Artykuły

Malta. Dzień drugi

Ach, pretensjonalność, pretensjonalność. Oby wreszcie artyści zaczęli szukać inspiracji w rzeczywistości, zamiast w szelestach własnej umęczonej duszy. Bo kogo interesuje nieciekawa dusza niespełnionego artysty? - z XVI Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta w Poznaniu dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.

W sztuce nie ma chyba nic gorszego niż pretensjonalność, która polega przede wszystkim na tym, że twórca chce powiedzieć coś tak mocno serio, aż jego powaga niepostrzeżenie staje się śmieszna.

Takim grzechem zawinił spektakl "Muzyka dla kotów" Lecha Jankowskiego. Miał to być chyba oniryczno-poetycki montaż z pogranicza surrealizmu i dadaizmu. W efekcie powstał śmiertelnie nudny spektakl na czwórkę snujących się po scenie aktorów (którzy nie bardzo wiedzą, po co występują i co mają robić) i dwóch muzyków (którzy na szczęście wiedzą, co robić, bo reżyser jest kompozytorem i pewnie umiał im to wytłumaczyć). To klasyczny przykład, jak nie widzieć więcej niż czubek własnego nosa.

Podobny narcyzm towarzyszy często twórcom teatru tańca. Dobrym przykładem jest spektakl "Desordre" (na zdjęciu) Polskiego Teatru Tańca i Cie Rialto Nomade Fabrik z Francji w choreografii Williama Petita. Zaczyna się obiecująco - tancerzowi towarzyszą wspomnienia kobiety, która w czasie Powstania Warszawskiego straciła kontakt z rodziną i musiała się ukrywać. Biorąc pod uwagę tytułowy nieporządek, wejście jest mocne i niepokojące. Rozpływa się jednak w szkolno-gimnastycznej całości. Nawet padanie na ziemię, które może kojarzyć się z rozstrzelaniami, jest tylko pokazem sprawności tancerzy, którzy wiecznie uśmiechnięci, z pełnym zadowoleniem przechodzą od jednej figury do drugiej. Niewykorzystana jest też szansa polsko-francuskiego dialogu i sprawdzenia, co z niego dla nas dzisiaj wynika. Dlatego cały spektakl to formalna zabawka - wydmuszka zrealizowana przez zapatrzonych w siebie artystów.

Podobnie jest w solowym projekcie Janusza Orlika "A bliźniego swego jak siebie samego". Tancerz skupia się tylko na tym, jak najlepiej pokazać się przed publicznością, co zrobić, żeby się jej przypodobać. I rzeczywiście może się podobać - za precyzję, za sprawność. Najgorsze jest jednak to, że przede wszystkim podoba się samemu sobie.

Najlepiej wypadł projekt "Bonsai" Leszka Bzdyla, gdyż artysta pogrywa właśnie z takim narcystycznym zadęciem. Wygląda to tak, jakby parodiował niektórych swoich kolegów tancerzy. I właśnie poczucie humoru jest jego największą siłą. Jego etiuda mówi o kształtowaniu osobowości, o ciągłej przemianie samego siebie. Mogłoby to być nie do zniesienia, gdyby nie odrobina dystansu do własnych działań i scenicznej obecności.

Gdy pychą i artystowskim zadęciem grzeszą doświadczeni, uznani artyści, można na to przymknąć oko, ceniąc przynajmniej precyzję wykonania i kształt całości. Dużo gorsze jest zadęcie w wykonaniu młodych, początkujących zespołów. W taką pułapkę wpadł "zarażony" Witkacym Teatr U Przyjaciół. Spektakl "Ymakrape (liborete Biblioteka)" dzieje się na starym strychu. Wszędzie porozwieszane są stare książki. Artyści świetnie radzą sobie z symultanicznym prowadzeniem przebiegu spektaklu. Tyle tylko, że na odnalezieniu i zaadoptowaniu starego strychu skończył się ich pomysł. Widzowie snują się wśród wciąż tak samo ogrywanych sprzętów, nikt nie próbuje podjąć z nimi jakiejkolwiek rozmowy. Podstawowy błąd tego spektaklu polega na tym, że artyści bawią się dużo lepiej od widzów.

Podobnie jest z przedstawieniem "Pierwszy raz" Teatru Ekspozycja na podstawie sztuki Michała Walczaka. Ten mini-dramat nie bardzo sprawdza się w teatrze. Być może dlatego, że napisany był specjalnie dla radia i próba pokazania tego, co jest w nim tkwi, odbiera całości tajemnicę. Niestety twórcy z Teatru Ekspozycja postanowili "wesprzeć" ten tekst absurdalnym pomysłem wprowadzenia na scenę pary greckich bogów. Chyba miała to być Afrodyta i Dionizos. Pomysł może i ciekawy, ale nic z niego nie wynika, bo ta boska dwójka siedzi tylko albo leży i robi miny - a to zadowolenia, tudzież przerażenia, gdy związek dwojga ich podopiecznych się sypie.

Ach, pretensjonalność, pretensjonalność. Oby wreszcie artyści zaczęli szukać inspiracji w rzeczywistości, zamiast w szelestach własnej umęczonej duszy. Bo kogo interesuje nieciekawa dusza niespełnionego artysty?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji