Artykuły

Degenerowanie teatru

"Spektakl stawia pytanie o tożsamość męskości, w całej swojej rozciągłości obejmując obszary zarówno hetero- jak i nieheteronormatywne." - informuje na stronie internetowej poznański Teatr Polski o wystawionych w marcu "Ślubach panieńskich" - pisze Lech Śliwonik w Scenie.

Ściśle mówiąc, a na tym chyba Teatrowi zależy, premiera miała miejsce 8 marca - w dniu, w którym dawniej obchodzono Święto Kobiet (dawniej, bo jest podejrzenie, iż ustanowienie tego święta służyło utrwalaniu heteronormatywnych reguł w życiu społecznym). Z cytowanego źródła, dowiemy się jeszcze, że przedstawienie: "jest próbą uruchomienia innej narracji (...) w dialogu między mężczyznami a dyskursem feministycznym". Ponieważ cały tekst utrzymany jest w stylistyce bełkotliwej, nowo-mownej "narracji", znikomy z niego pożytek dla ewentualnie zainteresowanego produktem. No, ale od czego krytyka teatralna - wortale, portale i dziesiątki bla-ble-ble-blogerów. Szybko pojawiła się recenzja (teatralny.pl - Wrocław). Profesora Juliusza Tyszkę (teatrolog, kulturoznawca, performatyk) uradowało "zdekonstruowanie Fredrowskiej fabuły", czyli to, co zrobili Andrzej Błażewicz (reżyser) i Paweł Sablik (dramaturg) - "radykalnie pokreślili dramat", wycięli kilka postaci, zostawili tylko motyw damsko-męskich zmagań (dodajmy - montując obsadę wyłącznie z osób, które dotąd prywatnie i zawodowo funkcjonują jako mężczyźni). Staroświecczyzny "Ślubów..." nie można traktować poważnie, z niej nie da się "wyartykułować aktualnego przesłania", zatem akceptacja tej staroci to dowód ideowego, duchowego kalectwa, groźnego dla społeczeństwa - wywodzi Profesor-kulturoznawca, po czym ostatecznie rozprawia się ze wstecznictwem: "Kto to dziś spokojnie przełknie, bez politowania? Nawet najzagorzalsi tradycjonaliści nie są już w stanie zaakceptować takiej perspektywy, a jeśli ktoś jest w stanie, to znaczy, że z jego przystosowaniem społecznym jest coś nie tak, a jego duchowa przystań mieści się gdzieś w okolicach Państwa Islamskiego".

Zdeptawszy tradycjonalistów - Fredrę i jego dzisiejszych admiratorów - Profesor-teatrolog ujawnia nowe znaczenie i sceniczny kształt centralnego motywu - "wątek zrównania miłości hetero i homo, dopełniony, wzmocniony i ukonkretniony długą sceną miłosną w wykonaniu dwóch nagich mężczyzn". Teraz może już Profesor-performatyk wyartykułować rewolucyjny sens inscenizacji: "Sedno i główne przesłanie - totalny manifest środowisk LGBT".

*

50 lat temu reżyser Jerzy Krasowski wystawił we wrocławskim Teatrze Polskim "Zemstę" Fredry. Realizacja wprawiła w stan podniecenia czołowych krytyków: "odbrązowiona prawda", "odmitologizowany obraz szlacheckiej Polski", "nowatorstwo", "dokonanie historyczne". Nie zdzierżył Konstanty Puzyna: niech będę jednym sprawiedliwym w tej Sodomie zachwytu. I wypunktował pomysły wynoszonego pod niebiosa inscenizatora: "unowocześnił" akcję chwytami z westernu i Kurosawy, sprymitywizował postaci, dopisując im tanie i wulgarne gagi, dodał Cześnikowi i Rejentowi dwie zgraje szlacheckich stronników, którzy leją się, aż trzeszczy, Krasowski zrobił wszystko, żeby inscenizacja spodobała się złaknionym poszukiwaczom śmiałych odczytań i odkrywczych interpretacji starzyzny, ale też oczekującej na ubaw i "numery" publiczności. I reżyser, i krytycy nie zauważyli (zapomnieli?), że "Zemsta" to artystyczne cacko z dawnej epoki - misternie zbudowany świat. "Pech chce, że Fredro był bardzo dobrym komediopisarzem. >>Zemsta<< to już nie utwór, to organizm. Wyrosły w odrębnej, zamkniętej kulturze obyczajowej, w świecie, którego już nie ma, z trudem przystosowuje się do gustów współczesnej sceny i widowni. Ale zniesie niejedno, byle szanować jego prawa A przeszczepy odrzuca. Odrzuca uparcie. I umiera na scenie, nie przyjąwszy ich jako ratunku".

*

Uśmiercenie, na scenie Teatru Polskiego w Poznaniu i w recenzji badacza, kształtu i sensu "Ślubów panieńskich" to kolejny, jeden z najsmutniejszych (bo ile w końcu mamy tych arcydzieł), przejaw upadku naszego teatru i myślenia o teatrze. Więc co - przygotowywać się do odprawienia egzekwii? Jeszcze nie wszystko stracone! Przed 50 laty Puzyna przyjął na siebie rolę sprawiedliwego w Sodomie. Dzisiaj na piszących o teatrze liczyć nie można, na szczęście trzeźwość umysłu i jasność widzenia nie umarły wraz ze zgonem krytyki. Swojej recenzji Tyszka dał tytuł "Nieheteronormatywne ZGENDEROWANIE Fredry" [podkreślenie słowa - LŚ]. Publikacja doczekała się dwóch (oto dzisiejsze znaczenie krytyki!) komentarzy. Jeden z nich - genialny! Jakub Turkiewicz (ujawniony autor) napisał po prostu: "Zrobiła Wam się literówka w słowie ZDEGENEROWANIE" [podkreślenie słowa - LŚ]. Jednym zdaniem "załatwił" rewolucyjny manifest artystów i mozolny, długaśny "dyskurs" teatrologa-kulturoznawcy-performatyka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji