Artykuły

Wodewilowa podróż po Warszawie

Ów stary wodewil Szobera ma już swoją legendę. We wrześniu 1924 r. otworzył nim Schiller pierwszy sezon teatru Bogusławskiego: - w tym samym miejscu, gdzie się odbyła prapremiera 1876 roku. Przybyło kilka osób, pamiętających jeszcze - przedstawienie sprzed 48 lat. Boy, zdając sprawę ze spektaklu Schillerowskiego, zauważył, że gdyby "idea teatru popularnego powstała w 1876 roku - pierwszym jej zadaniem byłoby odciągnąć gawiedź tłoczącą na "Podróż po Warszawie". Miał rację. Nagonka, którą rozpętano przeciw Szoberowi i która przyspieszyła jego śmierć, nie miała przyczyn osobistych. Była wywołana rozbieżnością dążeń, które się zarysowały między autorem a ambitnymi sprawozdawcami. "Com ja takiego zawinił, że mnie kopią jak psa w recenzjach"? Te słowa Szobera przytacza Witold Filier.

Ale Szober doznał rehabilitacji - scenicznej. Schiller raz po raz wracał do, drogiej swemu sercu, "Podróży po Warszawie". Tuż przed śmiercią, planował jej wznowienie w "Syrenie", proponował ją i Dejmkowi.

Wyborny miało więc pomysł kierownictwo Teatru na Woli sięgając po ten wodewil. Opracowanie powierzono poecie Ryszardowi Markowi Grońskiemu. Realizacja okazała się jednak trudniejsza, niż można : było przypuszczać. "Oryginału Szobera wystawić dziś niepodobna" uznał Groński. Dla smakoszów, których i dziś nie brak, dla miłośników dawnego obyczaju, miałoby urok wiele scen, rysów, sytuacji. Przy tym, sam motyw "podróży" jest środkiem wymarzonym. Ileż tu możliwości ożywczych anachronizmów i aluzji, błyskotliwego kojarzenia wrażeń, efektów, paradoksów. Groński dążył raczej do odtworzenia klimatu epoki, nastrojów sprzed stulecia, niż do wiązania tego, co dawne a żywotne. Omyłką (mimo dobrej gry aktorów1) była scena w redakcji "Kuriera Warszawskiego" rezygnująca z ponętnych możliwości żartu na temat dziennika współczesnego. Podróż jest w wersji Grońskiego zredukowana do kilku momentów. Spektakl w teatrze ogródkowym umieszczono na Saskiej Kępie - ale bez wykorzystania możliwości, jakie ten wybór dawał. Może najlepszym pomysłem było zaprezentowanie żywego "eksponatu" Wystawy Rolniczej. Duża w tym zasługa wykonawcy roli, Jana Mateusza Nowakowskiego, imponującego sprawnością i gibkością ruchu, dowcipem, zastosowaniem środków pantomimicznych.

Ważne zadania przypadły reżyserowi - Andrzej Strzelecki miał kilka dobrych pomysłów. Ale napotkał też trudności. Sam wygląd i budowa Teatru na Woli spierają się a wymogami retrospektywnego widowiska. Teatrzyki ogródkowe obywały się może bez dekoracji, jak u Szekspira. Jednak napisy markujące miejsce akcji poszczególnych scenek, co zastosował scenograf, Mariusz Chwedczuk są w tym wypadku środkiem wątłym. Dawną muzykę zastąpiono nową, Włodzimierza Korcza, nie zawsze punktującą humor. Scena w teatrzyku, która już w 1924 roku była "parodią parodii", obecnie przechodzi bez wrażenia, mimo ładnej gry wykonawców, wśród których błyszczy Jadwiga Hodorska.

Jest i kilka innych ról, zapadających w pamięć. Np. Barbara Burska, prostotą gry ozdabia postać guwernantki z prowincji. Wojciech Machnicki w roli Józia Grojseszyka nie został "porażony" tradycją Solskiego czy Frenkla. Grał z dyskretnym dowcipem i swobodą. W epizodzie, żywością niebanalnej i roześmianej gry zainteresowała debiutująca w Warszawie, po tylu jakże odmiennych rolach poznańskich, Halina Łabonarska. Poznań ją stracił, Warszawę zyskała talent wszechstronny, bogaty. Atrakcją spektaklu jest Hanka Bielicka (występ gościnny).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji