Artykuły

Brawo Będzin!

Będzin nie leży na wielkim szlaku kultury. Daleko od Warszawy, Krakowa, Wrocławia gdzieś w bok od Katowic. W tym Będzinie jednak coś się zdarzyło. Stał się ostatnio przedmiotem rozmów lalkarzy w całej Polsce, miejscem, do którego trzeba koniecznie pojechać. Wszyscy to dawno wiedzieli, że jest tam Teatr Dzieci Zagłębia, bardzo ubogi, bardzo wytrwały, pracujący solidnie i dający śląskim dzieciom przyzwoitą rozrywkę. Wiadomo także, że Janowi Dormanowi zawsze "kurzyło się z głowy" - czyli, że dziwne rzeczy wymyślał, że dusza niespokojna, że "coś w nim jest". I trafił kierownik artystyczny i reżyser teatru lalkowego, a także scenograf Jan Dorman na drugiego scenografa Tadeusza Grabowskiego. Dobrze musieli się zrozumieć, skoro z ich sojuszu powstało takie widowisko dla dzieci jak "Krawiec Niteczka" H. Januszewskiej, według tekstu Kornela Makuszyńskiego.

A jest to historia wybitnie epicka, nie nadająca się na scenę, typowy tekst Makuszyńskiego. Jakie licho pokusiło Dormana? Grano ten tekst w kilku teatrach i wszędzie były ogromne trudności, bo tekst "niesceniczny".

W Będzinie uparli się, że będzie sceniczny. Po czym zaczęli przewracać wszelkie przyzwoite wyobrażenia o teatrze lalek. Więc zlikwidowali... parawan. Więc kazali grać aktorowi na otwartej scenie razem z lalką. Aktor mówi tekst raz w imieniu lalki, a raz - własnym. Dwie lalki rozmawiają ze sobą, i w tej samej scenie prowadzą dialog ożywiający je aktorzy. Poprzez parawanik trzymany w drugiej ręce, lub bez.

Gra się krótką kukiełką na kiju, lub wielką kukłą na kiju, opartym o podłogę. Gra się planszą, tabliczką, obrazkiem, żywą głową aktora wkomponowaną w namalowany obraz. W ręku trzyma się kozi ogon, lub maskę koziej główki z białą woalką, nakrywającą twarz mówiącego i jest się najwdzięczniejszą z kóz. Aktorzy ubrani w czarny trykot jak do pantomimy urządzają na scenie sobie i widowni wielką zabawę, "wielką hecę". Wiatr wieje przez scenę, gdy poruszają bocznymi kotarami, deszcz pada, gdy na scenie zjawia się kilkanaście kolorowych parasoli. Aktorzy robią do widowni oko przez ogromne "O" Wszystko tu jest absolutnie umowne i względnie logiczne jak w dziecięcej zabawie.

Wszystko jest możliwe, co pozwala bawić się lepiej. Oczywiście można dyskutować z reżyserem, czy nie należałoby przeprowadzić pewnej selekcji pomysłów, czy zasady dziecięcej zabawy nie trzeba by w tym spektaklu realizować bardziej konsekwentnie.

Jest to teatr lalek nie na stojącym "na mur, beton" parawanie, lecz płynny, taneczny, tworzący obrazy taneczne, ruch plastyczny na scenie. Ten ruch form i ich różnorodność jest tak wielka, że oszołamia, szokuje, może nawet wzbudzić protest. Tekst Makuszyńskiego stał się już tylko pretekstem - czy ta wielka zabawa w teatr jest zrozumiała dla dzieci? Czy dociera fabuła w takiej formie?

Krawiec Niteczka w podzięce od cyganki, której udzielił krawieckiej pomocy, dostaje wróżbę, że zostanie królem. I idzie szukać królewskiego losu. Przychodzi do Pacanowa, gdzie zrobiła się dziura w niebie i deszcz leje od sześciu tygodni. Niteczka zaszywa dziurę wchodząc po drabinach, zebranych z całego miasta aż do nieba i zostaje mężem królewny kozy w świetnym mieście Pacanowie.

Byłam na spektaklu w Będzinie. Widziałem, jak dzieci wychowane już przez ten teatr, podczas pierwszego aktu śledziły scenę z zapartym tchem i milcząco. Ale w akcie drugim, nie mówiąc o trzecim, tak dały się uwieść tej zabawie, tak zrozumiały teatralną umowę, że zabawa wyraźnie przenosiła się ze sceny na widownię. Wtedy' zaczęły padać komentarze stanowiące o wartości widowiska. W jednej z najpiękniejszych scen, gdy Niteczka idzie do nieba, (a idzie on na długiej nici, która rozwija się aż za kulisy, wraca do kręgu kóz patrzących w górę, i poprzez swego przyjaciela Stracha stwierdza, że do nieba jeszcze daleko), po trzykrotnym okrążeniu, jak w dziecięcej zabawie, pada na widowni komentarz "on po tej długiej nici nigdy do nieba nie dojdzie".

Bardzo lubię tradycyjny teatrzyk na parawanie, gdzie lalki wymyślają sobie i publiczności, walą się po łbach i wygłaszają głupie dowcipy, lub wzniosłe morały. To co zrobili Dorman i Grabowski jest zaprzeczeniem wszystkich podstawowych form teatru lalkowego. Jest równocześnie odkryciem nowych, możliwości innego wymiaru teatralności sceny lalkowej. Na międzynarodowym festiwalu w Bukareszcie pokazano wiele prób wyjścia poza formy tradycyjnego teatru lalek. Żadna z nich nie była tak pełna, tak bogata i tak konsekwentna jak w spektaklu będzińskim. Fakt ten świadczy o dużej żywotności polskiego lalkarstwa. Jeżeli za myślą reżysera i scenografa nadążą aktorzy lalkarze (a z tym jest w Polsce źle, w Będzinie też nienajlepiej), będziemy mieli dobry teatr lalek. "Krawiec Niteczka" jest wielką prowokacją wobec środowiska lalkarskiego.

Ale wydaje mi się, że każdy człowiek teatru znajdzie w nim wiele powodów do interesujących przemyśleń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji