Artykuły

Artur Barciś: Praca aktora jest dla mnie wielką radością

- Uprawiam zawód, który jeśli jest się zdrowym i sprawnym, można wykonywać do końca życia. Nie zamierzam iść na wcześniejszą emeryturę - mówi Artur Barciś, aktor i reżyser, związany Teatrem Ateneum w Warszawie.

Nie denerwuję Pana, że po zagraniu tylu wspaniałych ról, większość widzów kojarzy Pana z "Miodowymi latami" i "Ranczem"?

- Nie, bo jestem realistą. Wiem, jak działa ten rynek. Jeśli się pięć lat grało w serialu "Miodowe lata", który jest ciągle powtarzany, widzowie go oglądają i chcą oglądać, to jest to powód do radości. Potem był serial "Ranczo", który też zdobył sympatię milionów Polaków to trzeba się z tego cieszyć. Wiele osób kojarzy mnie nie tylko z tych dwóch seriali, ale także z ról filmowych czy teatralnych, więc nie martwię się tym.

Traktuje Pan zawód aktora jako rzemiosło czy misję?

- To jest przede wszystkim zawód, ale też sposób na życie. Nie pracuję tylko wtedy kiedy wychodzę na scenę. Praca aktora jest dla mnie wielką radością i przyjemnością. Nie czuję się pracoholikiem, bo lubię to co robię.

Nie ma Pan ochoty jednak czasem zwolnić tempa? Właściwie codziennie gra Pan jakiś spektakl, czasem są to dwa spektakle dziennie. Dużo z przedstawieniami podróżuję Pan po Polsce.

- Uprawiam zawód, który jeśli jest się zdrowym i sprawnym, można wykonywać do końca życia. Nie zamierzam iść na wcześniejszą emeryturę. Chce pracować tak długo jak tylko się da. Jeśli za kilka lat będę mógł zapamiętać tekst, wejść na scenę i realizować polecenia reżysera, to będę bardzo szczęśliwym staruszkiem.

Dlaczego postanowił się Pan zająć reżyserowaniem spektakli?

- Reżyseria to trochę inny rodzaj aktywności, który wymaga dużej odpowiedzialności, ale daję ogromną satysfakcję. Kiedy wychodzę do ukłonów w spektaklu, który sam wyreżyserowałem, a przedstawienie gramy po raz dwusetny i za każdym razem są owacje na stojąco, to jak tej pracy nie kochać.

Gdyby miał Pan wymienić swoje trzy najważniejsze rolę, z których jest Pan dumny?

- Jeśli chodzi o teatr to Lejzorek w przedstawieniu "Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca". To była moja pierwsza duża rola, którą zagrałem w Teatrze Ateneum. Na pewno też Papkin w "Zemście" Fredry. Rola o której zawsze marzyłem i którą od kilku lat gram w Och-Teatrze. W filmie jedną z najważniejszych ról jakie zagrałem to postać w "Dekalogu" Krzysztofa Kieślowskiego.

Woli Pan grać w komediach czy bardziej dramatyczne role?

- Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia ponieważ komedię traktuję jak dramat. Na tym polega sens grania dobrej komedii, że z punktu widzenia postaci, którą gram, to co się z nią dzieje jest zazwyczaj dramatyczne, wręcz tragiczne, tylko kontekst jest zabawny, to, że człowiek się znalazł w takiej sytuacji, ale dla niego samego, tej postaci, nic śmiesznego w tym nie ma. I to jest właśnie śmieszne.

Nie myślał Pan nigdy o własnym teatrze? Przez wiele lat związany był Pan z Teatrem Ateneum. Co ciekawe, to w nim kiedyś występowali dzisiejsi właściciele prywatnych teatrów w Warszawie: Anna Gornostaj, Krystyna Janda, Emilian Kamiński, Michał Żebrowski czy Janusz Józefowicz.

- Nie myślałem. Nie mam tyle odwagi co Krystyna Janda. To trudne przedsięwzięcie, do którego potrzeba olbrzymich pieniędzy, a ja takich nie posiadam.

Dzisiejszy świat ścianek, celebrytów i bankietów Pana razi, czy stara się Pan zrozumieć tych, którzy w tym uczestniczą?

- Celebryctwa nie lubię i nie lubię postrzegania mnie jako celebryty. Nie jestem celebrytą i nie chce nim być. Ale rozumiem młodych ludzi, którzy chcą się w jakiś sposób wypromować. I jeśli jest to droga, do tego, żeby dać się zauważyć, a potem potwierdzają to własnymi umiejętnościami, talentem, pracą, osobowością, to nie widzę w tym niczego złego, jeśli to nie jest cel sam w sobie, tylko po to, żeby być znanym.

Co jest fascynującego w Teatrze Ateneum, że był Pan aktorem tej sceny przez ponad 30 lat?

- Były takie okresy w działalności tej sceny, że Teatr Ateneum uważany był za najlepszy teatr w Polsce. W tym teatrze spotkałem najwybitniejszych aktorów, reżyserów od których wiele się nauczyłem. Być członkiem takiego zespołu to było wielkie wyróżnienie i zaszczyt. To naturalne, że chciałem tam być. Jestem bardzo dumny, że mogłem być członkiem tego zespołu. Ciągle się tak czuję, mimo, że nie jestem już na tzw. "etacie"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji