Artykuły

Pazura, czyli skazaniec

"Czapa, czyli śmierć na raty" Janusza Krasińskiego w reż. Zbigniewa Lesienia w Teatrze TV. Pisze Piotr Zaremba w Sieciach.

Pamiętam czasy, kiedy grywano "Czapę. Śmierć na raty" Janusza Krasińskiego w teatrach - lata 70. i 80. I dobrze, że Teatr Telewizji przypomniał - i sztukę, i pisarza. Krasiński, siedzący za rzekome szpiegostwo między rokiem 1947 i 1956, musiał czuć więzienie. A w sensie szerszym był jednym z nie tak znów wielu zwykłych polskich pisarzy, także dramaturgów, piszących o człowieku. Ani to "teatr mieszczański", ani szczególna awangarda. Po prostu teatr.

Ta prosta historyjka o dwóch więźniach skazanych na śmierć, którzy przedłużają sobie za wszelką cenę życie, już tym się wyróżniała, że w tle był PRL, drapieżny, brutalny - i wobec tych ludzi, którzy zasługiwali, i wobec tych, co do których nie było takiej pewności (trzeci więzień). Warto "Czapę" poczytać między wierszami, tak się wtedy pisało literaturę. Ale równocześnie jest to uniwersalna opowiastka, a może przypowiastka. Chwilami groteska przecząca zasadom logiki. Można by rzec, że doskonała wprawka dla teatru, który chce opowiadać o czymś. Również świetne tworzywo dla twórców. Trudno nie pamiętać choćby inscenizacji Piotra Szulkina z 1996 r. w TVP, kiedy w Kuźmę, niby głównego bohatera, wcielił się Marek Walczewski. Kto miał być specem od makabreski, jak nie Szulkin?

Tu "Czapę" wziął na warsztat aktor Zbigniew Lesień. I to jest dobra robota, świetnie trzymająca równowagę między tym co realne i surrealne. W naturalnych plenerach więziennych, ze znakomitym, niepokojącym tłem muzycznym, była przede wszystkim okazją do świetnego aktorstwa. Cezary Pazura jest klasą samą dla siebie, to jeden z mistrzów tragikomedii, który już dawno uwolnił się od garbu nieco knajackich popisów rodem z "13 posterunku". Zresztą nawet one uczyniły go aktorem pełnym, któremu "nic, co ludzkie, nie jest obce". Tu zagrał Kuźmę.

Cieszę się, że dano szansę Michałowi Lesieniowi w roli drugiego więźnia Olesia. Co nie było trudne, to syn reżysera, ale poza tym trochę niedoceniany. Ja doceniłem go po "Wszystko o mężczyznach", znakomitej komedii, a może tragikomedii, w Teatrze Kamienica. To znowu jest aktor, który dawno wyrósł z konwencjonalnej roli telewizyjnego przystojniaka.

Oczywiście prawdziwą ucztą był dla mnie Piotr Fronczewski jako trzeci skazany. Dla niego samego mógłbym to obejrzeć wiele razy. Stykam się czasem z opinią, że korzystając ze swego znakomitego głosu, gra "manierą". Może, ale to przerysowanie, jedyne w swoim rodzaju, jego autorskie, podszyte jest takim ładunkiem zrozumienia dla ludzkiego tragizmu, dla kruchości człowieczeństwa, że nie będę dyskutował. To dla mnie jeden z najważniejszych aktorów mego życia. Wystarczy się zapatrzeć w jego oczy. Tyle w nich przerażenia światem.

Soczyści Andrzej Grabowski i Hubert Zduniak jako klawisze dopełniają stawkę. Podobało mi się, chociaż... Na pokazie przedpremierowym nastawiono mnie na uniwersalną opowieść o ucieczce przed śmiercią. Reżyser opowiadał o młodym człowieku, któremu łzy ciekły podczas kolaudacji.

Tego akurat w "Czapie" ja nie dostrzegłem. Główni bohaterowie są jednak więźniami swojej roli - wyjątkowo bezwzględnych opryszków. Trudno mi w nich widzieć reprezentantów moich lęków. Ja się w tym bardziej dopatrywałem opowieści o karze za grzechy. Choć doceniam i rozumiem wskazanie na paradoksy kary śmierci, która zwalnia człowieka z wszelkiej odpowiedzialności. To jednak tylko dowodzi, jak różni ludzie różnie odbierają to samo dzieło. Nie ma chyba większego komplementu dla pisarza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji