Artykuły

W Azji kochają Moniuszkę

- Założyliśmy Fundację im. Stanisława Moniuszki. Chcemy odkłamywać mity, jakie narosły wokół Stanisława Moniuszki, propagować jego muzykę w sposób przystępny dla młodzieży. Chodzi o to, aby dotrzeć nie tylko do znawców muzyki poważnej, ale przede wszystkim do przeciętnego odbiorcy - mówi w Naszym Dzienniku Elżbieta Stanisława Janowska-Moniuszko, potomkini Stanisława Moniuszki.

Siła muzyki twórcy polskich narodowych oper

"Halka" czy "Straszny dwór?

- "Straszny dwór". Tak, to moja ulubiona opera Stanisława Moniuszki. Radosna, momentami żartobliwa, a jednocześnie porusza wiele treści patriotycznych, moralnych i społecznych. I to jest nasza opera narodowa, właśnie dlatego, że dotyczy spraw polskich.

Ale za operę narodową uważano też "Halkę".

- "Halka" powstała wcześniej, a jej treść jest podobna do sytuacji w wielu innych krajach na świecie. Nieszczęśliwa miłość, różnice społeczne między bohaterami. Nie było tam wątków ewidentnie patriotycznych.

Co jest urzekającego w muzyce Pani pradziadka?

- Muzyka Moniuszki jest muzyką pełną subtelnych, a jednocześnie silnych emocji. Przekaz ten nie wynika tylko z wyboru poezji czy treści librett pisanych przez znajomych kompozytora. Sama muzyka ma swą siłę, która mocno działa na emocje człowieka.

Moniuszko jako jeden z nielicznych wielkich twórców polskiej kultury tamtych czasów nie wybrał emigracji, pozostał w kraju. Dlaczego tak się stało?

- Patriotyzm nie polega tylko na walce na barykadach i przelewaniu krwi. Patriotyzm to też uczciwa, sumienna praca każdego dnia. Taki był Moniuszko. Pochodził z bogatej szlacheckiej rodziny i dla niego ważne było to, jakie warunki zapewni nie tylko swoim dzieciom, których miał dziesięcioro, ale także służbie.

Takie myślenie Moniuszko wyniósł z domu.

- Jego stryjowie, zwłaszcza stryj Dominik, przeprowadził w swoim majątku koło Mińska uwłaszczenie chłopów. Założył szkołę dla chłopskich dzieci. Tymi działaniami wyprzedzał swoją epokę. Dominik, choć sam był filozofem, postawił na przedmioty praktyczne. Włościanie z jego majątku jeszcze w kolejnych pokoleniach wyróżniali się wiedzą i ogólnym poziomem kultury spośród innych chłopów na ziemi mińskiej.

Ilu jest obecnie potomków Stanisława Moniuszki?

- Z linii męskiej jest nas sześcioro. Natomiast po córce Elżbiecie, po której pozostało najwięcej potomków (mieszkają głównie w Kanadzie i na Węgrzech), oraz po córce Jadwidze, jest nas łącznie ponad sześcdziesięcioro. Większość autentycznych potomków nie nosi nazwiska Moniuszko, ponieważ nie pochodzą z linii męskiej.

Jakie jest szczególne zadanie potomków Stanisława Moniuszki?

- Tych zadań jest wiele. Dlatego założyliśmy Fundację im. Stanisława Moniuszki, której prezesem i fundatorem jest Stanisław Kazimierz Wójcik, cztery razy prawnuk Stanisława Moniuszki, potomek po córce Jadwidze. Chcemy odkłamywać mity, jakie narosły wokół Stanisława Moniuszki, propagować jego muzykę w sposób przystępny dla młodzieży. Chodzi o to, aby dotrzeć nie tylko do znawców muzyki poważnej, ale przede wszystkim do przeciętnego odbiorcy.

A to będzie niełatwe zadanie.

- Warunkiem jest przybliżenie podstawowej wiedzy o kompozytorze i o jego dziełach. Chodzi o to, aby ograniczyć takie sytuacje, kiedy dziennikarz pyta młodego człowieka na ulicy: z jakiej opery pochodzą słowa "Ten zegar stary" i pada odpowiedź: z "Upiora w operze". Nie chcemy gloryfikować naszego przodka, bo nie każdemu może podobać się jego muzyka, ale też nie godzimy się na pomniejszanie jego wkładu w polską kulturę.

Ten trend niestety jest dość mocny wśród części środowisk artystycznych

i naukowych.

- Teraz jest moda na zaangażowanie w niszczenie dobrych opinii o wielu ważnych postaciach naszej historii i kultury. Słyszałam tezę, że ojcem opery narodowej nie powinien być "ten Moniuszko, który dumnie pręży się na pomniku przed Teatrem Wielkim w Warszawie".

Bardzo popularna staje się także tendencja uwspółcześniania wszystkiego. A z tego powstają różne dziwne rzeczy. Tak właśnie stało się z książką Agnieszki Topolskiej "Zupełnie inna książka o Stanisławie Moniuszce", wydaną przez Teatr Wielki - Operę Narodową. Autorka pisze m.in., że "dziadek kompozytora wyszedł z domu z tobołkiem na gigancie". Co to za język?

Pęd za nowoczesnością, a właściwie pseudonowoczesnością jest jeszcze bardziej widoczny w inscenizacjach. Niestety często inscenizator, reżyser wchodzi w rolę autora.

- Świeże, nowe spojrzenia na sztukę teatralną czy operę jest jak najbardziej wskazane. Ale niestety bardzo często nowe spojrzenie wypacza to, co autor miał na myśli, wypacza sens utworu. Jakiś czas temu w Poznaniu uczestniczyłam w konferencji, na której reżyser Paweł Passini przekonywał nas, że klasykę trzeba unowocześniać, pokazywać swoją wizję. Zwróciłam wówczas prelegentowi uwagę, że owszem, można to robić, tylko wówczas nie wolno mówić, że pan wyreżyserował "Straszny dwór" czy "Flisa" Moniuszki. Proszę mówić, że stworzył pan swoje własne dzieło inspirowane "Flisem" czy "Strasznym dworem".

W ostatnich latach było kilka wystawień "Strasznego dworu", które gdyby zobaczył kompozytor, to byłby mocno zaskoczony.

- Nie tyle byłby zaskoczony, co raczej zszokowany, a nawet oburzony. Myślę tu o inscenizacji Roberto [takie ma imię!] Skolmowskiego wystawionej w Operze Podlaskiej. Premiera była w 2014 r. Rozmawiałam po premierze z reżyserem, który tłumaczył mi, że chciał pokazać wielokulturowość Białegostoku.

W "Strasznym dworze"? W jaki sposób?

- No właśnie. Akcję tej opery reżyser umieścił na dworcu kolejowym w Białymstoku, gdzie Białystok napisano w języku białoruskim. A przecież historia "Strasznego dworu" rozgrywa się w Kalinowie na Mazowszu.

I w tej operze nie chodziło przecież o żadną wielokulturowość.

- Moniuszko podkreślał w niej walory kultury szlacheckiej, ziemiańskiej, katolickiej. Ale tym, co mnie najbardziej zszokowało i oburzyło w tej inscenizacji, był sposób przedstawienia arii z kurantem. Scena odbywała się w komnacie, gdzie na podłodze były rozrzucone śmieci, a na szmatach leżące pary. Jedne imitowały akt seksualny, inne niby spały, a wszyscy byli pijani, bo u pana Skolmowskiego wszyscy muszą być stale pijani. Bardzo mnie boli, że pan Skolmowski często wulgaryzuje sztukę. Z polskich szlachcianek zrobił panienki lekkich obyczajów.

Tam też pojawia się wątek muzułmański.

- Zamiast kuranta bijącego o północy pojawia się muzułmanin, który następnie podnosi dywanik, otrzepuje go, po czym klęka i zaczyna się modlić w stylu muzułmańskim. Ja naprawdę nie mam nic przeciwko innym religiom, innym narodom, ale w "Strasznym dworze" nie było mowy o muzułmanach. To jest vyjście poza rolę inscenizatora.

W kontrze do takiej wizji pana Skolmowskiego jest "Straszny dwór" w reżyserii nieżyjącego już Ryszarda Peryta.

- Zdecydowanie. Ryszard Peryt podszedł do Stanisława Moniuszki z wielkim szacunkiem i zrozumieniem myśli kompozytora. Wydobył ducha narodowego, który jest zawarty w tej operze. W jego inscenizacji była jeszcze jedna rzecz, bardzo osobista z punktu widzenia reżysera. Wiedziałam o chorobie pana Peryta i to wystawienie odebrałam jako jego pożegnanie się ze światem.

Dużym zaskoczeniem dla mnie był brak w finale słynnego Mazura.

- Tak, to było zaskakujące, ale wiadomo, że w Polskiej Operze Królewskiej, gdzie odbyła się premiera, nie ma miejsca na zrobienie sceny z mazurem, do którego angażuje się wielu artystów. Dla mnie zaskakujące było także pojawienie się w finale wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej i śpiew "Agnus Dei z III Litanii Ostrobramskiej" Moniuszki. To był silny przekaz, poruszający, ale chyba odnoszący się tylko do bardzo emocjonalnej potrzeby reżysera, bo tego w oryginale opery nie było.

To była wielka modlitwa reżysera, jakby powierzenie się opiece Matki Bożej.

- Ryszard Peryt był osobą bardzo religijną, dlatego rozumiem jego decyzje dotyczące finału. Nie ukrywam, że jestem szczęśliwa, że miałam zaszczyt i możliwość porozmawiać z nim tuż po premierze, jak się okazało, trzy tygodnie przed jego śmiercią. Bardzo ceniłam jego twórczość i jego samego jako człowieka.

Ryszard Peryt, pokazując w finale obraz Matki Bożej, chciał też podkreślić głęboką religijność Moniuszki?

- Tak to odebrałam. Moniuszko był mocno przywiązany do katolicyzmu. We wspomnieniach jego dzieci przewija się informacja o ojcu często modlącym się czy to przed koncertem, czy to przed premierą. Wiemy, że nie rozpoczynał dnia bez modlitwy.

Od 5 stycznia Dworzec Centralny w Warszawie nosi imię Stanisława Moniuszki. To dobry pomysł?

- Autorem pomysłu był śp. Mieczysław Nowakowski, wybitny dyrygent i pedagog. W 2013 r. zapytał mnie: co myślę o tym, aby nadać Dworcowi Centralnemu imię Moniuszki. Na początku pomyślałam: dworzec kolejowy, Moniuszko? Nie pasuje. Nowakowski nie poddawał się i mówił: zastanów się, przecież miliony osób przejeżdżają przez to miejsce. Jeżeli jedna na tysiąc zainteresuje się, kim był Moniuszko, to już będzie dobrze. To jest propagowanie wiedzy o kompozytorze i tym mnie przekonał.

Uroczystość była podniosła.

- Miałam zaszczyt wspólnie z córką Adrianną odsłonić tablicę pamiątkową na ścianie Dworca Centralnego. Artyści (wykładowcy i studenci warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego im. F. Chopina) w strojach szlacheckich, którzy pociągiem z Łowicza przyjechali na dworzec, śpiewali najbardziej znane utwory Moniuszki. Uroczystość zaszczycili wicepremier i minister kultury Piotr Gliński oraz minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Byli prezesi spółek kolejowych. To było naprawdę wydarzenie. Niestety nie było na nim mojej siostry.

Ważnym momentem obchodów 200. rocznicy urodzin kompozytora był X Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Stanisława Moniuszki. To promocja muzyki Moniuszki, ale też młodych talentów śpiewaczych. Uwagę w tym roku przyciągał Chińczyk Long Long, który otrzymał co prawda III nagrodę, ale jego głos się wyróżniał.

- Tak, to prawda, jest bardzo utalentowany. Jego wykonanie arii z kurantem z III aktu po polsku było rewelacyjne. Wspaniała interpretacja. Ten młody człowiek wiedział, o czym śpiewa. Wykonanie było także bardzo dobrze dopracowane pod względem językowym - a przecież nasz język, jego wymowa jest bardzo trudna dla obcokrajowców.

Ciekawe jest to, że Azjaci jakąś wyjątkową atencją darzą polską muzykę, bo jak się okazuje, fascynują się nie tylko Chopinem, ale i Moniuszką.

- Miałam okazję poznać śpiewaczkę z Chin, która na Akademii Muzycznej w Warszawie zrobiła doktorat właśnie z Moniuszki. Pani dr Feng Ke przetłumaczyła na język chiński dwie pieśni Moniuszki pt. "Zosia" i "Kwiatek". W sierpniu 2018 r. miała w Chinach (w kilku miastach) recitale muzyki różnej, ale śpiewała też utwory mego przodka, zarówno po polsku, jak i po chińsku. Jakiś czas temu byłam na koncercie w Zamku Królewskim, na którym utwory Moniuszki śpiewali studenci z Korei Południowej. Jeden z tych młodych ludzi wykonał arię Miecznika. Przyznam, że słuchałam go z otwartymi ustami. Bardzo dobre wykonanie po polsku i co najważniejsze - ze zrozumieniem tekstu.

Czyli bariera językowa, o której mówią niektórzy muzykolodzy, mająca ograniczać światowy wymiar muzyki Moniuszki nie jest przeszkodą, której nie można ominąć.

- Wprawdzie szczególnie Azjaci są znani ze swojej niesamowitej pracowitości, ale jeśli inny cudzoziemiec rzeczywiście chce, to też może dobrze zaśpiewać po polsku. Trzeba też robić tłumaczenia tekstów pieśni i oper na inne języki. Nasza fundacja ma taki plan. Chcemy współpracować z tłumaczami, muzykologami i śpiewakami, którzy zweryfikują w praktyce rytm tłumaczeń, co w tym przypadku jest bardzo ważne. Tak zrobił Achilles Bonoldi, śpiewak z Włoch, przyjaciel Moniuszki, który przetłumaczył na włoski "Halkę". Problemem w realizacji tłumaczeń są znaczne finanse. Założona przez potomków kompozytora Fundacja im. S. Moniuszki jeszcze nie otrzymała żadnej dotacji.

W jaki sposób państwo polskie może jeszcze przyczynić się do przybliżenia światu muzyki Stanisława Moniuszki, aby był równie znany jak Chopin?

- Tych możliwości jest wiele, część jest realizowana, jak chociażby pomoc w organizacji konkursu moniuszkowskiego, ale jest też wiele szans niewykorzystanych. Dużo zależy od urzędników, którzy odpowiadają za kulturę. Oni sami muszą mieć przekonanie do tego, do czego zostali powołani na swoje stanowiska. Dość szokującą historię opowiedział mi były dyplomata hiszpański w Polsce. Kilka lat temu przyszedł do Instytutu im. Adama Mickiewicza, który odpowiada za promocję polskiej kultury na świecie, z zapytaniem, co Instytut planuje w związku ze zbliżającą się 200. rocznicą urodzin Stanisława Moniuszki. Urzędniczka, która miała odpowiadać za promocję polskiej muzyki, powiedziała, że Moniuszko nie jest znany i nie jest lubiany na świecie, więc nie będziemy się tym zajmować. Działo się to jeszcze przed zmianą kierownictwa. Skoro ta pani nie zna albo nie lubi twórczości Moniuszki, to jak ona ma promować jego muzykę?

Na szczęście są w Polsce miejsca i środowiska, gdzie Moniuszkę po prostu się kocha. Mam na myśli Dębicę.

-To jest rzeczywiście niezwykłe miejsce. Działa tam Dębickie Towarzystwo Muzyczno-Śpiewacze, które od 20 lat wystawia opery Verdiego, Wagnera, a także Moniuszki. Pierwszy raz byłam w Dębicy w maju 2011 r. i podziwiałam "Halkę". Później widziałam "Straszny dwór", który wykonali w plenerze z wykorzystaniem Dworu Kombornia. Co roku na Święto Narodowe 3 Maja dębickie towarzystwo wystawia którąś z oper Moniuszki, wfysoki poziom artystyczny, choć zespół tworzą amatorzy, jest zasługą prezesa Towarzystwa, dyrygenta Pawła Adamka, który potrafi zaprezentować publiczności oryginalny przekaz kompozytora. Zespół z szacunkiem odnosi się do Moniuszki, do jego przywiązania do tradycji, rodziny, patriotyzmu. Wiele zawodowych teatrów operowych mogłoby się uczyć od artystów z Dębicy.

Uczyć się podejścia do oryginału, do odczytania intencji autora?

- Tak, bo dziś publiczność ma coraz większy problem z poznaniem oryginalnych wersji arcydzieł sztuki operowej, ale także teatralnej. Aby młode pokolenie miało szansę na poznanie twórczości danego autora, powinno poznać wersje oryginalne, które nie muszą być wystawiane w sposób skostniały. Dopiero potem można pokazywać "wariacje na temat".

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji