Artykuły

Bankomat narodowy

"Podróże Guliwera" wg Jonathana Swifta w reż. Pawła Miśkiewicza w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński.

"Podróże Guliwera" Pawła Miśkiewicza to praca magisterska o kolonializmie, czyli - jak to magisterka - keks cytatów i mądrości. Nudny, szkolny, uwrażliwiający wykład. Kazanie na trzy godziny, oszałamiająco puste, gdzie krzyk i zagrywa udają intencje, kazanie recytowane przez aktorki zawodowe, choć mógłby to robić syntezator mowy. Pomyja po teatrze postdramatycznym, który dawno już się skończył, ale jeszcze tego nie wie. Nie wiem, jak zapóźnionym należy być snobem, żeby się dzisiaj czymś takim podjarać.

Kompozycyjnie mamy sequel "Podopiecznych". Tę samą kaskadę drętwych deklamacji, które można by powiedzieć w porządku odwrotnym i nie byłoby różnicy. W tym odcinku nie biedniejsi przybywają do nas, lecz my do biedniejszych, ale znowu NASZA WINA. W pierwszej części Wikipedia, kopiec dat i faktów, w drugiej - wreszcie wyruszają w podróże z tytułu, ale najlepiej, kiedy się na chwilę zamkną i se pośpiewają. Ciągnie się to jak glut, jak "Podopieczni", specjalnym rodzajem ciągnięcia się, a z lewej przygrywa bandzik. Bawią się w transowość. Przyszedłem dlatego, że Marta Ścisłowicz miała się, o dziwo, rozebrać. Pokazała tylko uda.

Walczyłem o dobro Starego Teatru, a teraz żałuję. Je regrette tout. Tego teatru już nie ma, urządził się w dupie i jest teraz bankomatem do pieniędzy budżetowych. "I pomyśleć, że po tośmy walczyli" (Mrożek, "Tango"). Zaraz, ile to było, 120 tysięcy? Chyba dopytam w trybie informacji publicznej. I wszystko już jedno, kto pobiera z bankomatu. "Pierwiastek z minus jeden", "Panny z Wilka", "Guliwer", "Nic" - jeden kij. Jeśli Marcin Wierzchowski nie uratuje honoru sezonu...

Młodzi w Starym będą mieli całkiem spory problem, bo w tym teatrze o nic już nie chodzi. Najwyżej o to, żeby mieć ten etat i myśleć o sobie, że się robi sztukę w prestiżowej budzie. Nie ma żadnego "zespołu", tylko konglomerat zgłodniałych narcyzów, którym rzuć choćby ochłapek, a pobiegną za nim, ręczę! Stary jest znowu jak za czasów Bradeckiego, tylko dużo gorzej. Jest jak zombie, jak żywy trup, jak "grób pobielany". Czuję do tego miejsca już tylko nechęć. Rzuciłbym w "Podróże Guliwera" miedziakami na znak obrzydzenia, ale mogę tylko zbliżeniowo. Frajczyk, nie wracaj, bo nie ma do czego. W Warszawie robisz przepiękne spektakle ("Strach", "2118", a zwłaszcza "Cząstki kobiety"), a krakowskie dziady połykają własny ogon.

Ostatnim dobrym spektaklem Starego jest "Wesele" Klaty. Oby nie ostatnim ever, ale na razie, jeśli mogę szczerze, to źle to wygląda. Inne teatry różnie sobie radzą, ale zawsze jakoś żyją i idą do przodu, a Stary jak ta sierota, której nikt już nie współczuje. Bo i nie ma po co współczuć, roztrwoniliście nasze zaufanie, nasze zaangażowanie, a teraz się bawcie sami za publiczną kasę, niech Wami rządzą celeby z seriali. Jesienią nie zagłosuję na Prawo i Sprawiedliwość, ale jeżeli wygrają, to przynajmniej się ubawię, że Mikos Was nie opuści.

Klątwa Górskiego nad drużyną narodową trwała 25 lat. Ciekawe, ile nad Starym Teatrem potrwa klątwa Klaty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji