Artykuły

TEATR. DOMINO (Teatr Mały)

"Domino" nić należy do "chef d'oeuvre'ów" Acharda. Któż z nas nie ulega czasem złudzeniom, że oto w danej chwili wpadł na myśl nową, oryginalną, która jednak przy bliższym obejrzeniu okazuje się wartością bez pokrycia. Twórczość idzie zwykle "po trupach", po pobojowisku takich niewydarzonych błysków wyobraźni. Koncepcja "Domina" wydaje się być takim właśnie zamysłem, kwalifikującym się do zarzucenia.

Wbrew najlepszej woli nie można w tej komedii dopatrzyć się perspektywy psychologicznej, godnej rozwinięcia. Na pierwszy rzut oka rzecz wydaje się frapująca: rozdwojenie, przestawienie i zagubienie osobowości, przyszłość wyrastająca z cudzej przeszłości, życie stworzone a posteriori, w imaginacji, silniejszej niż prawda życia. Wpadamy co chwilę na nowe, uwodzicielskie tropy. Ale rychło przekonywamy się, że giną jak rzeki na pustyni, że prowadzą donikąd.

Autor zagubił swoją myśl w zbyt płytkim, w zbyt "scenicznym" układzie figur. Ułożył partię tak, że wynik jej jest z góry wiadomy, nieuchronny nie wskutek działania wykrytych przez autora, dotychczas nieznanych jeszcze sprężyn psychologicznych, lecz wskutek jaskrawej, rzucającej się w oczy nierówności szans konkurentów. Skoro widzimy, że sprawa musi się rozegrać tak a nic inaczej dla przyczyn nam znanych, nie interesują nas przyczyny ukryte. Stąd też wszystko to, co miało być oryginalnym wkładem autora, zamienia się we wrażeniu widza w szczegół ale akcesoryjny, zbędny, co najwyżej ornamentalny. Zagadnienie pasożytnictwa na cudzej przeszłości, wessanie jej w własne "ja" i pozbawienie przeciwnika tak silnej broni w miłości jak skapitalizowane w wyobraźni wspomnienia, nie dochodzi w komedii z należytą siłą do głosu, a tkwiąca potencjalnie w komedii teza o koniecznej przewadze tego, kto uzyskuje możność przenicowania cudzego życia na własny użytek, w ogóle nawet nie zarysowuje się. Na to przeciwnicy powinni mieć równe szanse, a nawet nasz "Domino" powinienby być upośledzony w stosunku do męża i byłego kochanka pani Loretty. To za mało, że jest niewyraźnym typkiem apaszowskim. To nawet w oczach takiej kobietki, jaką jest pani Lorena nie dodaje mu specjalnego uroku.

Achard nie odrzucił pomysłu i rozwinął go w dodatku drogą najmniejszego oporu. Nic więc dziwnego, że powstała komedia, skrojona nawet zręcznie i napisana nie bez kultury literackiej, ale nie dająca widzowi głębszej satysfakcji intelektualnej.

Bohaterem przedstawienia w Teatrze Małym jest p. Ziembiński, stwarzający postać pełną charakteru, przy tym wzór nienagannej konwersacji scenicznej.

P. Romanówna nic znalazła w postaci Loreny sposobności do zabłyśnięcia, nie przekonywują także role pp. Pichelskiego i Rolanda, może zresztą nie z ich winy, może dlatego, że ostrym rysunkiem pusta ci naruszają równowagę partii na korzyść i tak już uprzywilejowanego "Borta".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji