Artykuły

"Człowiek z La Manchy" w Lublinie

Po niepowodzeniu "Metra" na . Broadwayu fala entuzjazmu dla musicali nieco u nas opadła. Przede wszystkim okazało się, że na robienie "prawdziwych" i całkiem własnych musicali po prostu nas nie stać. Brakuje pieniędzy, wyposażenia scen, a przede wszystkim odpowiednio przygotowanych wykonawców, nie mówiąc o kompozytorach i librecistach. Właściwszą drogą wydają się skromniejsze poszukiwania (warszawski teatr Rampa) czy też konsekwentne przenoszenie na nasz grunt musicalowej klasyki, co od kilku lat uprawia prowadzony przez Jerzego Gruzę Teatr Muzyczny w Gdyni, gdzie na jubileusz tej sceny wystawiono słynną "West Side Story", znaną u nas od dawna dzięki filmowi ze znakomitą choreografią Jerome Robbinsa.

Podobną jak Gruza próbę podjął ostatnio w lubelskim Teatrze im. Osterwy Andrzej Rozhin. Z tym że podjął ją w teatrze, którego zespół składa się z aktorów dramatycznych i pozbawionym własnej orkiestry. Jednakże udane w poprzednich sezonach premiery spektakli muzycznych, które dały lubelskim aktorom spore doświadczenie. a także pokazały ich możliwości, pozwoliły na ryzyko, jakim było niewątpliwie wystawienie słynnego musicalu z lat sześćdziesiątych "Man of La Mancha" ("Człowiek z La Manczy") Dale Wassermana i Mitcha Leigha. Ten musical - oparty na życiu Cervantesa i przygodach nieśmiertelnego bohatera jego powieści - należy obok "My Fair Lady" czy wspomnianej "West Side Story" do klasyki. W przypadku musicalu równa się to niemal prehistorii, ale tego gatunku dobrze jest się uczyć na starych wzorach. Poza tym nowe przeboje ostatnich sezonów kosztują bardzo drogo. Trzeba przyznać, że przy muzyce z oryginalnego nowojorskiego nagrania lubelscy aktorzy śpiewają nadspodziewanie dobrze. Przede wszystkim zaś, pod względem ruchu, kompozycji scen zbiorowych, operowania światłem (przy polskich skromnych w tej dziedzinie możliwościach) spektakl "Człowieka z La Manczy" jest już nie próbą czy wprawką, ale przyzwoitą musicalową inscenizacją. Być może, że dzięki takim reżyserom i dyrektorom teatrów, jak Andrzej Rozhin, ten tak bardzo łubiany przez polską publiczność rodzaj widowiska przestanie pojawiać się u nas kuchennymi drzwiami, a widzowie w wielu miastach nie będą skazani na archaiczne operetki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji