Artykuły

Historia końca pewnej znajomości

Doszukiwanie się w "2084" bezpośrednich nawiązań do Orwella nie ma sensu. Owszem - Michał Siegoczyński wykorzystuje kilka kwestii z "Roku 1984", ale buduje na ich podstawie zupełnie odrębny scenariusz

Aleksandra Bednarz i Krzysztof Prałat, opowiadając historię związku granych przez siebie bohaterów, posługują się własnymi imionami. Jesteśmy tacy jak wy, wydają się mówić. Niemal każdy mógłby znaleźć się na tym krzesełku ustawionym na środku sceny i opowiedzieć własną historię. Z pikantnymi szczegółami - jak w telewizyjnym talk-show: pierwsze spotkanie, pierwsza wspólna noc, pierwsze mieszkanie...

Wielki Brat już nie nadzoruje politycznie nieprawomyślnych obywateli. Objawia się w chęci pokazywania swojego życia całemu światu. Internetowe konta na facebooku, Naszej klasie czy Gronie pozwalają na zamieszczenie dowolnej liczby zdjęć dokumentujących związki, przyjaźnie, imprezy, nawet narodziny dzieci. Intymność nie istnieje, każde wydarzenie potrzebuje obserwatorów, jak w scenie z "2084", kiedy na telebimie podglądamy miłosne zbliżenie bohaterów. Pięknie oświetlone ujęcia, umiejętnie wykadrowane szczegóły, z jednej strony budują nastrój bliskości, z drugiej sprawiają wrażenie wykalkulowanej prezentacji stworzonej na potrzeby profilu sieciowego.

Tyle że w pewnym momencie ta sielanka zaczyna zgrzytać. Szczegóły przestają się zgadzać, pamięć rejestruje wybrane momenty, które można dobrze "sprzedać" publiczności. Bardzo ciekawy jest ten uważny portret na pokaz zbudowany przez Michała Siegoczyńskiego. Idealna para sklejona z klisz z miłosnych piosenek, filmów, refrenów powtarzanych przez wszystkich zakochanych. Nawet rozstanie będzie idealnie kulturalne, odegrane na samym początku, żeby mieć już to z głowy. Tylko co jest prawdą?

Problem z tym przedstawieniem zaczyna się w chwili, kiedy reżyser postanowił udokumentować dojście do autentycznego końca. W dotychczasowych spektaklach, choćby w "Ellingu", Siegoczyński umiejętnie wyważał proporcje między sentymentalizmem a prawdą postaci. W "2084" w pewnej chwili sentymentalizmu robi się stanowczo za dużo, a uważny, ironiczny portret zmienia się w zbyt długą psy-chodramę. Szkoda, bo gdyby udało się do finału utrzymać przewrotność pomysłu na historię końca tej znajomości, byłoby dużo ciekawiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji