Artykuły

Historia brutalnej zbrodni na deskach bydgoskiego teatru

W sobotę (25 maja) w Teatrze Polskim w Bydgoszczy premiera spektaklu "Inna dusza" w reżyserii Michała Siegoczyńskiego. To adaptacja nagradzanej powieści Łukasza Orbitowskiego o tym samym tytule. - Losy bohatera są dramatyczne, dlatego stosuję to, co lubię, czyli popkulturowy teatr: komiksowy, mieszający stylistyki od komediowej do dramatycznej - opowiada reżyser spektaklu Michał Siegoczyński.

Sandra Zakrzewska: Znał pan wcześniej historię Jacka Balickiego?

Michał Siegoczyński: Pierwszy raz dowiedziałem się o niej, czytając książkę Łukasza Orbitowskiego. Łukasz Gajdzis, dyrektor bydgoskiego teatru, gdy zaproponował mi realizację spektaklu, poprosił, żebym ocenił, czy byłbym zainteresowany podjęciem tego tematu. Na początku, mając różne swoje plany, z założenia byłem dosyć sceptycznie nastawiony, ale przeczytałem książkę w jeden dzień i wiedziałem, że to świetny materiał.

Od razu wiedzieliście, że tekst powstanie na podstawie książki czy pojawiły się takie myśli, by sprawdzić akta?

- Chciałem wprowadzić pewne fakty, które poznałem w czasie realizacji. Niektóre takie sceny były już nawet napisane, ale ostatecznie wypadły. Ta historia jest tak gęsta, tyle jest wątków, że nie potrzeba dodatkowych. Są w spektaklu momenty, kiedy puszczam oko do widza i daję znak, że to naprawdę się wydarzyło.

Niestety, historia wydarzyła się naprawdę i wciąż szokuje nie mniej niż 20 lat temu. Coś szczególnie pana zaskoczyło podczas realizacji?

- Wiele się w tym czasie dowiedziałem. Jędrek, czyli w rzeczywistości Jacek Balicki, był po zabójstwie kuzyna podejrzany i przesłuchiwany. Podczas badania wariografem na pytanie, czy zabił, odpowiedział, że nie, i ten wariograf nie zareagował. Policjant tłumaczył, że tylko bardzo przeszkoleni ludzie mają taką umiejętność, a on po prostu powiedział to, co czuł. Dla niego to była prawda i potrafił w ten sposób oszukać ten wariograf. To świadczy o tym, jak bardzo zaburzoną miał empatię. Zbliżył się do rodziny, opiekował się siostrą, wziął rzeczy Darka do siebie, plakaty, były to bardzo dziwne, mrożące krew w żyłach zachowania.

Zabijał bliskich sobie ludzi, to też może przerażać.

- To jest pewnie jeden z najstraszniejszych aktów tej historii. Dagmara była kobietą, w której się kochał, a wcześniej zabił przecież swojego kuzyna.

Spektakl, tak samo jak książka Orbitowskiego, nie szuka odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego tak się działo"?

- Takiej odpowiedzi nie ma. Może w niektórych historiach mamy taki background albo zdarzenie, które rzuciło cień czy kogoś złamało. Są takie opowieści o ludziach, którzy w dzieciństwie przeżyli straszne historie podczas II wojny światowej, a potem odbiło się to na ich dalszych losach. Musimy jednak pamiętać, że wielu ludzi z celi obok czy z obozu nie robiło tego później. To bardzo skomplikowana materia i my trochę na ślepo tworzymy schematy. To pytanie "Dlaczego?" naturalnie się pojawia, a my nie potrafimy na nie odpowiedzieć. Ta fala przychodzi i kogoś zabiera, nie mówiąc, dlaczego to właśnie on. To jest najbardziej bolesne.

Zatem bezsilność człowieka wobec dziejących się obok dramatów i niemożność zapobiegania im. To zobaczymy na scenie?

- W spektaklu aż tak na to nie stawiałem, chociaż też jest to bardzo istotne. Skupiałem się na tym, żeby pokazać zdarzenia. Chciałem uwydatnić to, co miał w sobie Jędrek. Przed zabójstwem, po, przed drugim morderstwem potrafił funkcjonować jako bardzo sympatyczny, fajny chłopak, którego się lubi. Przeważał u mnie ten kierunek interpretacji, bo wydaje mi się to bardzo ciekawe, że ktoś pomimo takich czynów funkcjonuje w świecie, w którym jest lubiany i sprawia wrażenie uroczego chłopaka.

Ten zabieg sprawi, że widz zacznie utożsamiać się z Jędrkiem i będzie mu współczuł?

- To jest ciekawe, że tak bardzo lubimy opowiadać historie. W ciągu dwóch godzin filmu czy spektaklu oglądamy całe życie człowieka. Ta dziedzina sztuki jest do czegoś nam potrzebna. Może do przepracowywania życia, pewnych zdarzeń czy przemijania. Po filmie "Upadek" w Niemczech była duża debata. Hitler nawet nie był tam bardzo wybielany, po prostu pokazano jego upadek, ale w którymś momencie zaczynaliśmy z nim sympatyzować i to się po prostu samo dzieje.

W przypadku Jędrka to jest możliwe?

- Orbitowski stosuje taki zabieg, że od pierwszego do drugiego morderstwa mija długi czas. Jędrek idzie do legii, zbliża się z Dagmarą, zaczyna startować w konkursie cukierniczym, sam w pewnym momencie przyłapałem się na tym, że mu kibicowałem, a on przecież był już po pierwszym morderstwie. To chyba tak jest, że jak się przyjmuje daną osobę za tę, która nas prowadzi, to sympatyzujemy z nią. Z Jędrkiem jednak faktycznie jest taki problem, że jego nie da się obronić. Nie umiem zmierzyć się z takimi czynami. Można zatrzymać się nad jego własnym dramatem, stanem, w który on wchodzi, ogromnym cierpieniem, niezrozumieniem, zagubieniem i takim poczuciem, że on sam się nienawidzi takim, jakim jest. Tutaj jest klucz, by chociaż na chwilę do tego Jędrka się zbliżyć.

"Inna dusza" to jednak nie tylko historia Jędrka, ale także jego przyjaciół, którym przyszło dorastać w przygnębiającej rzeczywistości.

- Zrezygnowałem z zabiegu Orbitowskiego, który świetnie sprawdza się w książce, ale w tym spektaklu niekoniecznie chciałem iść tą drogą. Krzysztof nie występuje u mnie jako narrator. Jest to raczej opowiadane przez Jędrka. Czasami ma samoświadomość czy wkrada się metateatr. Mówi, jakby wiedział coś więcej, ale bardziej wygląda to tak, że śledzimy jego losy. Pisząc tekst, zareagowałem na to podczas sceny "widzenie". Kiedy Krzysiek odwiedza Jędrka w więzieniu, mówi mu, że opowiadał całą jego historię w książce i dlaczego tutaj nie, a Jędrek mu odpowiada, że po prostu nie chciał, żeby ktokolwiek więcej opowiadał jego historię za niego.

Kontaktował się pan z Łukaszem Orbitowskim podczas prac nad spektaklem?

- Zgodził się na wystawienie tej sztuki i żebym napisał adaptację na podstawie jego opowieści, ale nie mieliśmy żadnego kontaktu. Pytano mnie, czy chciałbym skontaktować się z Jędrkiem, czyli Jackiem Balickim. Nie chciałem, a potem też dowiedziałem się, że Orbitowski po spojrzeniu w akta sprawy, zrezygnował ze spotkania. Na takie spotkanie trzeba by mieć jakiś pomysł albo potrzebę, a ja skupiam się na robieniu teatru. W sensie ludzkim mógłbym próbować z czymś takim się zmierzyć, ale nie wiązałoby się to z pracą nad spektaklem.

W książce "Inna dusza" bardzo obrazowo pokazana jest zmagająca się z ustrojowymi przemianami Bydgoszcz lat 90. Próbował pan przenieść ten klimat na deski teatru?

- U mnie jest to bardziej uniwersalne i jeśli są jakieś odniesienia, to komiksowe. Ta komiksowość polega na kilku scenach związanych z młodością chłopaków, kiedy wyjeżdżają do domu w Łochowie, gdzie straszy, czy chodzą nad Brdę. Są to takie pocztówki z dzieciństwa i wspólnie spędzonego czasu. U Orbitowskiego pojawia się próba analizy miasta, które wychodzi w marszu przeciwko przemocy, potem jest wizyta papieża i zestawienie pewnej hipokryzji, która pojawia się, kiedy wiemy, co w tych rodzinach tak naprawdę się dzieje. Ja od tego odstąpiłem, wykorzystałem tylko, by odtworzyć lata młodzieńcze, a potem starałem się stworzyć bardziej uniwersalną opowieść o chłopaku, który dokonał tragicznego czynu, a nie wiązałem tego w kontekście społecznych reakcji. To bardziej intymna opowieść.

Mówiąca też wiele o wchodzeniu w dorosłość, które niesie za sobą duże rozczarowanie?

- Trochę pewnie też. Pojawia się u nas scena z Malwiną, czyli pierwszy seks Jędrka z dziewczyną, która bierze za to pieniądze. Zrobiliśmy to w sposób komiksowy, ale puenta jest jak w "Krótkim filmie o miłości" Krzysztofa Kieślowskiego, gdzie pada pytanie "Czy to jest ta miłość?".

Zaczyna się pan powoli specjalizować w portretowaniu postaci. W Teatrze Nowym w Poznaniu stworzył pan spektakl o Elvisie Presleyu, w Teatrze Miejskim w Gliwicach o Zdzisławie Najmrodzkim, a w bydgoskim Teatrze Polskim sportretował pan rodzinę Beksińskich. Co tak przyciąga w biografiach?

- Dla osoby, która pisze teksty do swoich spektakli, życiorysy są kopalnią, na której można zbudować opowieść. W takich przypadkach jest dużo materiału, faktów i można je selektywnie dobierać, przez co ten tekst rośnie. Akurat w przypadku Beksińskich wyglądało to tak, że mieszkałem z nimi w jednym bloku i po przeczytaniu książki Magdaleny Grzebałkowskiej dotknęło mnie to na tyle, że sam zaproponowałem stworzenie takiego spektaklu. Z kolei Najmrodzki to bardzo znana postać w Gliwicach i dyrektor tamtejszego teatru odezwał się do mnie po obejrzeniu "Elvisa". To przedstawienie spotkało się z wielkim odzewem, bo Najmrodzki wciąż cieszy się w tamtym rejonie niesamowitą popularnością, co jest zadziwiające, skoro 20 lat temu zginął w wypadku. Na premierę przyszła jego mama. Podczas jednej sceny wykorzystywane było jego zdjęcia, ta pani wołała go i płakała przez cały spektakl. Ostatecznie mówiła, że przedstawienie jej się bardzo podobało, a aktor wygląda jak jej syn.

Nie boi się pan podobnych zdarzeń podczas sobotniej premiery?

- Te historie są zupełnie inne. Poziom cienia, bólu jest tutaj dużo większy i losy bohatera są dramatyczne. Stąd też stosuję to, co lubię, czyli popkulturowy teatr: komiksowy, mieszający stylistyki od komediowej do dramatycznej. Oczywiście stąpaliśmy po cienkim lodzie, bo to jednak jest żywy dramat, ale wprowadziliśmy pewne zabiegi, które w niektórych miejscach odelżają akcję. Moja adaptacja to już kolejna fala tej historii i o tym trzeba pamiętać. Sam Łukasz Orbitowski zwracał uwagę na wprowadzoną fikcję literacką, w przypadku mojego spektaklu jest to jeszcze spotęgowane.

Premiera spektaklu "Inna dusza" w sobotę (25 maja) o godz. 19. Kolejne pokazy 26, 27 i 28 maja.

Michał Siegoczyński - rocznik 1972, reżyser teatralny, aktor. Jako reżyser zadebiutował w 2004 r. przedstawieniem "Jak zjadłem psa" w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. Od tamtej pory wyreżyserował ponad 20 spektakli na wielu ważnych polskich scenach, m.in. w Teatrze Powszechnym w Warszawie, Dramatycznym w Koszalinie czy Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Jest także autorem filmu "Po" - thrillera metafizycznego według własnego scenariusza. W 2017 r. w Teatrze Polskim w Bydgoszczy zrealizował spektakl "Beksińscy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji