Artykuły

Jacyś faceci w majtkach i kobiety w bieliźnie biegają po Długiej

Drzyjcie gdańszczanie i turyści. Kryjcie się, strzeżcie ognia, wystrzałów i salw śmiechu. Nadciąga Feta - 23. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych. Na Fetę, na te kilka zwariowanych dni czekamy cały rok. Warto! - pisze Grażyna Antoniewicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Jest rok 1997. W Gdańsku startuje Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych Feta. Pierwsza Feta jest szalona, skandaliczna, rozbuchana.

Ludzie telefonują do komendanta Straży Miejskiej w Gdańsku, irytują się, że jacyś faceci w majtkach i kobiety w bieliźnie biegają po ulicy Długiej. - Idziemy do Europy - odpowiada ze stoickim spokojem komendant. - Trzeba się przyzwyczajać.

- Pierwsza Feta nie miała ani jednego ochroniarza, sami pilnowaliśmy, żeby nam czegoś w nocy nie ukradli. Przy paradach, cudownie współpracowało się nam z publicznością. W ogóle nie mieliśmy pracowników technicznych - wspomina Elwira Twardowska wówczas szefowa Młodzieżowego Klubu Plama i organizatorka festiwalu. - Nie było wtedy marketów otwartych do późnych godzin, więc kiedy zespół przyjeżdżał na chwilę przed występem i oznajmiał, że potrzebuje na przykład 20-centymetrowych gwoździ, jeździliśmy po mieście, sprawdzając kto jest właścicielem sklepu (bo nazwisko właściciela musiało być wtedy na witrynie). Następnie telefonowaliśmy do niego prosząc, żeby nam otworzył sklep i sprzedał gwoździe.

- Z ogromnym rozczuleniem wspominam tamte czasy - adrenalina i radość wspólnego tworzenia! Spotykaliśmy się z ogromną życzliwością - zapewnia.

Festiwal wędrował odkrywał nowe przestrzenie, a kiedy dotarł na Stare Przedmieście i Dolne Miasto także tam mieszkańcy zaaprobowali Fetę. Jeśli było trzeba udostępniali mieszkanie, balkony.

Miejscowa piekarnia sprzedawała bułeczki z węglowego pieca i czynna była do późnej nocy, robi tak nadal podczas Fety.

- Na Placu Wałowym jest taki stary dom, dziś przeznaczony do rozbiórki. Podczas występu Anglików w oknie tego domu siedziała starsza pani. Kiedy aktorzy zaczęli grać na dole na akordeonie, po wiedziała: "To ja też z wami zagram". Poszła po swój akordeon i przyłączyła się - opowiada Elwira Twardowska.

Biały koń i naga dziewczyna

- Teatr Materia Prima z Francji zapragnął do swojego spektaklu... białego konia. Nie było łatwo - mówi Elwira Twardowska. - Ale udało się i w przedstawieniu "Insomnia" pojawił się koń o mieniu Bert, był przystojnym blondynem. Jego właściciel zapewniał nas, że to taki koń, który - jeśli będzie trzeba - to i tramwajem pojedzie. Musieliśmy wysłać jego zdjęcie do Francji, aby uspokoić aktorów, że to koń, jakiego potrzebują. Uroda konia, to jedno, rzecz polegała na tym, że musiał jeszcze przejść przez ogień i to w takt głośnej muzyki, do tego z nagą dziewczyną na grzbiecie. I zrobił to!

Mokry Mazepa

Deszcz towarzyszy Fecie od początku.

- Przed laty, kiedy festiwal odbywał się jeszcze na pasie startowym na Zaspie, wystąpił zespół krakowskiego teatru KTO z "Mazepą". Tuż przed występem, rozpadało się, po prostu lunęło z nieba. Ale aktorzy grali, ponieważ przyszli widzowie, stali tłumnie pod parasolami lub bez. Pamiętam, że akustyk z oświetleniowcem cały czas trzymali palce na klawiszach, bo wywalało bezpieczniki - wspomina Elwira Twardowska. - Ale szczudlarze, ognie, piękna niepokojąca muzyka, kolorowe dymy, fajerwerki, karoca i drewniane konie oraz historia miłosna tak widzów zauroczyły, że nikt nie odszedł. To była bardzo deszczowa Feta i moje pierwsze, cudowne doświadczenie z gdańską publicznością.

Granie w deszczu wymaga ogromnej sprawności fizycznej. Trzeba uważać, żeby się nie poślizgnąć. Kiedy pada, płyty chodnikowe są wyjątkowo niebezpieczne. Ale zespoły teatralne, mimo najgorszej pogody, nie chcą odwoływać przedstawień. Jeśli tylko są widzowie,

Uroda konia, to jedno, musiał jeszcze przejść przez ogień i to w takt głośnej muzyki, do tego z nagą dziewczyną na grzbiecie.

a widzowie nie zawodzą.

XIV Feta - Stare Przedmieście, na Placu Wałowym ma się odbyć spektakl czeskiego teatru Continuo, ale pada ulewny deszcz, zza kurtyny wychodzi aktorka w stroju błazna i masce. Mówi do widzów - "Po co tu przyszliście, przedstawienia nie będzie, bo pada, chociaż mam świetną sztukę. Ale ponieważ pada, nie zagramy..." Zdezorientowani widzowie jednak zostają. "Acha, jak wy oglądacie to i ja pooglądam". Bierze krzesło, siada. W pewnym momencie zza pazuchy wyciąga kukiełkę króla i król każe jej grać. Tak zaczyna się spektakl, który na długo pozostał w pamięci, zostawiając wrażenie czegoś wyjątkowego. Po przedstawieniu aktorzy w deszczu wychodzili do ukłonów, a publiczność nie mogła przestać nagradzać ich brawami.

Latający Holender i Francuzi

- Klub Festiwalowy w "Latającym Holendrze" był miejscem kultowym - wspomina Elwira Twardowska. - Tam wszyscy się spotykali. Cała Feta w nim balowała. Jednego lata ton zabawom nadawał francuski zespół, który świetnie grał, na różnych instrumentach i wszystkich bawił. Na festiwalu było kilka francuskich teatrów, więc w końcu pytam ich: "Z którego jesteście teatru?". Okazało się, że nie są uczestnikami festiwalu, przyjechali do Gdańska, występują na ulicy i po prostu przyłączyli się do zabawy.

- Różnych klaunów na Fecie było wielu, ale tych którzy nas najbardziej zadziwili i najbardziej zapadli mi w pamięć, to był Teatr Licedei z Petersburga. To teatr klaunów, który swojej sztuki używał do opowiadania o rzeczach ważnych, rozbawiał formą, ale to o czym mówił nie było do śmiechu. Na pasie startowym na Zaspie zagrali spektakl, "Catastrophe". To była nasza pierwsza Feta. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jak się robi takie festiwale.

Tymczasem rosyjscy artyści mieli różne życzenia. Trzeba było załatwić im karetkę pogotowi, która pojawi się w czasie spektaklu, ale też potrzebny był dźwig. Wtedy bardzo dobrze współpracowało się ze strażą pożarną. Strażacy powiedzieli: "Nie ma sprawy damy wam nasz dźwig". I tak się stało. Przyszli Rosjanie, sprawdzają, to jest, to jest, a gdzie dźwig? Przecież stoi - mówię. - To jest zabawka, a nie dźwig - odpowiedzieli. I musiałam szukać "prawdziwego" dźwigu, bo oni wystrzeliwali rakietę w kosmos i ten kosmos musiał być odległy.

Zafoliowani artyści i prysznic

W zasadzie, nie było roku, by artyści nie mieli jakichś życzeń. Niekiedy naprawdę przedziwnych.

- Teatr Titanic zażyczył sobie 40 talerzy do stłuczenia oraz kury. Nieoskubanej. Udało się, kura została przywieziona z pobliskiej wsi. Wszyscy zaprzyjaźnili się z kurą i nikt nie chciał poświęcić jej w ofierze sztuki. W końcu dyrektor teatru zdenerwował się i sam ją ukatrupił. Potem aktorka skubała ją podczas spektaklu - opowiada Elwira Twardowska. - Artystów z Teatro del Silencio, którzy grali na Targu Węglowym po przedstawieniu musieliśmy zafoliować, żeby móc zawieść ich pod prysznic. Tarzali się w kilogramach mąki oraz czarnej i czerwonej farby a na to wszystko jeszcze padał deszcz.

Bywa niebezpieczna

Na Fecie należy być czujnym, bywa bowiem niebezpieczna! Płoną ognie, rozrabiają klauni. Raz z okna kamienicy przy ulicy Tkackiej wypadł na linie desperat (akrobata). Wędrowni aktorzy rozwieszali pranie nad Motławą. Król Hiszpanii szalał na rolkach po Długim Targu, w dodatku miał kłopoty żołądkowe. Paliła się żyrafa, spokojnie - była to tylko kukła. Na drabinach rozgrywały się dramaty miłosne. Czasem grasowali całuśnicy!

Widzowie pamiętają jak smukli panowie na szczudłach namiętnie całują wszystkie damy. Zmuszają także panów do całusków. Opornych i wierzgających donoszą. Przytulają się do zakochanych par i... rozrabiają. Gonią przechodniów, zabierają im lody, okulary, wpadają do sklepów... Oczywiście, to austriaccy szczudlarze z teatru Irrwisch - najbardziej przyjacielski zespół jaki odwiedził Fetę.

- O popatrz! Wygłupiają się zupełnie jak tata z wujkiem - mówił maluch do mamy.

Tymczasem aktorzy pracowicie przeszczepiali włosy pewnej pani na łysą głowę jakiegoś pana. Przy gorącym aplauzie widzów, oczywiście.

Szarlatani na Targu Rybnym

Jest rok 2004. Na Targ Rybny z wyciem syreny wjeżdża wóz strażacki. Zachrypiał, zapiał jak kogut i... stanął. Niemieccy strażacy z zespołu Scharlatan usiłują wóz uruchomić, wydobywają spod maski pierze, kurczaki i inne dziwne rzeczy. Udało się, ruszyli. Czerwony wóz "pluje" pomidorami, jajkami i leje wodą po zachwyconym tłumie. Szalony strażak Tom Lanzki piecze na wozie kurę.

- Zawsze marzyliśmy, żeby zagrać strażaków. Więc kiedy zdarzyła się taka okazja, odkupiliśmy od straży pożarnej w Hamburgu samochód i tak powstał spektakl "Aniołowie Stróże" opowiadali aktorzy.

- Czemu rzucacie w tłum pomidorami? - dopytują dziennikarze.

- Jesteśmy Aniołami Stróżami i możemy robić, co chcemy. Irytowanie ma swój cel. Początkowo przechodniów denerwuje nasza niegrzeczność. Później zaczynają się śmiać. Nagle, nawet tego nie zauważając, stają się częścią spektaklu.

Ognie i płonący Titanic

Festiwal uliczny bez ognia to jak kura bez jaj. Pochodnie, race, podpalenia całych dekoracji (w tym celu zrobionych) to obowiązek.

Kiedyś płonących spektakli było wiele. Takim, który na pewno zapadł w pamięci gdańszczanom był "Titanic" zespołu z Monachium podczas pierwszej Fety. Lało się trzy tysiące sześćset litrów wody na minutę. Można było zobaczyć płonącą i tonącą replikę sławnego statku, cóż jak Titanic to trzeba go zatopić.

Smyk przez granicę

- Kiedy odbywały się pierwsze Fety nie byliśmy jeszcze w Schengen, a na granicy stały gigantyczne kolejki. Cztery godziny oczekiwania, to było krótko - opowiada Elwira Twardowska. - Mało tego, obowiązywały listy, na których musiał być spisany cały sprzęt wwożony i wywożony do Polski. Miałam zeszyt, w którym zapisałam telefony do Głównego Urzędu Celnego i na wszystkie przejścia graniczne, po to żeby można było te teatry "wyjmować poza kolejką".

Zdarzyło się, że pewien teatr postanowił nie czekać na granicy i wjechał do Polski bokiem, poza przejściem. Wyjaśnienia trwały dwa lata, bo przyjechał, zagrał i nie odprawił się.

Wielka zadyma

Południe. Upał. Przystanek tramwajowy przed gdańskim dworcem. Młoda kobieta w żałobie, z wielkim wieńcem rozpaczliwie i donośnie woła: Papa, papa. Jedzie na pogrzeb mamy, ale co zrobić z siedzącym na wózku ojcem? Jak pokonać tunel? Namawia młodych mężczyzn (po francusku) aby przetransportowali papę na drugą stronę ulicy. Znajdują się chętni. Tymczasem, tata uczepiony barierki nie pozwala się ruszyć! Dama z wieńcem pogrzebowym w dłoni dziarsko wskakuje na jezdnię. Wstrzymuje ruch... Zjawia się policja. Wielka zadyma, czyli... francuski teatr Cracked.

- Pamiętam pierwsze ustalenia z tym zespołem - wspomina Elwira Twardowska. - Powiedziałam, że w żadnym wypadku nie wolno im wyjść na jezdnię koło dworca. Pokiwali głowami ze zrozumieniem, po czym pierwszą rzeczą jaką zrobili to wkroczyli na jezdnię i zatrzymali ruch.

Pas startowy

Na pasie startowym spektakl "Uczty Duchowe" grał teatr Akademia Ruchu.

- Spektakl, powiedzmy sobie, był nie dla gawiedzi - opowiada Elwira Twardowska - ale wiele osób oglądało go z zainteresowaniem. Artyści przeciągali sobie na sznurkach jedzenie wygłaszając mądre teksty starożytnych filozofów. Spektakl się skończył, a pewna pani tak zaczęła się śmiać, że mnie to zadziwiło.

Pytam, skąd taka reakcja, a ona mówi, że to takie

śmieszne. Ale co? Wie pani, jak w życiu, posiedzieli, pogadali, pojedli, wsiedli w samochód i pojechali.

W pamięci pozostał mi także francuski spektakl ze starym citroenem grany też na pasie startowym. Aktorzy szukali drogi do Paryża, auto dymiło, próbują je ugasić. Raptem patrzę, a z daleka od mostu biegnie starszy pan, dobiega, zakasuje rękawy i mówi: "Spokojnie chłopaki, całe życie jeździłem takim, ja go zaraz naprawię."

Bez parady nie ma Fety

Zdezorientowani ludzie czekają na placu Wałowym. Ma być spektakl, ale gdzie są aktorzy? - pytają. Powoli, powoli z krzaków i zaułków wyłaniają się białe, pokurczone postacie. Ktoś ciągnie kotwicę, ktoś wózek. To żeglarze, właśnie wrócili z wyprawy, na której szukali swojej królowej - bogini płodności. Śpiewają w języku aramejskim, rozdając widzom nasionka w kształcie waginy. Potem artyści Arma Theatre z Izraela wędrują na Bastion Gertrudy, aby pochować królową. To była jedna z ciekawszych parad XIII Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Plenerowych i Ulicznych Feta.

Lubimy Fetę, bo zawsze nas zaskakuje, bawi i porusza. Czasem przeraża. Bywa, budzi lęk, gdy na przykład dwóch straszliwych, pozbawionych twarzy gladiatorów na półtorametrowych szczudłach, w falujących, płomiennych sukniach wypadnie z ciemności jak ogromne owady na łowach, nacierając na widzów. To była "Carmen funebre" [na zdjęciu] Teatru Biuro Podróży.

Podczas jednego z festiwali po Długim Targu pływał, błyskając światełkami, statek badawczy, przemierzając siedem mórz w poszukiwaniu mitycznych stworów. Wyruszył spod Fontanny Neptuna. Marynarzami była dwójka kanadyjskich aktorów z Teatru Les Sages Fous, którzy podbili serca gdańszczan.

Im dłużej wspominamy, tym więcej teatrów przywołuje pamięć, bo jeszcze lwowskie "Waskriesienie" z "Hiobem", Australijczycy na giętkich pięciometrowych tyczkach, albo kanadyjski teatr, który zamienił plac Kobzdeja w pastwisko z owcami i wiele innych, które wzruszały, śmieszyły lub zadziwiały. Jeśli pobawić się statystyką - co roku przyjeżdża w tym czasie do Gdańska około 30 teatrów i to przez 22 lata, oj dużo tego było.

Feta 2019

Już wkrótce do Gdańska, jak co roku, przyjadą artyści ze świata i Polski, a miasto stanie się jedną wielką sceną. XXIII FETA rozpocznie się 11 lipca i potrwa do 14 lipca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji