Artykuły

Do piachu

W dość osobliwy sposób Teatr na Woli włączył się do obchodów Miesiąca Pamięci Narodowej, wystawiając sztukę Tadeusza Różewicza pt. "Da piachu...". Jest to historia jednego z akowskich oddziałów partyzanckich. Historia? Nie. Tylko "bebechy", i to pokazane w drażniącej manierze naturalistycznej. I to wszystko pisane językiem, który aż cuchnie od tzw. wyrazów. Czy się mówiło takim językiem w partyzantce? Różnie to bywało, ale nigdy w takim nasileniu. Oddział partyzancki złożony jest w większości z chłopów, a język chłopski różni się od języka miejskiego lumpenproletariatu m. in. wprawdzie pewną dosadnością i jędrnością, ale też nieobecnością wulgaryzmów.

Oddział pokazany jest nie w tym, do czego został powołany, nie w działaniu, nie w walce z hitlerowskim najeźdźcą, lecz w jakimś bydlęcym, gnuśnym bytowaniu. Szeregowi partyzanci, chłopcy ze wsi, to zidiociali analfabeci. A "kadra oficerska"? Komendant (Józef Duriasz) jest wprawdzie też chłopskim synem o autentycznych demokratycznych przekonaniach i sposobie bycia, ale i jego autor kompromituje, gdyż to właśnie Komendant odpowiada za śmierć Walusia (Andrzej Golejewski); to przecież Komendant każe sobie przynieść smażone podroby ze świni, pochodzącej z rozboju Walusia, za który to rozbój dostał "czapę"... Darzymy też początkowo sympatią Podchorążego Kilińskiego (Marek Dąbrowski), ale to właśnie on jest dowódcą oddziałku egzekucyjnego i to on dobija strzałami z pistoletu Walusia; i to on ośmiesza się swoimi "wykładami". A są to jedyne strzały, które padają w tej "partyzanckiej" historii. Tylko raz przedtem słychać jeden wystrzał, ale to "na wiwat"... Mówi się natomiast dwukrotnie, że dwudziestu partyzantów ("Wojsko Królowej Jadwigi") nie mogło poradzić sobie z trzema Niemcami, na których wystrzelali wszystką amunicję... W podtekście: tacy to są mocni, ale nie do Niemców tylko do wiejskiego chłopaka, który "poszedł na bandziorkę" a teraz siedzi w budzie jak pies i jak pies prowadzony jest na sznurze, a potem jak psa zastrzelą go w lesie.

Jest jeszcze rozhisteryzowany "panicz" ze dworu, który "poniżył się", wstąpił do "chłopskiej" partyzantki, ale "AK" wystała go do zarażonej prostytutki... No i jest operetkowy mydłek, oficerek z NSZ, Ułan. A jak jest Ułan, to musi być i Dziewczyna, panienka ze dworu. No i oczywiście "dziedzic" i "dziedziczka", którzy "podejmują" panów oficerów.

Jest jeszcze latryną "w akcji" są "pryncypialne" dyskusje z nią związane. A w cały ten latrynowy sztafaż autor pakuje jeszcze Mszę polową, a teatr "ładnie" ten fragment sztuki pokazuje. Między latryną i zabiciem Walusia.

To o treści sztuki i jej "problematyce". Sztuki po prostu niedobrej, zaskakującej także i swoją "nie-różewiczowską" poetyką.

Teatr usiłował nieco złagodzić jej wulgaryzmy i naturalizmy, poszczególni wykonawcy próbowali wyprostować pokrętne postaci sztuki (m. in. takie intencje przebijaj z kreacji Józefa Duriasza - Komendanta oraz Józefa Fryźlewicza w roli kucharza Sfinksa) - nie mogło to jednak zmienić i samej tonacji sztuki i jej obiektywnej - niezależnej od intencji autora i teatru - wymowy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji