Artykuły

Arcydzieła Jana Sebastiana Bacha na Actus Humanus

W niedzielę wielkanocną, wykonaniem wszystkich Koncertów brandenburskich Jana Sebastiana Bacha, zakończył się Actus Humanus Resurrectio. Festiwal, po którym w pamięci pozostanie mi na długo szczególnie jego inauguracja - chyba żaden z dotychczasowych koncertów nie zaintrygował mnie tak bardzo, jak interpretacja bachowskiej Pasji wg św. Jana Williama Christiego i jego zespołu Les Arts Florissants - pisze Ewa Palińska w portalu Trójmiasto.pl.

Wykonawstwo historyczne, czy jak kto woli "wykonanie historycznie poinformowane" ("historically informed performance") pojawiło się w muzyce w latach 70. ubiegłego wieku, a jego głównym celem było przywrócenie pierwotnych warunków wykonywania muzyki dawnej. Dziś ruch ten możemy śmiało nazwać najważniejszym zjawiskiem w muzyce ostatnich kilku dekad, a grono osób zaangażowanych w przywracanie do życia zapomnianych kompozycji sprzed wielu wieków systematycznie się powiększa.

Wiedzy na temat aktualnego stanu badań nad muzyką dawną dostarcza bez wątpienia festiwal Actus Humanus, podczas którego prezentują się zarówno największe gwiazdy wykonawstwa historycznego (koncerty wieczorne), jak i młodzi, utalentowani artyści z Polski (recitale popołudniowe). Podczas tegorocznej edycji, która odbyła się w dn. 17 - 21 kwietnia, ciekawych propozycji repertuarowych nie brakowało - przez trzy kolejne wieczory, dla przykładu, mogliśmy np. posłuchać trzech różnych wersji ciemnych jutrzni - modlitw odmawianych tradycyjnie przed świtem w czasie triduum paschalnego, których nazwa wiąże się ze starym zwyczajem zapalania, a następnie gaszenia świec, aż do zapadnięcia zupełnej ciemności. Na mnie największe wrażenie wywarły jednak koncerty inauguracyjny i finałowy. I to na nich się skupię w swojej relacji.

Serię wieczornych koncertów otworzyła Pasja wg św. Jana Jana Sebastiana Bacha w interpretacji Williama Christiego i jego zespółu Les Arts Florissants. Czy można sobie wyobrazić piękniejsze wprowadzenie do obchodów Triduum Paschalnego? Pamiętajmy, że bachowska Pasja to nie tylko piękna muzyka, ale i wspaniały, literacki opis męki Chrystusa. Została napisana w konkretnym celu i miała pełnić określoną funkcję w trakcie liturgii. Niezwykle istotna jest tu rola chóru, który jest zarówno nośnikiem jak i uczestnikiem akcji dramatycznej. Daje wiernym ukojenie refleksyjnymi chorałami, a chwilę później wysyła Jezusa na śmierć, śpiewając naszpikowane figurami retorycznymi "Kreuzige, kreuzige!".

William Christie w swojej interpretacji postawił na brawurę, która w rezultacie uniemożliwiła chórowi wyraziste przekazanie tekstu - nigdy w życiu nie słyszałam tak szybko poprowadzonego "Herr, unser Herrscher" i chyba nigdy nie chciałabym go w takim tempie ponownie usłyszeć. Oczywiście wykonanie to robiło wrażenie wysokim poziomem artystycznym (szczególnie pięknie brzmiały głosy żeńskie), ale pozostał niedosyt. Nie miałam szansy zanurzyć się w tej muzyce, nacieszyć się tą cierpką harmonią, interpretacją tekstu, bo Christie po prostu nie dał na to czasu. Chwilami ukojenia były dla mnie fragmenty zaśpiewane a cappella czy aria na bas i chór "Mein teurer Heiland, laß dich fragen". No ale to mało. Mój niedosyt potęgował fakt, że Pasja była wykonana znakomicie i mieliśmy przed sobą fantastycznych artystów (brawa należą się ewangeliście, w którego rolę wcielił się Reinoud Van Mechelen).

W przerwie koncertu okazało się, że ze swoją oceną jestem w mniejszości i publiczność jest zachwycona tą interpretacją. Więcej - wiele osób przyznało, że interpretacja Williama Christiego jest najlepszą, jaką w życiu słyszeli. I ta rozbieżność ocen była piękna, bo zainspirowała nas do przeprowadzenia fascynującej dyskusji na temat tego, jakie czynniki mają wpływ na naszą recepcję muzyki. Prawo do własnego zdania ma przecież każdy, a wysokiego poziomu artystycznego - czyli tego, co jesteśmy w stanie jednoznacznie określić - nikt nie podważał.

Równie spektakularny (tym razem obyło się bez kontrowersji) był Finał Actus Humanus Resurrectio, podczas którego komplet sześciu Koncertów brandenburskich Johanna Sebastiana wykonała Akademie für Alte Musik Berlin. Prowadzący koncert Piotr Matwiejczuk przyrównał je do muzycznych fajerwerków i tak było w istocie - każdy z nich wybrzmiał fenomenalnie, czarował feerią barw, a od muzyków biła tak pozytywna energia, że słuchało się ich z jeszcze większą przyjemnością.

Koncerty brandenburskie to jedne z popularniejszych kompozycji Jana Sebastiana Bacha i bardziej zapaleni melomani mieli z nimi zapewne kontakt wielokrotnie. Niezwykle rzadko zdarza się jednak, aby ktoś ciągiem wykonywał komplet, a takie słuchanie bywa bardzo odkrywcze, bo pokazuje ich różnorodność. Już sama obsada, tak bogata i różnorodna, robiła ogromne wrażenie. Na nietuzinkową kolorystykę wpływała też barwa instrumentów historycznych, na których grali artyści. To niewiarygodne, jak bardzo różni się wykonanie Koncertów brandenburskich na instrumentach współczesnych od tego, podczas którego wykonawcy grają wyłącznie na instrumentach historycznych bądź ich kopiach. Tym bardziej, kiedy instrumentarium jest tak bogate, jak u Akademie für Alte Musik Berlin (oprócz grupy instrumentów smyczkowych wzbogaconej o konsort viol, mieliśmy okazję posłuchać też historycznych oboju i fagotu, fletów podłużnych i traverso, naturalnej trąbki czy rogu).

Muzyka była tak energetyczna, zagrana z taką werwą i radością, że trudno było odwrócić wzrok od uśmiechniętych twarzy wykonawców. Był to bez wątpienia idealny program na niedzielę wielkanocną.

Actus Humanus to festiwal, który licznie odwiedzają pasjonaci muzyki dawnej. A gdzie spotykają się ludzie, którzy mają podobne zainteresowania, to i rozmowy kuluarowe bywają bardzo merytoryczne. O czym rozmawiano podczas trzeciej, wielkanocnej edycji Actus Humanus? Głównie o tym, że tak dobrej odsłony dawno nie było. Z taką opinią w pełni się zgadzam.

Jedyne, co mi przeszkadzało podczas koncertu finałowego, to ten uwierający i ograniczający możliwości ekspresyjne słuchaczy koncertowy savoir vivre. Kiedy podczas wykonywania V Koncertu brandenburskiego klawesynista zakończył swoją kadencję (rodzaj rozbudowanej, niejednokrotnie improwizowanej solówki) miałam ochotę nagrodzić go siarczystymi brawami tak, jak to robię chociażby podczas koncertów jazzowych. No ale to koncert jazzowy nie był. Musiałam się pilnować, choć łatwo nie było.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji