Artykuły

Uśmiecham się częściej

- Jestem silna, co nie oznacza, że nie przeżywam momentów załamania - mówi EWA BŁASZCZYK, aktorka Teatru Studio w Warszawie.

Minęło już sześć lat od tragicznego wypadku jej córki, który całkowicie zmienił życie aktorki.

Łukasz Maciejewski: - Jak dzisiaj czuje się Ola?

Ewa Błaszczyk: - Jest w stanie tzw. śpiączki czuwającej. Czasami wydaje się, że mrużąc oczy, mówi "tak", albo "nie". Bywa, że się uśmiecha. Wierzę, że robi to dla nas. Niektóre wyniki są coraz lepsze, ale równolegle pojawiają się szkody wtórne, na przykład skolioza. Przy tym szansa medyczna na całkowite wybudzenie Oli przechodzi powoli w kategorię cudu. Jej stan jest stabilny, w domu ma własny pokój, salę do ćwiczeń, są rehabilitanci, no i my przy niej. Siostra Mania głaszcze ją, czesze, opowiada o swoich koleżankach, o książkach. Także o działalności Fundacji "Akogo?".

- Co dokładnie oznacza dziwna nazwa Pani Fundacji?"

- Wiele rzeczy. Na przykład "Akogo to obchodzi?", ale także "Akogo uda nam się uratować?".

- Jak to możliwe, że jest Pani tak silna, że cierpienie potrafiła zamienić w działanie?

- Nie mam wyboru. Zostałam postawiona wobec takiej sytuacji. I muszę jej sprostać. Wie pan, ja ZAWSZE przeczuwałam, że będę w życiu robiła coś jeszcze. Myślę, że los za mnie zdecydował. Jestem silna, i przecież nie oznacza, że nie mam momentów bezsilności, depresji... Mogłabym usiąść i płakać. Ale to droga donikąd. Bo w końcu zostałabym sama z rozpamiętywaniem przeszłości, z bólem. A ja mam swoje zadania: chorą Olę, Manię, Fundację, aktorstwo...

- Nie ma w Pani żalu do losu, że nie okazał się łaskawszy?

- Nie, bo żal jest pasywny. Ja wolę być aktywna.

- Nie jest Pani sama. Wspiera Panią wiele osób.

- Tak. Ale w tragicznych albo najbardziej intymnych chwilach zawsze jesteśmy sami. Nie wolno jednak dopuścić do tego, żebyśmy byli samotni. Przyjaźń, zrozumienie, pomoc innych ludzi są nam potrzebne.

- W stołecznym Teatrze Studio gra Pani więźniarkę Fay w sztuce Rony Munro "Więź" w reżyserii Zbigniewa Brzozy.

- To była moja pierwsza duża rola zagrana po wypadku Oli. Ale przełomem był wcześniejszy "Dybuk" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. Po raz pierwszy zdecydowałam się wtedy na zagraniczny wyjazd do Paryża. To były moje pierwsze dwa tygodnie bez Oli.

- "Więź" jest spektaklem trudnym, gra Pani spotykającą się z córką matkę, z wyrokiem dożywocia za morderstwo męża. Nie za ciężki kaliber?

- Po tylu doświadczeniach nie chcę brać już udziału w czymś, co mnie średnio angażuje.

- A serial "Samo życie"?

- Muszę zarabiać pieniądze, utrzymać dom i jakoś się pokazywać. Lubiłam zresztą Elżbietę Rowicką. To była kobieta naznaczona przez cierpienie, ale zarazem silna, stanowcza i ciepła. Rozumiałam ją.

- Ta rola była jakby pisana specjalnie pod Ewę Błaszczyk.

- Nie. To był normalny scenariusz, potem dobrano obsadę.

- W kinie pracowała Pani z największymi reżyserami, ale prawdziwą popularność przyniósł Pani serial "Zmiennicy" w reżyserii Stanisława Barei.

- To właśnie z filmów Barei, a nie z podręczników historii, młodzi uczą się, jak wyglądały peerelowskie absurdy. Przy tym Staszek wszystkich lubił, promieniowała od niego miłość i ciepło. W filmach Barei nie znajdziemy jadu ani nienawiści. Dlatego są mi bliskie.

- Ewa Błaszczyk to aktorka, doskonała interpretatorka tekstów Osieckiej i Kofty, także matka i szefowa Fundacji. Dużo tego jak na jedną kobietę.

- Chcę być w dobrej formie, bo Ola i Mania tego potrzebują.

- Cały czas Pani delikatnie się uśmiecha. Trudno uwierzyć, że w takim ciepłym domu mieszka także cierpienie, ból i smutek.

- Tak, bo wydaje mi się, że wszystko, co najgorsze mam juiza sobą, że czekają mnie dobre rzeczy. Uśmiecham się częściej płaczę rzadziej.

Na zdjęciu: Ewa Błaszczyk z córkami Ola i Manią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji