład musieliśmy odpowiadać na dużo pytań: dlaczego to się dzieje, o czym to jest i po co. Chociaż mam wrażenie, że nasze dzieci wiedzą dziś więcej niż ja rozumiałem będąc w ich wieku - zdradza Marcin Kiszluk. - Zobaczyć swoje dziecko na scenie, a na pewno zagrać z nim, to bardzo ciekawe doświadczenie. W tym miejscu chcę też zwrócić uwagę, że dużo dał nam reżyser. Jego spokój wewnętrzny i łagodne wprowadzenie nas do świata Iwaszkiewicza, jest bardzo cenne. Bardzo cieszy mnie taka praca. Każda niepotrzebna nerwowość psułaby klimat, jaki stworzyliśmy. Jeśli ktoś ma robić Iwaszkiewicza, to tylko Krzysztof Rekowski. On doskonale go wyczuwa i rozumie.

W adaptacji oprócz tytułowych "Panien z Wilka" wykorzystano motywy z opowiadań "Sny" i "Ogrody", a także wiersze Jarosława Iwaszkiewicza. Muzykę napisał Marcin Mirowski, a choreografią zajął się Filip Szatarski. Premiera w sobotę 24 sierpnia ogodz. 19 na Dużej Scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji