Artykuły

Z powszechnym przyzwoleniem

Ryba psuje się od głowy. Chłopi z galicyjskiej wsi żyli niemoralnie "bo sobie przykład z księdza wzięli". Tak najłatwiej. Najprościej też obarczyć winą za klęskę jaka spada na społeczeństwo tego, kto w tejże społeczności stoi na świeczniku.

U Wyspiańskiego w "Klątwie" za posuchę, głód winnym okrzyczano księdza. Dn złamał przyjęte zasady. Miał kobietę, która urodziła mu dzieci. Wieś na to patrzyła przyzwalająco. Ludzie przypominają sobie o normach moralnych kiedy dotyka ich ich nieszczęście, susza, nieurodzaj... W takich warunkach ludzka gromada, nie tylko galicyjscy chłopi, chcą mieć winnego, znaleźć ofiarę, przez której cierpienie przebłaga los. Niech więc będzie nią ten, którego postępowanie rzuca się w oczy najjaskrawiej. Tak przecież wygodnie. Lud poczuje się silny, zjednoczony wspólnym celem oddalenia niełaskawej rzeczywistości. A może rozgrzeszy się zbyt łatwo? Czy nie warto poszukać winy, źródła zła także i w sobie, we własnych grzechach, uśpionej moralności? W pobłażaniu występkom możnych tego świata, ich pokrętnej etyce, szubrawstwom... Po co konstatować, że właśnie również i za nie dotknęła nas karząca ręka sprawiedliwości? To by wymagało wysiłku, odwagi. Niech wiec odpowiedzialni będą ci, których widać najwyraźniej. Tak zadecydował lud także i w "Klątwie". Zespolony z "Sędziami" dramat ten stanowi najnowszą premierę Teatru na Woli. Zawarte w niej przesłanie moralne do takich ogólniejszych przecież - bo wykraczających poza symboliczne utwory Wyspiańskiego - pobudza przemyśleń. Nutą przewodnią spektaklu - wyreżyserowanego zgodnie z modernistyczną tradycją literacka i teatralna - jest odpowiedzialność za własne czyny. Wypadki, które posłużyły Wyspiańskiemu do napisania obu sztuk miały pierwowzór w kronikach sadowych. Ale owe wydarzenia: ponura historia księżej kochanki, dzieciobójczyni i proces Żydów handlujących żywym towarem, z których jeden próbuje uniknąć kary za zabójstwo służącej - ukazane na scenie - nadały spektaklowi rangę moralitetu. Odpowiedzialność moralna za popełnione czyny urasta w dramatach Wyspiańskiego do tragicznego rozrachunku z własnym sumieniem. Tragizm ów nie polega jednak na budzeniu się sumienia bohaterów i ich środowiska, ale na sposobie zmazania win, które odpuszczone mogą być jedynie przez ofiarę największą.

Tymczasem młody adept reżyserii Waldemar Matuszewski nie dowierza jakby nośności tekstu. Dodaje inscenizacyjne wtręty: bełkotliwą, wrzaskliwą procesję, której uczestnicy śpiewają pieśni, ale jej słowa nie są przez widzów zrozumiane. Zabieg to więc niepotrzebny, chybiony. Nie waży on wszelako na tym, co w przedstawieniu najistotniejsze, nad czym warto się zamyślić, by odczytać analogię z czasami nam współczesnymi. Matuszewski robiąc swój teatr wiedział, że sukces odniesie właściwie dobierając obsadę. Osiągnął go powierzając podwójną rolę Jewdochy i Młodej Halinie Łabonarskiej. Porzucając nęcący kostium wzniosłego tragizmu była ona po ludzku przejmująca. Cała człowiecza marność, cała jego potęga, pokora i duma zaistniały w jej roli wyraziście. A kreacja ta i niesione przez nią treści przypomina, że zła trzeba szukać i w sobie. Ci bowiem, którzy są także jego sprawcami w powszechnej opinii największymi - może już dokonali rozrachunku z własnego szubrawstwa. Może właśnie owo gorzkie rozliczenie mają już poza sobą?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji