Artykuły

Jasełka

Szeptana plotka głosiła, że dyrektor Andrzej Rozhin się nawrócił. Niektórzy widzieli nawet, jak posypał głowę popiołem, przywdział włosiennicę i biczował się na znak pokuty za wystawianie sztuk bezbożnych i moralnie szkodliwych jak "Opera za trzy grosze" i "Białe małżeństwo".

I chociaż nikt z nas w plotki nie wierzy, to jednak coś w tym być musiało. Po serii sztuk grzesznych i przepełnionych zgubną chucią, Teatr im. Osterwy przygotował widowisko bogo-ojczyźniano-patriotyczne Lucjana Rydla pt. "Betlejem polskie Jakże inaczej wyglądała tym razem premierowa publiczność. Nie tak dawno, bo zaledwie dwa miesiące temu, gdy nadszedł czas premiery "Białego małżeństwa" Tadeusza Różewicza, teatralny hall wypełniony był gwarem podniecenia, a wszędzie widać było smokingi panów i gołe ramiona pań. Teraz w hallu było cicho i wzniośle jak podczas podniesienia, a wśród strojów dominowała szarość habitów i czerń sutann. Zdarzało się nawet tak, że skromny kleryk zderzał się w przejściu z miejskim prominentem. U nas panuje dzisiaj pełna w unia-pochwalił się dyrektor Krzysztof Torończyk, co było jednak tylko prawdą połowiczną. Czegoś mi bowiem w tej arce Rozhina brakowało. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że nie widzę mundurów. Czas mundurów w salonach już jednak przeminął i stąd też zapewne pominięto je przy wypisywaniu zaproszeń.

Skromność toalet premierowej publiczności z nawiązką jednak rekompensowały arcybogate i kapiące od złota stroje wykonawców. Także scenografia zbudowana była z iście bizantyjskim rozmachem i przepychem. Po scenie poruszały się dziesiątki osób, gdzie - że posłużę się tekstem programu - "wśród pień anielskich i wzniosłych modlitw płynęły słowa o Polsce..."

Nic więc dziwnego, że każda wypowiedziana kwestia, każda odśpiewana kolęda wywoływały dreszczyk emocji na widowni. Ludzie klaskali jak oszaleli, bo oto zdarzył się cud i w państwowym teatrze wystawiają prawdziwe jasełka! Gloria! Gloria! - podchwytywano na widowni.

Tego podniosłego nastroju nie potrafił zepsuć nawet aktor Henryk Sobiechart, który w dziadowskim przebraniu kwestował na odbudową Teatru Staromiejskiego. Ludzie cieszyli się jak dzieci z dowcipnych powiedzonek dziadka Sobiecharta i ochoczo rzucali dewaluujące się złotówki. Dziadek każdemu pięknie dziękował dowcipnym wierszykiem, że "kto grosik do kapelusza włoży, ten jest człowiek boży". I co się okazało, że ludźmi bożymi bardzo chcieli być różni miejscy dostojnicy, a także brać artystyczna. Mniej natomiast koloratki, którym jakby ręce zgrabiały i ani rusz nie potrafiły sięgnąć do kieszeni Nic dziwnego, jak się samemu całe życie kwestuje, to niełatwo jest nagle znaleźć się po drugiej stronie. Po ostatniej kolędzie rozhinowych jasełek, publiczność wstała i długo oklaskiwała dopiero co obejrzane misterium. Wróży to widowisku pełną kasą, bo karnawał w tym roku długi, a jasełka można grać aż do Popielca.

Po wniesieniu na sceną ostatniego kosza kupionych na rachunek kwiatów, publiczność opuściła salę w należnej powadze. Wszyscy czuli się jak odrodzeni, a ja zacząłem się rozglądać za konfesjonałem. Niestety, na razie go jeszcze nie ustawiono. Tylko znajoma szatniarka podając mi okrycie szepnęła z ekstazą: - Prawda, jakie to piękne? Nic, tylko klęknąć i się modlić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji