Artykuły

Z TEATRU

TEATR LETNI: "Śledztwo" - sztuka w 5 aktach Maxa Alsberga i Ottona Hesse - tłóm. Jacka Frühlinga - rez. Emila Chaberskiego - dekor. Wincentego Drabika.

Takie sztuki, jak "śledztwo" słucha się zazwyczaj w teatrze w sposób następujący: Gdy kurtyna idzie w górę, rzucamy okiem w prawo, w lewo i po za siebie, stwierdzamy, czy nikt ze znajomych nie będzie patrzył na Jias, gdy my będziemy zatapiali wzrokiem na scenie - przekonaliśmy się, że nikogo z tych znajomych na sali niema: możemy swobodnie i bez fałszywego wstydu zanurzyć się w sensacyjną treść sztuki: kto zabił Irmę Kabisch? Czy ten student-prawnik Bernt, którego o morderstwo posądza policja, sędzia śledczy i opinja publiczna, - czy też kto inny? A jeżeli kto inny - to kto? kto?! - kto?!! - i tak już aż do finału aktu ostatniego. Słuchamy i czekamy z zapartym tchem, a dopiero nazajutrz, gdy nas ktoś ze znajomych zapyta: "cóż to jest to "śledztwo"? - wzruszamy z lekceważeniem ramionami, na znak swojego wyższego poziomu. Zupełnie tak, jak się przydarzyło pewnemu literatowi. Miano z nim wywiad do ankiety: "Lektura naszych mistrzów słowa". - "Co mistrz czytuje najchętniej?" - pyta interviewer. - "Homera". - Interviewer niedyskret nie spojrzał na książkę, którą mistrz przed chwilą miał w ręce: Wallace. Autorowie "śledztwa", dwaj adwokaci berlińscy, pp. Alsberg i Hesse (jeden z nich adwokatem, czy obaj - o tem mam sprzeczne informacje) - przecięli w połowie sztuki jej czysto wallace'owski charakter, Są adwokatami i poniosła ich zawodowa bolączka: tajność niemieckiej procedury karnej w okresie śledztwa. Obrońca obwinionego nie ma dostępu do zeznań świadków i nie może ze swej strony wpływać na "wyjaśnienie sprawy". Duch procedury boi się zapewne tego wyjaśnienia, jeśli ono ma przyjść od... adwokata. Nienadarmo jeden ze starych praktyków palestranckich pouczał swe- g? adepta: "nic waćpan nigdy nie wyjaśniaj, półcień jest naszym żywiołem". Pp. Alsberg i Hesse starają się jednak wykazać, jak ta jednostronność sądowo-śledcza może fatalnie wpłynąć nietylko na losy obwinionego, ale nawet na karjerę sędziego śledczego, jeśli ten zacietrzewi się w mylnie obranym kierunku dochodzenia.

Z gorliwości zawodowej wpadli jednak pp. Alsberg i Hesse w przesadę. Chcą w nas wmówić, że najlepszy z sędziów śledczych przeoczył okoliczność, na którą natychmiast zwrócił uwagę zwyczajny sobie urzędnik - buchalter, Scherr, jeden ze świadków - i koniec końców mordercą okazuje się niejaki Zuelke, rządca tego domu, w którym mieszkała Irma Kabisch. "I to takie proste" - wola sztuka pp. Allsberga i Hessego - że nie kto inny, jak tylko Zuelke zamordował: wszakże to jemu listonosz mówił, że dziś rano przyniósł Irmie 8.000 marek!" Kolumbowo proste, tylko zachodzi obawa, że teraz wystąpi obrońca Zuelke'go i napisze nową sztukę. Wykaże, że idjotyzmem jest posądzać o to jego klienta, skoro Irmę zabił listonosz, nie kto inny.

Muszę jednak przyznać, że dopókim sztuki słuchał, interesowała mnie, nawet - co tu udawać - nurtowało mnie to podstawowe pytanie: Bernt, czy nie Bernt? Sztuka pisana przez laików, więc trochę zadługa, trochę pod koniec niezręczną, ale logicznie zamotana i rosnącą na leżycie. Ma ona też i dodatkowe zaintereso wanie: Pisana Jest przez Niemców o niemieckiem społeczeństwie, I to społeczeństwo wychodzi z niej przerażające. Kolega obwinionego i aresztowanego, Walter Bienert, brat narzeczonej tegoż Bernta, akademik, syn wysoko w hierarchji społecznej postawionego domu wie, że Bernt nie mógł mordować, ma jego alibi - i tai to wszystko, bo samo wtrącenie się w sprawę groziłoby mu, Walterowi Bienertowi, skandalem. Połowa klienteli zamordowanej kokotki, młodzież nie proletarjacka, bo akademicy, śpiewacy kabaretowi etc. - korzysta z jej podarunków natury finansowej. Ex - inteligent Zülke, obecnie dozorca domu, morduje dla 8.000 marek!! Czy przy tem wszystkiem Hitler i hitlerowcy nie stają się zjawiskiem zrozumiałem? Tylko... Tylko, jeśli Zuelke et cons, to też hitlerowcy ?

Dyr. Chaberski wyreżyserował sztukę energicznie. Pozaciągał należycie węzły, naszpanował mocno wszystkie sznurki łączne, podpędził tempo, ponaciskał śruby pseudo-dramatyczne, pozamykał wszystkie wentyle, przez któreby się mogła niepotrzebnie wkraść refleksja słuchaczów, jak trzeba robić ze sztuką sensacyjną. Rolę sędziego śledczego grał Brydziński tak, że czasem zdawało się, iż tu idzie o jakąś rzecz naprawdę i o jakąś duszę ludzką z prawdziwego zdarzenia. Szkoda, że autorowie nie mogli widzieć, w co się przemienia ta kanwa, jaką dali w ręce wielkiemu artyście. - Drugą ważną rolę, Bernta, grał z przejęciem i budził żywą sympatię p. Solarski. - Epizody, ale wcale nie epizodycznie oddane wykonali pp. Wroncki, Gielniewski (doskonały kabarecista), Balcerkiewiczówna, Kuncewicz, Dobrowolska, Kalinowski, Grodnicki, Szarkowski i w. in. Tłómaczenie p. Jacka Frühlinga na ogół zupełnie dobre, tem dziwniejsze więc, zkąd się wzięła ta "cela biologiczna" zamiast "komórki biologicznej". To trzeba poprawić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji