Artykuły

Mr Love stracił głowę

"Tajemniczy Mr Love" w reż. Zbigniewa Najmoły w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bozena Szal-Truszkowska w Ziemii Kaliskiej, Gazecie Poznańskiej.

"Tajemniczy Mr Love, sztuka współczesnej brytyjskiej pisarki Karoliny Leach, którą Teatr W. Bogusławskiego w Kaliszu zamyka dobiegający właśnie końca sezon artystyczny, w swej warstwie fabularnej lekko współbrzmi z poprzednią premierą tego zespołu - Sinobrodym. To kolejna opowieść o mężczyźnie, którego relacje z kobietami są, delikatnie mówiąc, nie najzdrowsze.

Tytułowy bohater spektaklu już w pierwszej scenie wyznaje publiczności, że uprawia dość szczególny proceder. Otóż utrzymuje się on i to na niezłym poziomie, umiejętnie uwodząc niezbyt atrakcyjne kobiety, z którymi żeni się, a potem je okrada i porzuca bez skrupułów. W zasadzie nic w tym szczególnie oryginalnego nie ma. Raz po raz trafiają się takie osobniki i w literaturze i w życiu; a najwięcej ich w brukowych pismach, rozpisujących się przy tej okazji na temat okrucieństwa męskiego egoizmu i bezbrzeżnej naiwności kobiet.

Mr Love wyróżnia się właściwie tylko tym, że - zanim ulotni się z kasą - czuję się w obowiązku u-szczęśliwić kobietę. A konkretnie spełnić jej marzenia o wielkiej miłości chociaż przez jedną noc. Potem już może spokojnie odejść, głęboko przekonany, że zrobił dobry uczynek i pozostał we wdzięcznej pamięci. Ta zasada, na której ów brukowy amant zbudował dość osobliwy własny system etyczny, zawodzi jednak w przypadku pewnej modystki, którą wypatrzył na zapleczu sklepu z kapeluszami. Co oczywiście musi sprowokować rozmaite komplikacje.

Sztuka, którą oglądamy na kaliskiej scenie, opowiada o perypetiach tej właśnie pary. Początkowo wszystko toczy się według tradycyjnego scenariusza. Najpierw mamy więc modelową lekcję uwodzenia, potem stadium kompletnego ogłupienia naiwnej panienki, wreszcie przygotowania do ucieczki. A później cała misternie zbudowana intryga sypie się w drobny mak. Dlaczego? Twórcy spektaklu w programie-ulotce sugerują, że między bohaterami rodzi się prawdziwa miłość. Prawdę mówiąc, nic takiego w relacjach między nimi nie dostrzegłam. Życiowa spowiedź, którą w noc poślubną oboje sobie zafundowali, pozwala im nie tyle wzajemnie się zbliżyć, co raczej poznać i zrozumieć samych siebie. Oboje po prostu przejrzeli się w sobie jak w lustrze, ale zareagowali na tę samowiedzę skrajnie odmiennie. On - wyrafinowany uwodziciel i zawodowy gracz -stracił głowę, sparaliżowany strachem i niezdolny do logicznego myślenia. Ona - zakompleksiona i zahukana stara panna - wyzwoliła z siebie niezwykłą energię i zaradność, dostrzegając w tym splocie zdarzeń życiową szansę dla obojga. Czy jednak z dwóch ludzkich nieszczęść można zbudować jakikolwiek pozytywny i trwały układ? Czy mężczyzna, do tej pory rozdający karty, jest w stanie przyjąć reguły gry, zaproponowane przez kobietę? Odpowiedzi na te pytania zdradzać nie wypada. Niech ich każdy sam poszuka w teatrze.

Kaliskie przedstawienie toczy się w przestrzeni mrocznej, jak zakamarki ludzkiej psychiki. Pociętej tylko konturami ścian, które nic nie kryją, a jedynie sugerują zmiany miejsca akcji. Poza kilkoma niezbędnymi sprzętami na scenie pojawiają się jeszcze lustra, których wymowa zdaje się być głębsza.

Sama sztuka jest chyba nieźle napisana, ale ma też swoje dłu-żyzny, powtórzenia, niepotrzebnie rozwleczone wątki czy nawroty akcji itp. Jakby autorka nie za bardzo ufała inteligencji widzów, a reżyser niestety też podzielał jej opinie. Spektakl trwa więc bez przerwy ponad półtorej godziny, co nie wychodzi mu na dobre, a poza tym dość męczy i aktorów, i widownię.

Z dwójki aktorów, którzy występują na scenie, wyżej oceniłabym kreację Ewy Kibler, konsekwentnie rozwijającą swą postać - od naiwnej, zauroczonej panienki do dojrzałej kobiety, która wie czego chce i czego może jeszcze o-czekiwać od życia. Jej partner, Michał Wierzbicki miał chyba trudniejsze zadanie, ponieważ jego rola zbudowana jest na zasadzie piętrzenia konwencji. Tytułowy Mr Love przecież bez przerwy musi kogoś udawać: zakochanego młodzieńca, troskliwego i wyrozumiałego męża, zimnego gracza, skrzywdzonego przez życie chłopca itd. Aż w końcu myli mu się,

kim naprawdę jest i kim chciałby być. l chwilami miałam wrażenie, że sam aktor też już nie wie, kogo w danym momencie gra.

W sumie jednak jest to spektakl do oglądania - czysty i czytelny - z nieźle skonstruowaną intrygą i wyraźnymi rysunkami psychologicznymi postaci. Czasem zabawny i wesoły, czasem smutny i nostalgiczny. Jak życie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji