Artykuły

Romuald Wicza-Pokojski: Odchodzę z poczuciem spełnienia

- Instytucje kultury i artystyczne są naszym narodowym szczęściem - mówi Romuald Wicza-Pokojski, który przez osiem lat był dyrektorem Teatru Miniatura, przechodzi właśnie na nowe stanowisko - będzie kierował Operą Bałtycką. W trudnym momencie przejścia z jednego miejsca w drugie znalazł czas na kilka refleksji dotyczących ostatnich lat i najbliższej przyszłości.

Przemysław Gulda: W jakim nastroju opuszczasz Teatr Miniatura?

Romuald Wicza-Pokojski: Z poczuciem spełnienia. Jednak poczucie to jest pełne nostalgii. Przez te osiem lat wspólnej pracy wraz z zespołem aktorskim oraz pracownikami administracyjnymi i technicznymi doświadczyliśmy wielu miłych chwil, pokonaliśmy sporo przeciwności.

Dziś Miniatura jest liczącym się teatrem o szerokiej ofercie spektakli i ze stabilnym budżetem. Które z zamierzeń, z którymi obejmowałeś stanowisko dyrektora tej sceny, udało ci się zrealizować?

- Chciałem otworzyć nasz teatr na artystów i tematy lokalne. Chciałem, żeby Miniatura była obecna na festiwalach w Polsce i za granicą. Chciałem współtworzyć zespół, z którym będą pracować czołowi reżyserzy. Myślę, że to wszystko się udało.

A co z dzisiejszej perspektywy oceniasz jako porażkę? Co się nie udało?

- Największą naszą bolączką jest infrastruktura. Kolejni dyrektorzy pokładali dużo energii w remonty i przebudowy. Podczas moich kadencji również dokonaliśmy gruntownej zmiany foyer, garderób, instalacji grzewczej i wentylacyjnej. Została jeszcze przebudowa sceny. To zadanie cały czas czeka na swój czas.

Na kontynuacji których z procesów, projektów, przedsięwzięć, które zainicjowałeś i rozpocząłeś w Miniaturze, najbardziej ci zależy?

- Na nowego dyrektora został wybrany Michał Derlatka. Reżyser, który dobrze zna Miniaturę, zrealizował tu trzy spektakle. Już teraz jest obecny w teatrze i programuje premiery spektakli i wydarzenia nadchodzącego sezonu. Przede wszystkim zależało mi na artystycznym poziomie teatru, na poruszaniu wątków lokalnych i współpracy z twórcami związanymi z regionem. Rozpoczęliśmy też pracę nad teatrem dla młodzieży, w tym kontekście powołaliśmy przegląd "Co nowego?", który odbywał się co dwa lata. Podczas niego zrodziła się myśl, żeby mówić do młodzieży z młodzieżą. Jednak jeszcze tego nie zrobiliśmy i będę szczęśliwy, jeżeli nowy dyrektor będzie ten wątek kontynuował. Dodam, że wprowadzenie nowego dyrektora powinno oznaczać zmianę. Kibicuję Michałowi i jego pomysłom.

Przychodziłeś do Miniatury, mając przede wszystkim doświadczenie w dziedzinie teatru pozainstytucjonalnego. Na ile okazało się ono przydatne na twoim stanowisku, a na ile było ciężarem i przeszkodą, utrudniającą poruszanie się w urzędowej strukturze?

- Na samym początku do pracy w Miniaturze zaprosiłem grono osób, które miały doświadczenie w organizacjach pozarządowych i nie tylko: Agnieszka Kochanowska, Emilia Orzechowska, moja zastępczyni dyrektor Magdalena Zabłotna. Ich fachowość, sposób widzenia świata, podejścia do spraw kultury, to wszystko było bardzo pomocne. Dzięki sumie naszych doświadczeń pozainstytucjonalnych i tego co wnieśli koledzy i koleżanki, którzy tworzyli Miniaturę przed naszym przyjściem, dziś możemy mówić o wspólnym sukcesie, popartym nagrodami, recenzjami i oklaskami widzów.

Co cię najbardziej zaskoczyło w tej pracy?

- Praca w Miejskim Teatrze Miniatura umocniła moje przekonanie, że instytucje kultury i artystyczne są naszym narodowym szczęściem. Zapewniają komfort pracy. Jest to oczywiście względne, jednak instytucja daje poczucie stabilności.

Jaka była reakcja: zespołu, władz, widzów, na zmianę kierunku rozwoju teatru, którą zaproponowałeś i konsekwentnie realizowałeś?

- Z pierwszych reakcji podczas spotkań, spektakli czy debat czułem, że Miniatura to nasza wspólna sprawa. Wiedziałem, że jest z kim i dla kogo tworzyć. Dużo zrozumienia dla potrzeb teatru wykazywały dyrektor Anna Czekanowicz i Barbara Frydrych oraz pracownicy Biura Prezydenta ds. Kultury. Pamiętam pierwsze akceptujące wypowiedzi widzów. Pierwsze recenzje. Główną nowością były wyjazdy na festiwale w Polsce i na świecie, ale myślę, że to zespół przyjął z radością. Dziś jestem wdzięczny za zaufanie i akceptację zmian. Myślę, że było warto.

Czemu wobec tego zdecydowałeś się na opuszczenie Miniatury?

- Na samym początku zapowiadałem, że będę w Miniaturze przez dwie kadencje. Dziś, po ośmiu latach trudno jest rozstać się z twórczym zespołem aktorskim i zaangażowanymi pracownikami teatru, z którymi doświadczyliśmy wielu uniesień. Jednak uważam, że decyzja była słuszna. Podyktowana moim przekonaniem, że co jakiś czas instytucja artystyczna potrzebuje nowego spojrzenia.

Dlaczego właśnie opera?

- Tak się składa, że moje życie zawodowe zawsze było związane z teatrem konwencji. Gdzie istotną rolę odgrywa forma. Tak też jest teraz. Dodam, że opera jest gatunkiem przyszłości. Jedną z najmłodszych sztuk, ma dopiero 400 lat. Jest jeszcze wiele do zaproponowania. Poniekąd spełniają się marzenia. Jest to też wielkie wyzwanie organizacyjne, któremu mam nadzieję sprostać.

Jesteś już po kilku miesiącach zapoznawania się z sytuacją Opery Bałtyckiej. Jakie masz pierwsze wnioski z tych obserwacji?

- Po tym sezonie mogę powiedzieć, że jesteśmy w stanie być jednym z ciekawszych teatrów operowych.

Jakie są w tej chwili twoim zdaniem największe problemy Opery?

- Budynek wymaga gruntownej przebudowy. Poprawa infrastruktury to możliwości większych wpływów, to oszczędności. Drugim problemem są środki, których nam brakuje.

Co będziesz chciał zmienić?

- Mam trzy cele. Pierwszym jest tworzenie sztuki na wysokim poziomie wykonawczym z repertuarem mogącym zainteresować publiczność naszego regionu. Drugim jest tworzenie przyjaznego miejsca pracy, z którego wszyscy będziemy dumni. Trzecim, bardzo ważnym, jest właśnie rozpoczęcie budowy.

Wspominasz o tym, więc warto zadać sobie to pytanie wprost: czy gdzieś na horyzoncie twoich planów chociaż zarysowuje się nowa siedziba Opery Bałtyckiej, czy dziś trzeba raczej uznać, że to miraż, o którego realizacji można zapomnieć?

- Wyobraźmy to sobie - Gdańsk z nowym budynkiem Opery. Czy jest to możliwe? Podjąłem się prowadzenia teatru z nadzieją, że tak. Jestem zdeterminowany w tej kwestii. W przyszłym roku będziemy obchodzić siedemdziesiątą rocznicę powstania Opery i powinniśmy myśleć o następnych pokoleniach, tych za kolejne siedemdziesiąt lat. To nasza powinność. Budowa nowego teatru operowego to sprawa nas wszystkich, którym dziedzictwo kulturowe leży na sercu.

W Miniaturze starałeś się realizować program otwierania tej instytucji na nowe formy i nową publiczność. Czy w Operze będziesz chciał robić podobnie?

- Razem z Maestro Jose Maria Florencjo mamy nastawienie na odkrywanie dzieł, które mogą wzbogacić nasz operowy pejzaż. Ważne tematy i wyjątkowa muzyka, czyli wracamy do korzeni i w tym jest nasza awangarda. Operę Bałtycką widzę jako miejsce otwarte dla wszystkich, którzy potrzebują sztuki, gdzie muzyka i obraz tkwią w miłosnym uścisku. To jest więcej niż teatr, więcej niż koncert. Oczywiście jest to gatunek, który ma swoją specyfikę. Jednego jestem pewny, jeżeli potrzebujesz kontemplacji uczuć, przyjdź do Opery. Zapraszam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji