Artykuły

T E A T R PRAWDZIWE ŻYCIE ANNY (Teatr Nowy)

Sztuka p. Jerzego Zaweyskiego jest mi obca, bardziej niż poprzednie jego utwory. Dopuszczam, że tę obcość spotęgowała chwila bieżąca, chwila nie bardzo odpowiednia do publicznych etiud z dziedziny psychopatologii. Autor nie jest tu coprawda winien, sztukę swoją napisał przed dwoma laty, raczej do teatru należałoby mieć pretensję, że rozmija się z nastrojami i wymogami dnia. Ale zdaje mi się, że nawet w czasach normalnych "Prawdziwe życie Anny" wzbudziłoby we mnie głęboki sprzeciw.

Sztuka Zawieyskiego razi mnie niemal wszystkim: sferą zainteresowań, sposobem "podejścia" do poruszanych zagadnień, założeniami światopoglądowymi, stosunkiem auora do widza. Z całym szacunkiem dla dramaturgii Zawieyskiego, doskonalącej się w sposób nader widoczny od sztuki do sztuki, wyznam, że "Prawdziwe życie Anny" budzi we mnie zasadnicze zastrzeżenia i wątpliwości.

Sferą zainteresowania Zawieyskiego w jego nowej sztuce jest według własnych słów autora "kwestia granicy między życiem, jakie prowadzimy na jawie, a życiem urojonym, życiem naszych marzeń i snów". Przypuśćmy, że to zagadnienie, tylekrotnie podejmowane w literaturze, choć raczej jako motyw uboczny, może stać się samodzielnym ośrodkiem sztuki. Ale jeśli tak, to tylko wówczas, jeśli przystąpimy do niego nie po dyletancku, ale z pełnym rynsztunkiem współczesnej psychologii, z ambicją skrzyżowania szpad choćby np. z Freudem. W terenie, gdzie wytyczono już wiele ścieżek i nawet dróg, Zawieyski zachowuje się tak, jakby on pierwszy "naruszał jakąś puszczę dziewiczą". Gdyby przymierzył swą sztukę do teorii nieświadomego (nie: "podświadomego"), wszystko jedno, czy z zamiarem jej potwierdzenia, czy zaprzeczenia, byłby doszedł zapewne do interesujących wyników.

Nie mówię tego jako zwolennik Freuda (bo i nim nie jestem i już w żadnym razie nie chciałbym nikomu Freuda narzucać); mówię to jako zwolennik ładu intelektualnego. Cokolwiek bowiem myślimy o teorii Freuda, nie można podejmować kwestii granicy między życiem na jawie a życiem nieświadomym bez zajęcia stanowiska wobec zdobyczy psychoanalizy. Partyzantka w tej dziedzinie nie może przynieść nic więcej poza jałową banalnością.

Zawieyski nie przeprowadza przytym żadnej granicy, przeciwnie dokłada wszelkich starań, aby granicę tę zamazać. Rzecz jasna, że w życiu psychicznym Anny rzeczywistość może mieszać się z urojeniem, że granice jawy i snu mogą być chwiejne. Ale z tego nie wynika, żeby widz był pozbawiony możności rozróżnienia między dwiema rzeczywistościami, nazwijmy je bartlewskimi. Jeśli autor nie przeprowadza żadnej linii demarkacyjnej między jawą a urojeniem, jeśli bohaterka waha się w szerokiej amplitudzie, a my nie otrzymujemy żadnej wskazówki, kiedy mamy do czynienia z przekroczeniem progu świadomości, całe zagadnienie staje się niepochwytne. Widzowie "Prawdziwego życia Anny" mimo najlepszej woli nie mogą dopatrzyć się w sztuce konfliktu między jawą a marzeniem, gdyż na scenie nie ma właściwie takiego przeciwieństwa, tak dalece poszczególne elementy życia psychicznego Anny są nieokreślone, tak dalece życie jest snem, a sen życiem. I nie dostrzegając żadnej myśli organizacyjnej, widz skłoniły jest przyjąć, że chodzi tu poprostu o chorobę umysłową Anny, nie o zagadnienie psychiczne. A choroba umysłowa bohatera jest końcem wszelkiej sztuki.

Autor ze szczególną lubością utrzymuje nas w nieświadomości prostych faktów, już nie tylko życie psychiczne Anny, ale także dookolny świat jest w jego sztuce tańcem niewiadomych. Ani jedna postać, ani jedna sytuacja, prawie że zdanie sztuki nie tłómaczy się jasno, wszystko ma conajmniej dwa lub trzy znaczenia. Nie dowiadujemy się, czy Anna otruła swego męża, czy nie, i oba rozwiązania wydają się być możliwe. Nie wiemy, czy Anna była kiedyś naprawdę w klasztorze czy nie, dlaczego potem wyszła za mąż za człowieka niekochanego, kim jest Andrzej, bratem Ksawerego czy oszustem, czy Anna jest geniuszem czy grafomanką, czy Kwalis jest lekarzem czy idiotą. Na wszystkie te pytania można odpowiedzieć dowolnie, gdyż autor zostawia nam nieograniczoną swobodę.

No dobrze, ale w takim razie przesuwa się całkowicie płaszczyzna sztuki, tu nie idzie już o "granice między życiem na jawie a życiem snów", ale o coś zupełnie innego, O kwestię poznania, o jakiś sui generis pirandellizm, "tak jest, jak się nam wydaje". Ale kiedy Pirandello popychał nas dyskretnie w pożądanym dla siebie kierunku i wywoływał wrażenie, jakie sam zamierzył, Zawieyski pozostawia nas w zupełnym chaosie.

Każdy widz może przyjąć inne elementy sztuki za prawdziwe a inne za urojone i przeprowadzić między nimi dowolną linię, czyli inaczej można wyobrazić sobie tyle ujęć "Prawdziwego życia Anny", ile przewiduje odpowiedni wzór matematyczny, obliczający kombinacje wielowartościowych układów.

W tym stanie rzeczy, kiedy autor pozostawia widzowi wolną rękę w nadawaniu treści prostym faktom, trudno kwalifikować w ogóle osiągnięcie intelektualne czy artystyczne pisarza. Mówiłem już, że Zawieyski nie skorzystał, nie próbował nawet skorzystać z klucza, jakim mógłby być freudyzm. Nie tknięta jest też właściwie dziedzina życia erotycznego Anny. I tu znowu nie chciałbym doradzać nikomu, aby we freudowskiej libido szukał alfy i omegi prawdy o człowieku, nie sądzę jednak, aby konflikt jawy i marzenia dał się przekonywująco oświetlić bez 'wejrzenia w tę dziedzinę. Podobnie nie ugruntowane wydaje mi się to, co Zawieyski stara się sugerować co do psychologii tłumu. Amia, która marzy o tym, że jest świętą, musi wreszcie zgodzić się na rolę świętej (wtedy zresztą, kiedy ma najmniej do tego ochoty), gdyż tłum uznał ją za świętą.

Ale przecież Anna oskarżona jest o otrucie męża i tłum ma wszelkie powody sądzić, że jest naprawdę trucicielką. A proces nie ma nic z Justizmordu i tak pośpieszny proces beatyfikacyjny pozbawiony jest podstaw, logiczne - z punktu widzenia psychologii masy - byłoby raczej zjawisko kamieniowania. Autor postąpił sobie zupełnie dowolnie, jeśli chciał koniecznie doprowadzić Annę do pozy świętej, powinien był ją ukazać inaczej na ekranie społecznym.

Nie chciałbym w postawie pisarskiej Zawieyskiego dopatrywać się snobizmu, nakazującego słabszym indywidualnościom kokietować publiczność wieloznacznikami. Myślę, że kryje się w tym głębszy dramat twórczy: lęk przed odpowiedzialnością, niechęć do rozstrzygnięć, mimozowatość woli. Autor szuka nadania określonego konturu rzeczywistości, bo wydaje mu się, że - być może - sprzeniewierzy się jakiejś głębszej, choćby nawet nieznanej, prawdzie. Etyka twórcza nakazuje mu schronić się w zacisze relatywizmu, każe mu tworzyć świat i światopogląd przerastały prawdą i fikcją. Ciekawe światło rzuca na osobowość Zawieyskiego wynotowane przez p. A. Orzechowską w "Kronice Polski i świata" takie wyznanie jednego z bohaterów Zawieyskiego: "Systematycznie, celowo lecz jakże daremnie zabijamy w sobie strach czym się da: pracą, rodziną, pijaństwem. Ten strach rodzi potrzebę religii, stwarza konieczność istnienia Boga, bo inaczej nie dalibyśmy sobie rady". Tak mówi Łukasz w "Daleko do rana".

Wyznaję, dziwnie mi obcy świat. Strach przed czym? Rodzina jako produkt strachu? Bóg jako lekarstwo na trzęsące się łydki? Metodą opanowywania strachu jest także dla Zawieyskiego sztuka. Cóż dziwnego, że przemawia przez jego twórczość strach? Ale strach jako podstawowy czynnik psychiczny, nie przemawia mi do przekonania. Wolę już... sexus Freuda. Teatr Nowy byłby kiedyindziej powołany do wystawiania takich sztuk, tym razem jednak uczyniono by lepiej, gdyby wybrano utwór bardziej sharmonizowany z "rzeczywistą rzeczywistością".

Znakomite jest zato wykonanie aktorskie. Rola p. Małyniczówny była popisem wielkiego talentu dramatycznego. Artystka wyjątkowo pewną stopą ominęła "wszystkie rafy, grożące postaci Anny i stworzyła kreację pełną, jeśli można tak powiedzieć monumentalnej finezji. Żywą, barwną grą odznaczył się p. Krzemiński, skomplikowaną, mroczną ale sugestywną - p. Bonecki. P. Kuncewiczówna wygląda zbyt subtelnie jak na potrzeby swej roli. Świetna jest w swej roli charakterystycznej p. Krzymuska. Reżyseria p. Cwojdzińskiego doskonała, być może jednak, że to za sprawą reżysera niektóre motywy przedstawienia wyszły tak wieloznacznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji